Alcántara, Paulino (1912 – 1927)

Paulino Alcántara uważany jest za jednego z najwybitniejszych piłkarzy, którzy kiedykolwiek przywdziewali trykot Blaugrany. Strzelił dla Barçy mnóstwo bramek, choć w niczym nie przypominał atlety. Miał za to coś, bez czego nawet najlepiej zbudowany zawodnik sobie nie poradzi – instynkt strzelecki. Był tak znakomitym snajperem, że zdobył najwięcej goli w historii Blaugrany, wyprzedzając nawet takie sławy jak Samitier, Caesar czy Kubala.

Najlepsi piłkarze rodzą się w kraju kawy, zatem Alcántara powinien urodzić się właśnie w Brazylii. Los lubi zaskakiwać i tak jest właśnie w tym przypadku, bowiem ten znakomity zawodnik przyszedł na świat 7 października 1896r w Iloilo na Filipinach. Jego ojciec był żołnierzem hiszpańskiej armii stacjonującej w Azji, który osiedlił się na prowincji. Wróćmy jednak do młodszego członka rodu Alcántara. Paulino w bardzo młodym wieku zaczął kopać futbolówkę i całkiem nieźle mu to wychodziło. W 1910 roku udał się do Barcelony, ale bynajmniej nie po to by rozpocząć grę dla „Dumy Katalonii”. Czas na to nadszedł później. Na razie celem wyprawy była edukacja.

Razem z szkolnymi kolegami grał w klubie Galeno, który później został zamieniony na Universitari. Będąc w Barcelonie ciężko oprzeć się pokusie i nie pokochać Azulgrany. Alcántara nie mógł się powstrzymać i zapisał się do młodzików Dumy Katalonii, gdzie niemal od razu dostrzeżono jego talent. 14 sierpnia 1912r. w wieku zaledwie 15 lat, Alcántara zadebiutował w pierwszym składzie Barçy. Było to spotkanie towarzyskie rozgrywane w Sabadell, które zakończyło się zwycięstwem Blaugrany 8-2. Bohater niniejszej biografii zdobył w tamtym meczu hattricka.

30 kwietnia 1916 roku Alcántara rozegrał swój pożegnalny mecz w barwach Barcelony. Po spotkaniu z szwajcarską drużyną Young Boys udał się z powrotem na Filipiny. W tamtejszej lidze reprezentował barwy drużyny Bohemians Manila. W Azji grał tylko przez dwa i w 1918r. wrócił do swojego domu, do Barçy.

Wkrótce wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Paulino był napastnikiem, strzelał dużo bramek, a ówczesny trener Barcelony, Jack Greenwell, zdecydował, że wystawi go na lewej obronie. To było istne szaleństwo, na szczęście nie trwało długo. Socios zażądali aby Alcántara wrócił na swoją nominalną pozycję, a władze klubowe zmusiły szkoleniowca do spełnienia żądań fanów. Zawodnik znów mógł swobodnie strzelać kolejne bramki, nie bojąc się że zostanie obarczony winą za błędy w defensywie.

W 1918r. miał miejsce mecz Barcelony z Realem Sociedad. Blaugrana wygrała to spotkanie 6-0, ale do historii przeszło ono z innej przyczyny. Alcántara uderzył piłkę, ta wpadła do siatki, która nie zatrzymała pełni jej impetu. Futbolówka trafiła wówczas jednego z ochroniarzy, który właśnie przechodził za bramką. Cios był tak silny, że chwilę potem mężczyzna leżał na ziemi. Przypomnijmy, że w tamtym okresie grało się zupełnie innymi, o wiele „wolniejszymi” piłkami, zatem owo uderzenie musiało być naprawdę potężny. 

W 1920r. piłkarz mógł wraz z kadrą Hiszpanii pojechać na Igrzyska Olimpijskie jednak uznał, że ważniejsze są studia medyczne. Może gdyby niezwykle bramkostrzelny napastnik udał się do Belgii, reprezentacja Hiszpanii nie odpadłaby w ćwierćfinale, po meczu z drużyną gospodarzy (3-1). Dla Alcántary nauka była priorytetem, więc w kadrze Hiszpanii wystąpił tylko pięciokrotnie. Swój pierwszy mecz na arenie międzynarodowej zaliczył mając 25 lat. W debiucie strzelił Belgom dwie bramki, a Hiszpania wygrała to spotkanie 2-0. 

Dwa lata później Alcántara rozegrał w reprezentacji kolejny mecz, dzięki któremu przeszedł do historii. 30 kwietnia 1922r., na stadionie w Burgundii, naprzeciwko siebie stanęły jedenastki Francji i Hiszpanii. Choć spotkanie to było tylko meczem towarzyskim na zawsze przejdzie do historii futbolu. I to bynajmniej nie z powodu zwycięstwa Iberów 4-0. W filmie Janusza Zaorskiego „Piłkarski Poker” Laguna zapisał się w pamięci potomnych łamiąc poprzeczkę (drewnianą) ekipie Związku Radzieckiego. Alcántara zrobił coś jeszcze bardziej niesamowitego. Oddał potężny strzał z 25 metrów, który przerwał siatkę w bramce! Bramkarz „Trójkolorowych” protestował, że gol nie może zostać uznany, ponieważ piłki nie ma w bramce. Sędzia miał poważne wątpliwości co należy uczynić, ale ostatecznie uznał gola. Po tym spotkani Paulino otrzymał pseudonim „romperedes” – łamacz siatek.

Zawodnik był pierwszym zawodnikiem z Azulgrany, który urodził się poza Barceloną i reprezentował barwy Hiszpanii w międzynarodowych rozgrywkach. A, że w owych czasach istniała możliwość gry dla dwóch reprezentacji (albo i więcej), „Romperedes” był członkiem kadry Filipin. 

22 maja 1922 to kolejna data ważna w życiu tego zawodnika i Barcelony. Rozegrano wówczas pierwszy mecz na nowym stadionie Dumy Katalonii – The Corts. Ekipa gości (St. Mirren) przegrała to spotkanie 2-1. Strzelcem pierwszego gola, na mieszczącym 30 tysięcy ludzi obiekcie, był oczywiście Alcántara.

W piłkę nie można niestety grać wiecznie. 5 lipca 1927r. reprezentacja Hiszpanii i FC Barcelona rozegrały mecz składając tym samym hołd wielkiemu piłkarzowi. Mecz odbył się w stolicy Katalonii, a wyjściowym składzie gospodarzy wybiegł oczywiście Alcántara. Oprócz niego barw Blaugrany bronili: Platko, Walter, Muntaner, Bosch, Castillo, Carulla, Piera, Samitier, Sastre i Sagi. W drużynie gości od pierwszych minut zagrali Eizaguirre, Arrillaga, Zaldua, Matias, Gamborena, Trino, Lafuente, Goiburu, Oscar, Polo oraz Garmendia. Spotkanie to zakończyło się porażką Blaugrany 2-1, a honorową bramkę zdobył Sastre. Po tym spotkaniu Alcántara zawiesił buty na kołku. Choć mógł jeszcze pograć, zdecydował się zakończyć karierę w wieku 31 lat. Może to i lepiej, bo dzięki temu odszedł w chwale.

Nie był to jednak definitywny rozbrat z futbolem – ten nastąpił kilkanaście później. W 1951r. Alcántara objął posadę szkoleniowca reprezentacji Hiszpanii. Na tym stołku nie wytrwał długo. Poprowadził kadrę w zaledwie trzech spotkaniach towarzyskich – z Szwajcarią, Belgią i Szwecją. Bilans: zwycięstwo nad Helwetami i dwa remisy.

13 lutego 1964 w Barcelonie Paulino Alcántara odszedł z tego świata. W pamięci potomnych zapisał się dzięki swoim bramkom – zdobył ich 355 w 349 meczach. Jak widać zdobywał ponad bramkę na mecz! Nic więc dziwnego, że przewodzi stawce najlepszych strzelców w historii Blaugrany. Drugi w tej klasyfikacji – Samitier ma o 36 goli mniej. Oprócz tego Alcanatarze 5-krotnie udało się wywalczyć puchar Hiszpanii i 10-krotnie mistrzostwo Katalonii. 

Paulino Alcántara jest jedną z najwybitniejszych postaci w historii futbolu, bowiem cieszy się sławą na całym świecie. Reprezentował nie tylko Hiszpanię, ale i Filipiny. Jego sukcesy były powodami do dumy nie tylko dla Katalonii, ale także dla Iloilo. I pomyśleć, że Filipiny mają zaledwie 300.000 metrów kwadratowych powierzchni i mało kto piłkę nożną traktuje tam poważnie.


Aloy Vidal, Lluís (1950 – 1954)

Lluís Aloy urodził się 8 lutego 1930 roku w Santa Coloma de Gramenet. Zawodnik był wychowankiem Barçy, a w zespole zadebiutował 10 września 1950 roku. Był to pierwszy mecz ligowy sezonu, w którym na Camp de Les Corts Katalończycy podejmowali Real Sociedad. Aloy zdobył wówczas bramkę na 2:0, a całe spotkanie zakończyło się pogromem – Barcelona wygrała 8:2. 

Napastnik zdobył z Blaugraną aż osiem trofeów. Dwukrotnie wygrywał w rozgrywkach ligowych (1951/52 i 1952/53), a na swoim koncie ma również dwa Puchary Hiszpanii (1950/51, 1951/52 i 1951/53), dwa Puchary Evy Duarte (1952 i 1953) oraz Puchar Łaciński (1952). 

Aloy nie wytrzymał olbrzymiej rywalizacji na swojej pozycji – musiał konkurować z takimi piłkarzami jak Estanislao Basora, César Rodríguez, Ladislao Kubala, Jordi Vila czy Eduardo Manchón. W barwach FC Barcelony rozegrał zaledwie 24 mecze zdobywając 18 goli. W 1954 roku opuścił zespół, aby kontynuować karierę w takich klubach jak Real Oviedo, Cádiz CF, CE Sabadell, CF Badalona oraz UE Figueres, gdzie zawiesił buty na kołku w 1963 roku. 

W kolejnych latach zajmował się trenowaniem. Prowadził m.in. Barcelonę Atlètic (obecnie Barcelona B), ale nie odniósł na tym polu wielu sukcesów. W latach 70. szkolił również juniorów Blaugrany oraz był koordynatorem kategorii młodzieżowych.


Begiristain, Txiki (1988 – 1995)

Aitor Begiristain Mugica, znany szerzej kibicom futbolu jako Txiki Begiristain, urodził się dnia 12 sierpnia 1964 roku w Olaberrii, miasteczku leżącym w Hiszpanii, na terenie tak zwanego Kraju Basków. W latach 80. i 90. był to jeden z lepszych piłkarzy baskijskich. W czasie swojej kariery ten pomocnik grał między innymi w Realu Sociedad San Sebastian, FC Barcelonie, Deportivo la Coruna oraz kadrze Hiszpanii. Do swoich największych sukcesów piłkarskich może zaliczyć między innymi Puchar Europy, 5 Mistrzostw Hiszpanii oraz 3 Puchary Króla. Ale do rzeczy…

Pierwszym klubem Txikiego był Real Sociedad San Sebastian, do którego młody Bask dołączył w 1980 roku, w wieku zaledwie 16 lat. Wcześniej rozegrał tylko 3 sezony w klubach z niższych lig – Segurze i Olaberrii. Na początku był zaledwie drugorzędnym grajkiem zespołu z Estadio Anoeta, jednak wkrótce z wydatną pomocą trenera Alberto Ormaechey, Txiki zaczyna wchodzić do pierwszego składu. Był to sezon 1981/82. Real Sociedad liczył się w walce o Mistrzostwo Hiszpanii. I tak się stało – zespół z San Sebastian zdobył drugie mistrzostwo pod rząd, a jednym z współtwórców tego sukcesu był młodziutki Txiki, dla którego był to pierwszy sukces w karierze. Następne miały dopiero nadejść.

W sumie na Estadio Anoeta Txiki spędził 6 sezonów (1982-86). W czasie tego okresu w klubie miał możliwość gry i treningu z takimi piłkarzami, jak Luis Arconada, Roberto Lopez Ufarte, José Mari Bakero, Jesus Mari Zamora, Jesus Satrustegui, czy Luis Lopez Rekarte. Mając taką mieszankę znakomitych zawodników, sukcesy musiały nadejść, jednak nie było ich zbyt wiele. W roku 1982 Real sięgnął po Puchar Ligi. Kolejny sukces przyszedł dopiero w sezonie 1986/87. Txiki i spółka zdobyli Puchar Króla. Przyszedł następny sezon. Real Sociedad znów grał w finale Pucharu Króla, jednak po meczu okazało się, że trofeum zdobył przeciwnik, wygrywając 1-0. A rywalem Realu był zespół…Barcelony. Jednak młody Txiki zwrócił na siebie uwagę i podpisał kontrakt z Dumą Katalonii obowiązujący od następnego sezonu.

Txiki Begiristain przybył do Barcelony latem roku 1988. Razem z nim przybyli jego dwaj koledzy z Realu Sociedad, Bakero i Lopez Rekarte. W tym samym okresie trenerem Azulgrany został słynny Holender Johan Cruyff. Jednak krążyły plotki, że to nie były reprezentant Oranje zapragnął sprowadzić na Camp Nou trzech Basków, lecz zrobił to Javier Clemente, który przez ówczesnego prezydenta klubu, Nuneza, został obrany dyrektorem sportowym. W sumie Txiki wytrzymał w stolicy Katalonii aż 7 lat, do roku 1995. Cruyff często powtarzał, iż jego zdaniem z wszystkich składników tak zwanego barcelońskiego Dream Teamu (Zubizarreta, Bakero, Koeman, Laudrup, Guardiola, Stoiczkow, Romario…)Begiristain jest najinteligentniejszy. Kto widział przynajmniej jeden mecz z udziałem Txikiego, ten wie, że w wypowiedziać Holendra było ziarnko prawdy.

Na początku pobytu w Katalonii Begiristain grał na tej samej pozycji co w Realu, czyli na lewej pomocy. Ale im dłużej przebywał w Barcelonie, tym uniwersalniejszy się stawał. Pod wodzą Cruyffa Txiki grał na każdej możliwej pozycji ataku i pomocy. Jednak drużyna Cruyffa (aż do czasu przybycia tam Romario) grała bez typowego rozgrywającego. Za takiego momentami uważany był Txiki. Często zmieniał strony na boisku, biegał, szukał piłki mieszając tym samym defensywę rywali, łatał dziury pomiędzy poszczególnymi liniami w jego zespole. W sumie pomogło mu to rozwinąć swoje umiejętności boiskowe. Jego szybkość i zwinność ruchów, jego gra z pierwszej piłki i umiejętność kreowania gry praktycznie całej linii pomocy stanowiły ciągłe zagrożenie dla przeciwników.

Co ciekawe, Txiki zżył się bardzo z Katalonią i jej środowikiem. Nauczył się języka katalońskiego, co dla Baska jest na pewno swoistym wyzwaniem. Chyba nic dziwnego, skoro w Barcelonie Begiristain i spółka zdobyli wiele trofeów: między rokiem 1991 a 1994 Barcelona 4 razy była Mistrzem Hiszpanii, zaś w 1992 nie miała sobie równych w Europie. Jednak mecz finałowy na angielskim Wembley Txiki Begiristain oglądał z ławki rezerwowych. Jednak Bask poznał smak gry w finale Ligi Mistrzów w roku 1994. Jednak był to jeden z najgorszych występów w historii gry Dumy Katalonii w europejskich pucharach: 0-4 w Atenach z AC Milan mówi samo za siebie. Niewielkim pocieszeniem było wywalczenie w tamtym sezonie Mistrzostwa Hiszpanii. Po tym blamażu prezydent Barcelony zarządził wymianę składu, co w roku 1995 dotknęło również naszego bohatera. Już wtedy Begiristain w wywiadach przepowiadał, że kiedyś wróci do Barcelony. Wtedy jeszcze nie był pewien, że w przyszłości to nastąpi. Ale to inna historia.

Z własną kartą zawodniczą w kieszeni Txiki mógł przebierać w ofertach. Przez moment wydawało się, że wybierze ofertę Athletiku Bilbao, jednak w końcu wybrał kontrakt zaoferowany mu przez Deportivo la Coruna. Klub z La Corunii liczył się wtedy w kraju. Trenerem był tam znakomity Walijczyk John Toshack, z którym Txiki współpracował już w San Sebastian, i z którym przyjaźni się aż do teraz.

W Deportivo Txiki Begiristain spędził tylko dwa sezony (1995-97), jednak z grą w pierwszym składzie było różnie. W sezonie 1995/96 Txiki w Primera Division rozegrał 33 spotkania, strzelając 2 gole. Wydawało się że ten sezon będzie mistrzowskim dla Deportivo – znakomity trener, wielu świetnych zawodników…Jednak skończyło się, jak się skończyło. Dziewiąte miejsce w lidze i brak startu w europejskich pucharach w następnym sezonie. Następny sezon był lepszy dla El Depor. W lidze zajęli trzecie miejsce. Jednak nowy trener był chyba uprzedzony do Baska, gdyż dał mu zagrać w zaledwie 10 spotkaniach. Ostatni swój mecz w barwach Deportivo Txiki rozegrał 22 czerwca 1997 roku. To był równocześnie jego ostatni mecz jako zawodnika w Hiszpanii. W ostatnim meczu sezonu Deportivo pokonało 1-0 Extremadurę na El Riazor. Bramkę zdobył Txiki.

Mimo wyjazdu z Hiszpanii, Txiki Begiristain nie zakończył kariery zawodniczej. W latach 1997-99 występował w Japonii, w zespole Urawa Red Diamonds. Jednak nie podbił J-League i w roku 1999 postanowił zakończyć karierę.

Txiki grał również w reprezentacji Hiszpanii. No, może grał to za dużo powiedziane, ponieważ 22 spotkania i 6 strzelonych w nich bramek nikogo nie rzuci na kolana, jednak pewien drobny epizodzik w kadrze zaliczył. Pierwsze spotkanie rozegrał w przegranym 1-2 u siebie spotkaniu z Czechosłowacją, które miało miejsce 24 lutego roku 1988 za kadencji Javiera Clemente. Txiki był członkiem kadry na Mistrzostwach Europy 1988 i na Mistrzostwach Świata 1994. Właśnie na boiskach Stanów Zjednoczonych zaliczył swój ostatni występ w kadrze. 2 lipca 1994 roku Hiszpania pokonała Szwajcarię, zaś jedną z bramek zdobył właśnie Txiki. Na koniec troszkę statystyki. Otóż w 22 spotkaniach, w których Begiristain zagrał w kadrze, Hiszpania odniosła 12 zwycięstw, 4 razy zremisowała i musiała przełknąć gorycz 6 porażek.

Po zawieszeniu butów na kołku Txiki powrócił do Hiszpanii. Kupił sobie rezydencję w El Maresme, miejscowości leżącej w Katalonii, niedaleko Barcelony. Z tej odległości mógł obserwować, co się dzieje w klubie. Co więcej, zaczął regularnie ćwiczyć z drużyną oldbojów Blaugrany, znów mógł regularnie trenować i rozgrywać mecze i turnieje towarzyskie. Poza tym spróbował swych sił jako komentator telewizyjny spotkań Barcelony. Został jednym z dziennikarzy autonomicznej telewizji z Katalonii, TV3, w której nie tylko komentował mecze, bowiem miał również swój własny program telewizyjny zatytułowany „El Vestidor”(Szatnia).

W roku 1999 w wyborach na prezydenta Barcelony Txiki zdecydował się poprzeć Lluisa Bassata, do zwolenników którego należał również Joan Laporta. Bassat powiedział publicznie, że jeśli zostanie wybrany, mianuje Txikiego Begiristaina dyrektorem sportowym klubu. Z kolei kandydaturę Baska na dyrektora sportowego Barcelony popierał sam Johan Cruyff. Jednak Lluisowi Bassatowi się nie udało – prezydentem klubu został Joan Gaspart. Chcąc nie chcąc, musiał Txiki powrócić do pracy komentatora i dziennikarza sportowego w TV3.

W roku 2003 zarządzono kolejne wybory na prezydenta Azulgrany. Lluis Bassat ponowił swoją kandydaturę, lecz nie była ona dokładnie taka sama, jak 4 lata wcześniej. A dlaczego? Otóż dlatego, że Joan Laporta, młody prawnik, zdecydował się wystartować. Oczywiście zaoferował Txikiemu posadę dyrektora sportowego. Bassat natomiast nie ponowił swojej oferty, ponieważ posadę dyrektora sportowego zaoferował innej byłej legendzie klubu – Josépowi Guardioli. Model sportowy prezentowany przez Laportę i Begiristaina opierał się na budowie klubu na znanych już na świecie, medialnych piłkarzach w połączeniu z klubowymi wychowankami. To miało być gwarancją sukcesu na arenie zarówno krajowej, jak i europejskiej. Inną sprawą było to, że ci piłkarze mieliby być ciągle jeszcze młodzi, z głoderm gry i sukcesów. Ta propozycja zyskała powszechną aprobatę i Joan Laporta został wybrany prezydentem Barcelony zdecydowaną większością głosów. Oczywiście Txiki został wybrany dyrektorem sportowym.

Pod dowództwem tych dwóch panów (oraz nieoficjalnej, lecz prawdopodobnej poradzie Johana Cryuffa) trenerem klubu został Frank Rijkaard, a koszulki klubowe ubrali między innymi Ronaldinho, Deco czy Samuel Eto’o, co postawiło Barcelonę w dobrej sytuacji w Europie. Pomysł Laporty szybko odniósł sukces. Już 14 maja 2005 roku FC Barcelona zdobyła Mistrzostwo Hiszpanii. Co ciekawe, było to pierwsze trofeum tego klubu od…sześciu lat. I pierwszym zdobytym przez Txikiego Begiristaina jako dyrektora sportowego. A zanosi się, że tychże sukcesów będzie więcej.


Czibor, Zoltán (1958 – 1961)

Patrząc na skład Barcelony dowodzonej przez Rijkaarda zauważymy wielu Brazylijczyków. Kiedy sięgniemy pamięcią, do nie tak zamierzchłej przeszłości – czasów Van Gaala zobaczymy ekipę składającą się w znacznej części z Holendrów. Wielkim błędem byłoby stwierdzenie, że taki proces, sprowadzania całych trzonów drużyny rozpoczął się wraz z komercjalizacją futbolu. W historii Azulgrany złotymi zgłoskami zapisała się ekipa, w której brylowali gracze z kraju, który jest dziś trzecioligowcem piłkarskim – z Węgier. W czasach, gdy Real miał Di Stéfano, Barça miała Kubalę. Jako, że nawet najlepszy strzelec potrzebuje wsparcia w ekipie Azulgrany znalazło się dwóch jego kolegów z reprezentacji – Sándor Kocsis i bohater niniejszej biografii – Zoltán Czibor Suhai.

Kaposvar, to dość duże miasto leżące w południowo zachodnich Węgrzech. Według legendy, tak samo jak Rzym, zostało założone na siedmiu wzgórzach. Szukanie dalszych podobieństw robi się nad wyraz trudne. W historii włoskiego miasta było wiele sławnych postaci, co innego w dziejach węgierskiego. Za najbardziej znanych uchodzą tu dwukrotny premier Węgier – Imre Nagy i piłkarz – Zoltán Czibor. 23 sierpnia 1929r. był zatem jednym z najważniejszych dni w historii Kaposvaru. Wtedy właśnie na świat przyszedł jeden z członków złotej generacji węgierskiej piłki.

Małego Zoltána nie garnęło szczególnie do futbolu. Na początku uprawiał skok wzwyż. Z czasem jednak dorósł, zmienił trochę swoje upodobania i przekonał się do piłki nożnej. W 1939r. wybuchała II wojna światowa, która nie była wstanie powstrzymać Węgra od uprawiania sportu. W 1942r. wraz z dwójką braci, rozpoczął swoją piłkarską karierę w Komárom AC. W wieku 16 lat, w 1945r. zawodnik po raz pierwszy w swojej karierze zmienił klub. Różnica niewielka, bowiem nie trzeba było zmieniać nawet miasta. Nową drużyną piłkarza był Komárom MÁV. Wkrótce (w 1948r.) Czibora zapragnęła mieć ekipa z wyższej półki. Po zawodnika sięgnęła jedna z najbardziej utytułowanych drużyn w kraju – Ferencvaros. Wówczas, piłkarz, po raz pierwszy w swej karierze spotkał się z Kocsisem. W 1949r. wywalczył tytuł mistrza Węgier i zadebiutował w reprezentacji kraju. 8 maja 1949r. Madziarowie pokonali Austriaków 6-1. Żadnego z goli nie strzelił jednak Czibor. W kolejnym meczu w reprezentacji także nie udało mu się pokonać bramkarza rywali. Swojego pierwszego gola dla kadry strzelił dopiero w szóstym meczu, pokonując bramkarza biało-czerwonych w 83 minucie. Węgry – Polska. 6-0. 

Zanim to jednak nastąpiło zawodnik został wypożyczony w 1950r. do ÉDOSZ. W sezonie 1951-1952 Czibor był już graczem Csepeli Vasas. 

W 1952r. piłkarz pojechał na Olimpiadę do Helsinek jako członek najpotężniejszej drużyny w historii Węgier. Od 14 maja 1950r. Madziarzy nie przegrali żadnego meczu. Tylko, że mierzyli się głównie z drużynami krajów socjalistycznych. Teraz nadeszła pora na weryfikację ich umiejętności. W pierwszym meczu nie zachwycili, wygrywając tylko 2-1 z Rumunami. Autorem pierwszej bramki był Czibor. Kolejny przeciwnik był o wiele trudniejszy – Włosi. Squadra Azzurra zostali zmiecieni w pył. Węgrzy zaczęli grać swoje i wygrali 3-0. Turcy – kolejny rywal już mógł czuć się wyeliminowany. I słusznie. Wynik 7-1 mówi sam za siebie. 6-0 ze Szwedami w półfinale i Jugosłowianie mogli obawiać się o losy finału. Do 71. minuty utrzymywał się wynik bezbramkowy. Wówczas piłkę do siatki skierował Puskas. W 89 minucie rywali dobił Czibor. Węgrzy sięgnęli po złoto. W 1953r. Węgrzy potwierdzili swój prymat w Europie Środkowej zwyciężając w Pucharze Dr.Gerõ-Svehla.

W tych czasach na Węgrzech, podobnie jak w Polsce i kilku innych krajach istniały kluby wojskowe. Jednym z nich był Honved Budapeszt. Nic więc dziwnego, że wyróżniający się zawodnik, jeden z kluczowych w reprezentacji zaledwie po roku gry w Csepeli trafił do Honvedu. W wojskowym klubie spotkał wielu znajomych z kadry i wspólnie z nimi sięgnął po mistrzostwo kraju w 1954r.

Oczywiście Czibora nie mogło zabraknąć na Mistrzostwach Świata w Szwajcarii. Dla drużyny, która odczarowała Wembley, Korea Południowa nie była trudnym rywalem. Azjaci ulegli zaledwie 9-0. RFN okazało się niewiele lepsze ponieważ Niemcy strzelili 3 bramki, a stracili 8. W ćwierćfinale goryczki porażki zaznała. Brazylia (4:2). W półfinale z Urugwajem Madziarów na prowadzenie wyprowadził w 12 minucie Czibor. Urusim udało się doprowadzić do stanu 2-2 i dogrywki. Tu byli bez szans, bowiem gracze Gustava Sebesa zaaplikowali im jeszcze dwa gole. 04 lipca 1954r. wydarzył się jeden z najdziwniejszych finałów w historii Mistrzostw Świata. W fazie grupowej Węgrzy roznieśli Niemców 8-3, trudno było spodziewać się teraz innego wyniku. W wyjściowym składzie ekipy znad Dunaju wybiegł kontuzjowany Puskas i to on w 6 minucie wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Po 180s. było 2-0, a strzelcem bramki był Czibor. W 11 minucie za sprawą Molocka RFN uzyskał kontaktowego gola. W 18 Rahn doprowadził do Wyrównania. Węgrzy ruszyli do zmasowanych ataków, co rusz nękali bramkarza rywali – Turek’a, ale ten wychodził z każdej sytuacji obronną ręką. W 84 minucie stało się to czego nikt (albo prawie nikt) się nie spodziewał. Z najbliższej odległości Rahn pokonał węgierskiego bramkarza – Grosicsa i na tablicy wyników widniał rezultat 3-2. Tak też zakończyło się spotkanie, po którym wielu niemieckich zawodników dziwnie się zachowywało i cierpiało na różne dolegliwości. Doping, czy nie – niemożliwe stało się faktem. Węgrzy przegrali pierwsze od 32-óch spotkań i wrócili do kraju tylko z srebrem.

Rok 1955 okazał się nadzwyczaj udany dla Czibora. Nie dość, że jego drużyna została mistrzem Węgier, to sam zawodnik zdobył 20 bramek, zostając tym samym królem strzelców. Honved mógł walczyć o Puchar Europy. W pierwszej rundzie Zoltán i spółka trafili na Athletic Bilbao. Na początek hiszpańska ekipa wygrała 3-2. 23 października 1956r. wybuchła Rewolucja Węgierska. Postanowiono, że rewanż odbędzie się w Brukseli, na stadionie, który kilkanaście lat później zapisał się niezwykle niechlubnie w historii piłki – na Heysel. Na początku spotkania kontuzji nabawił się bramkarz drużyny z Budapesztu, nie można było dokonać zmiany, więc jego miejsce między słupkami zajął Czibor. Mecz zakończył się remisem 3-3, a taki rezultat oznaczał odpadnięcie Honvedu. W kraju było bardzo „gorąco”, więc piłkarze postanowili sprzeciwić się węgierskim autorytetom oraz FIFA i udali się w tour po Włoszech, Portugalii, Hiszpanii i Brazylii. Oczywiście ich trasa nie mogła ominąć Barcelony, z którą udało im się wygrać 4-3. Po zakończeniu wyprawy nadszedł czas by podjąć decyzję czy wracać do ojczyzny, czy też nie. Czibor zdecydował, że zostanie w Europie Zachodniej. Najbliżej pozyskania go była Roma. W rzymskim klubie zawodnik rozegrał nawet kilka spotkań, ale wówczas FIFA nałożyła dwuletnia dyskwalifikację na wszystkich piłkarzy Honvedu, którzy nie wrócili do kraju. Decyzja o pobycie na „wygnaniu” niosła ze sobą jeszcze jedno – koniec reprezentacyjnej kariery. W sumie w drużynie narodowej Zoltán rozegrał 43 spotkania i strzelił 17 goli. 23 września 1956r. zdobył swoją ostatnią bramkę dla reprezentacji (w meczu z ZSRR), a 14 października w meczu z Austrią rozegrał swój ostatni mecz w kadrze.

W 1958r. Kubali udało się przekonać Czibora, że najlepszym wyborem będzie Półwysep Iberyjski, a ściślej mówiąc słoneczna Barcelona. I tak Węgier trafił do Katalonii. W Azulgranie zadebiutował 19 marca, w zremisowanym 2-2 towarzyskim meczu z Bolonią. Swoją pierwszą bramkę (właściwie dwie) w bordowo-granatowym trykocie zdobył 13 kwietnia w meczu z Young Fellows (4-4). Na początek dwa mecze, dwa gole.

Węgier na dobre zagościł w pierwszym składzie Dumy Katalonii dopiero w sezonie 1958/59. Na regularne występy mógł liczyć od spotkania towarzyskiego z Anderlechtem (3-3). Nie zdobył w nim żadnej bramki, tak samo w kolejnym meczu z Feyenoordem (2-2), ale „odkuł” się w spotkaniu z szwajcarską Laussanne. Blaugrana wygrałą to spotkanie 10-0, a Czibor zdobył 5bramek! W pierwszym ligowym meczu, z Valencią (6-0), Węgier znowu trafił do siatki przeciwnika pokazując tym samym, do kogo będzie należała lewa flanka. To miejsce to było jego królestwo. Villaverde i Coll, z którymi rywalizował o miejsce w wyjściowym składzie najczęściej musieli oglądać mecz z ławki. Barcelona zdobyła łącznie 51 punktów, co pozwoliło jej zostać mistrzem Hiszpanii. W Primera Division zawodnik strzelił 6 bramek i zarobił czerwoną kartkę w meczu z Realem Madryt, wygranym przez Barçę 4-0. W Pucharze Króla Czibor mógł odpocząć. Choć jego miejsce zajął Villaverde, drużynie udało się zwyciężyć w tych rozgrywkach. W Pucharze Miast Targowych (odpowiednik Pucharu UEFA) zawodnik wystąpił w drugim, wygranym 5-2 meczu z Bazyleą. 

Rozgrywki te wówczas trwały dłużej niż ma to miejsce teraz, bo dwa lata. W sezonie 1959-60 Czibor w tym pucharze wystąpił w rewanżach z Interem (2-4 w Mediolanie) i Red Star Belgrad (3-1 w Barcelonie). W finale Blaugrana wygrała z Birmingham 4-1, a swoją cegiełkę w postaci gola dołożył Węgier. Podczas pre-sezonu Azulgrana wzięła udział w Pucharza Carranza. Napastnik dwukrotnie pokonał bramkarza Standaru Lieja i Azulgrana w kolejnym spotkaniu trafiła na Real Madryt. I choć Węgier znowu skierował futbolówkę do siatki rywala, Barça przegrała 4-3. Czibor występy w La Liga w nowym sezonie rozpoczął podobnie, jak przed rokiem – od strzelenia bramki. Bilans indywidualny w Primera Division – 6 bramek i 1 czerwona kartka. Tym razem Węgier wyleciał z boiska podczas meczu z Espanyolem. Madziar powtórzył swój wyczyn sprzed roku, tak samo Barcelona, która obroniła mistrzostwo. W Pucharze Europy Czibor i Villaverde bronili na zmianę. W meczu z Sofią Cziborowi nie udało się zdobyć bramki (6-2 dla Barçy), ale za to w spotkaniu z Milanem strzelił dwie (5-1dla Barçy). W meczach z Wolverhampton nie było dla niego miejsca w podstawowym składzie. Podobnie w spotkaniu z Realem, po którym Barça odpadła z Pucharu Mistrzów. W meczach Copa del Rey Czibor grał w co drugim spotkaniu. Strzelił 2 bramki w trzech meczach, ale Azulgrana odpadła za sprawą Athletic Bilbao (3-1 dla Barçy, 3-0 dla Athletic)

Sezon ligowy 1960-61 Czibor zaczął tradycyjnie – od zdobycia gola. W spotkaniu z Athletic Bilbao jeszcze raz udało mu się pokonać Carmelo, a Azulgrana pokonała Basków 2-0. W tym roku Węgier coraz częściej wędrował na ławkę rezerwowych. Zdobył tylko 4 bramki, a katalońska ekipa skończyła rozgrywki tuż za podium – na czwartym miejscu. W Pucharze Miast Targowych zawodnik wystąpił tylko w pierwszym meczu – z Zagrzebiem, w którym zdobył bramkę. W Pucharze Europy było lepiej. Piłkarz zdobył gola w meczu z Lierse, wybiegł na plac gry z Realem Madryt i dwukrotnie stawił czoła ekipie HSV. Z Niemcami musiano rozegrać 3 spotkania, bowiem po nie istniała wówczas zasada bramek strzelonych na wyjeździe, a po dwóch spotkaniach stan rywalizacji był 2-2. Na szczęście z tego trójmeczu zwycięsko wyszła Duma Katalonii.

31 maja 1961r. Czibor wrócił na Berna. Wrócił, bowiem na Wankdorf Stadion już grał. To właśnie tu odbył się finał mistrzostw świata, w którym Madziarzy przegrali 3-2. Niestety zły czar nie prysł. Czibor jak przed laty, zdobył bramkę. Azulgrana atakowała, ostrzeliwała słupki (dwa razy piła wyszła poza boisko i dwa razy w pole), ale górą była Benfica, która wygrała 3-2. Jakby na pocieszenie, Węgier mógł zagrać we wszystkich meczach Copa del Rey. Nie było ich jednak za wiele, bo choć Blaugrana bez kłopotów pokonała Sporting Gijon, to nie sprostała Espanyolowi. Czibor spodziewał się, że będzie grał coraz mniej, ale bardzo polubił Katalonię. Zdecydował się na odejście do lokalnego rywala – Espanyolu.

W nowym klubie grał tylko przez jeden sezon. W lidze tylko dwukrotnie udało mu się pokonać bramkarza rywali (Atletico Madryt i Racingu Santander). Bilans nie był imponujący, tym bardziej, że zawodnik zagrał w 10 spotkaniach. Czas było myśleć o zakończeniu kariery. W kolejnym roku Czibor reprezentował dwa kluby szwajcarski FC Basel i Austrię Wiedeń. W 1963r. Zoltán powędrował do piłkarskiego trzeciego świata – Primo Hamilton FC, gdzie zakończył swoją przebogatą karierę.

1 września 1997r., gdy dzieci w Polsce były przygnębione, ponieważ musiały iść do szkoły w Barcelonie i na Węgrzech trwała żałoba narodowa. Wówczas Zoltán Czibor odszedł z tego świata.


Cruyff, Johan Hendrick (1973 – 1978)

Hendrick Johan Cruyff urodził się 25 kwietnia 1947 roku w Amsterdamie. Jego matka była sprzątaczką właśnie w siedzibie Ajaxu Amsterdam, a jego ojciec był handlarzem i dostarczycielem dla owego klubu. W wieku 10 lat Johan zapisał się do szkółki Ajaxu. Siedem lat później 15 listopada 1964 roku zadebiutował w pierwszym składzie Ajaxu w meczu przeciwko Groningen. Zagrał w nim w koszulce z numerem 14 i ta sama liczba towarzyszyła mu już do końca kariery.

To co Cruyff pokazywał na boisku powalało na kolana kibiców. Perfekcyjnie grał obiema nogami, nie miał problemów z kierowaniem piłki do siatki głową. Był jednym z najlepiej wyszkolonych piłkarzy świata, bez problemu mógł 'okiwać’ wszystkich obrońców włącznie z bramkarzem i posłać piłkę do bramki. Oczywiście nie znaczy to, że nie potrafił uderzać z daleka. Wprost przeciwnie, nie raz zaskoczył bramkarza kopiąc futbolówkę z większej odległości. Piłka się go po prostu słuchała, podobnie jak koledzy z Ajaxu, Barcelony i reprezentacji Holandii. To właśnie on najczęściej nosił opaskę kapitana.

W swoim pierwszym klubie, czyli Ajaxie Amsterdam, Cruyff spędził 10 lat. Zdobył z nim praktycznie wszystko co było możliwe do zdobycia, z Pucharem Mistrzów na czele. Do FC Barcelony Johan Cruyff trafił w 1973 roku za sumę 920 tysięcy funtów. Razem z tym klubem wywalczył m.in. mistrzostwo Hiszpanii, Copa del Rey, a także pokonał Real Madryt na stadione Santiago Bernabéu 5:0 !!! W Barcie Holender grał przez 5 lat, po czym przeniósł się do… USA, aby podreperować nieco stan swojego konta. Nie wypominając, w Blaugranie zarabiał pięć (!) razy więcej niż w Ajaxie. Oprócz tego zdobył trzy razy tytuł najlepszego gracza świata. Coś jednak go zmusiło do opuszczenia Hiszpanii. W Stanach zjednoczonych grał w Los Angeles Aztecs i Washington Diplomats.

W kadrze narodowej wystąpił 48 razy, strzelił 33 bramki. Jedną z nich zdobył w finale Mistrzostw Świata w Monachium w 1974 r., jednak jego drużyna zdobyła tylko srebrny medal. Po powrocie do Europy występował w Levante, Ajaxie i na końcu w… ich odwiecznym rywalu – Feyenoordzie Roteradam. Po zdobyciu z tym ostatnim mistrzostwa kraju postanowił zakończyć swą wspaniałą karierę.

Powrócił do Ajaxu, tym razem w charakterze dyrektora technicznego. Po zdobyciu z nim dwóch pucharów kraju, postanowił przenieść się do swojej drugiej miłości – FC Barcelony. Od roku 1988, razem z tym klubem zdobył cztery mistrzostwa kraju i co najważniejsze – Puchar Mistrzów. Po konflikcie z prezesem klubu José Luisem Nunezem, musiał podać się do dymisji. Dzisiaj Cruyff jest jednym z honorowych działaczy klubu i autorytetem dla innych.


de Assís Moreira, Ronaldo 2003 – 2008

Ronaldo de Asiss Moreira przyszedł na świat 21 marca 1980 roku w Porto Alegre. Swoją przygodę z piłką rozpoczął już w wieku 6 lat grając w lokalnym klubie. Wychowywał się w Porto Alegre wraz ze swoją matką, bratem i ojcem Joao, którego 'El Crack Total’ nie pamięta dobrze, ponieważ gdy miał 12 lat, tata utopił się… w basenie. Od tego czasu „Mały Ronaldo” przywiązał się do matki Miqueliny, natomiast głową rodziny stał się starszy brat Roberto.

Gdy Ronaldinho skończył 17 lat podpisał profesjonalny kontrakt z Gremio. W debiutanckim sezonie zagrał w 47 meczach strzelając 7 bramek, ale to był dopiero początek. Rok później zaliczył już 22 trafienia, a w 2000 roku w 43 spotkaniach aż 39 razy wpisywał się na listę strzelców. Do osiągnięć tego okresu należą mistrzostwo i puchar stanu Rio Grande do Sul.

Młody Brazylijczyk swój pierwszy sukces odniósł na Mistrzostwach Świata U-17 w Egipcie. Turniej był dla niego szalenie udany, ponieważ poprowadził „Kanarków” do zwycięstwa w turnieju, a sam został królem strzelców. Po całym zdarzeniu oczywiście jego wybrano najlepszym zawodnikiem imprezy.

Dwa lata po MŚ „siedemnastek” nadszedł czas na debiut w seniorskiej ekipie Brazylii. Roni został powołany na towarzyski mecz z Łotwą (3-0). W meczu z Łotyszami zaprezentował dobry futbol, co zaowocowało powołaniem go przez selekcjonera Wanderley’a Luxemburga na Copa America w Paragwaju. „El Crack Total” zagrał w 4 spotkaniach strzelając przepiękną bramkę Wenezuelczykom. Do końca tamtego roku Gaucho rozegrał 20 spotkań w żółtym trykocie i strzelił 8 goli.

W 2001 roku młodzian postanowił zmienić klub (wygasał mu powoli kontrakt z Gremio) i przenieść się do Europy. Miał wiele ofert z potężnych klubów (m.in. Barcelony, Realu, PSV, Interu, Romy), lecz postanowił wybrać paryskie PSG. Na początku brazylijski klub nie chciał oddać Ronaldinho za darmo, mimo wygasającej umowy. Paris Saint Germain musiało wyłożyć na biurko Gremio 9 milionów euro. I takim sposobem 19 czerwca 2001 roku Ronaldo Asiss znalazł się w stolicy Francji. Wielokrotnie powtarzał, że nie żałuje tej decyzji. Ronaldinho zamieszkał w małej miejscowości nieopodal Paryża z mamą Miqueliną, siostrą Deisi i 3-letnią kuzynką Natalią.

’Ronnie’ był liderem PSG, a w 2002 roku otrzymał powołanie na Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii. Wraz z Rivaldo, Cafu i Ronaldo w składzie poprowadził Brazylię do kolejnego trofeum wygrywając turniej! Dzięki jego bajecznej technice łatwo strzelał przepiękne bramki, taki jak np. Davidowi Seamanowi. Brazylijczyk uderzył wtedy piłkę dokładnie z 35 metrów i futbolówka wpadła „za kołnierz” angielskiego golkipera. 

Już wtedy Brazylijczykiem poważnie zaczęły się interesować możni europejskiej piłki, ten zdecydował się jednak pozostać na Parc des Princes. Rok później nie było już jednak odwrotu. Z miejsca do ataku ruszyli działacze Manchesteru United, którzy dramatycznie poszukiwali następcy Beckhama, nowego nabytku Realu Madryt. Chętnych było wielu, ale na placu boju pozostały tylko „Czerwone Diabły” i Barcelona i kiedy było już praktycznie pewne, że 'Ronnie’ wyjedzie do Anglii, nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji i trzy dni później Brazylijczyk był już piłkarzem ”Dumy Katalonii”.

Z Barceloną, grając fenomenalny futbol, osiągnął wszystko co najważniejsze. Dwukrotnie sięgał po mistrzowski tytuł La Liga, walnie przyczynił się także do zdobycia drugiego w historii Klubu Pucharu Mistrzów.

Gaucho jest piłkarzem, który „przyciąga” na stadion wiele widzów. Wspaniałe piłkarskie zwody, tricki, żonglerka, precyzyjne długie przerzuty – to wszystko wpływa na frekwencję, a potrafi on dryblować jak nikt inny na świecie. Sezonu 2006/07 nie mógł już jednak zaliczyć do udanych. W następnym sezonie było jeszcze gorzej. Piłkarz przez kontuzję nie zagrał w wielu spotkaniach. Po zakończeniu rozgrywek, dokładnie 15 lipca, ok. godziny 23, Ronaldinho stał się piłkarzem AC Milan. W nowym klubie grać będzie z numerem ’80’


de Souza Faria, Romario (1993 – 1995)

Romario de Souza Faria, kibicom piłki nożnej na świecie znany po prostu jako Romario, urodził się w Jacarezinho, biednym miasteczku leżącym niedaleko Rio de Janeiro, dnia 29tego stycznia 1966 roku. Jednak w piłkę zaczął grać dopiero po przeprowadzce do leżącego 20 kilometrów od Rio Vila da Penha. Jego ojciec, Edevair, zachwycał się możliwościami technicznymi i umiejętnością prowadzenia piłki syna. A Romario miał zaledwie 9 lat…

W roku 1979 młodziutkim piłkarzem zainteresował się klub Vasco da Gama, jednak po krótkich testach uznali go za zbyt niskiego do gry i nie zdecydowali się na sprowadzenie tego już wtedy bardzo utalentowanego chłopca. Młody Romario szybko znalazł jednak klub o nazwie Olaria. W tym samym 1979 roku strzelił dla klubu 7 bramek, a trzeba pamiętać, że miał dopiero 13 lat…

Po roku 1980 Romario zdobył już pewną renomę grając i odnosząc sukcesy z Vasco da Gama (a jednak!), holenderskim PSV Eindhoven i hiszpańską FC Barceloną. W Brazylii w latach 1987 i 1988 dwukrotnie zdobył Mistrzostwo Stanu. Z PSV trzykrotnie był Mistrzem Holandii, również dwukrotnie zdobywając Puchar tego kraju. Do Barcelony przybył w roku 1993 i…od razu Blaugrana z Romario w składzie zdobyła Mistrzostwo Hiszpanii. Trenerem, który ściągnął Brazylijczyka do stolicy Katalonii był Johan Cruyff.

Holender nie żałował wydania pieniędzy na reprezentanta Brazylii. Wypadałoby dodać, iż w tym samym sezonie nasz bohater został pichichi, czyli królem strzelców, z 30 strzelonymi golami na koncie. Jednak Romario nie tylko zdobywał bramki. Dzięki swojej wybornej technice i znakomitej umiejętności długiego utrzymywanie się przy piłce, był również znakomitym playmakerem. W tamtym okresie Blaugrana miała jeden z najlepszych składów w historii. Stworzony przez Johana Cruyffa swoisty barceloński Dream Team oprócz Romario obejmował również takich wyśmienitych graczy, jak Guardiola, Sergi, Stoiczkow, Laudrup, Zubizarreta, Koeman czy Bakero. Ta mieszanka była gwarancją sukcesów dopóki nie zaczęła się rozsypywać. Przed sezoniem 1994/95 Romario odszedł z Blaugrany. Powodem miał być najprawdopodobniej konflikt z trenerem. 

W reprezentacji Canarinhos Romario zaczął grać również dosyć wcześnie. Już w 1988 Brazylijczycy przy jego wydatnej pomocy zdobyli Srebro Olimpijskie w Seulu. Sześć lat później podczas Mundialu w USA Romario wraz z partnerem w linii ataku (Bebeto) rozmontowywali obronę każdych przeciwników, co musiało się skończyć Mistrzostwem Świata. Nasz bohater zdobył wtedy 5 bramek. Został uznany najlepszym graczem turnieju przez kibiców i wszędzie zdobywał uznanie swoją nieprawdopodobną grą. W tym samym roku Romario został Piłkarzem Roku FIFA (rok wcześniej zajął drugie miejsce za Roberto Baggio).

W roku 1995 Romario powrócił do ojczyzny. Natychmiast znalazł klub, którym było Flamnego. W 46 spotkaniach strzelił niewiarygodną liczbę 31 bramek i znów przeniósł się do Europy, tym razem do Valencii. W Hiszpanii przez dwa sezony rozegrał zaledwie 11 spotkań. Znów wrócił do Brazylii. Jednakże wcześniej nie został powołany na Mundial we Francji. Oficjalna wersja mówi, że był kontuzjowany, jednak według wielu przyczyną była niechęć do napastnika ze strony ówczesnego selekcjonera, Mario Zagalo. Mimo interwencji kibiców i prasy, trener Canarinhos nie ugiął się i Romario musiał obejść się smakiem. Jak już wspominałem, powrócił do Brazylii, znów do Flamengo i znów na zaledwie jeden sezon. W roku 1999 po byłego reprezentanta Brazylii sięgnęło ponownie Vasco da Gama. W tym klubie wytrzymał dwa sezony. W tak zwanym międzyczasie Vasco sięgnęło w roku 2000 po Copa Mercosur oraz Mistrzostwo Brazylii. W latach 2002-2004 Romario grał w innym klubie brazylijskim, tym razem wybrał Fluminense. I tu ciekawostka: w sezonie 2002/03 został wypożyczony na 6 spotkań do klubu z Arabii Saudyjskiej o nazwie Al. Saad.

Dość ważną datą w karierze Romario jest 21 października roku 2004. Wtedy to, po kłótni z trenerem, opuścił on Fluminense. Powrócił więc do swojego ukochanego klubu, Vasco da Gama, i grał tam do niedawna. Przez jakiś czas przebąkiwał, że być może zakonczy karierę w roku 2006, jednak jak kilka razy przedtem, znów zmienił zdanie.

Ostatni mecz w kadrze Brazylii Romario zagrał 28 kwietnia 2005 roku. Strzelił wtedy jedną z bramek w wygranym 3-0 spotkaniu z reprezentacją Gwatemali.

W roku 2005, mimo aż 40 lat na karku, w lidze brazylijskiej Romario strzelił aż 22 bramki, co dało mu tytuł króla strzelców. W chwili obecnej jest on drugim najlepszym strzelcem w historii ligi, sześć razy będąc jej najlepszym strzelcem. W marcu roku 2004 Romario został uznany za jednego ze 125 największych żyjących piłkarzy.

Pomimo plotek, że najbliższy sezon miałby spędzić w Corinthians bądź Fluminense, Romario zdecydował się pozostać w Vasco da Gama. Jednakże 30 marca bieżącego roku ogłoszono, że Brazylijczyk podpisał kontrakt z drugoligowym klubem amerykańskim – Miami FC. W chwili obecnej jego status w Vasco jest nieznany.

Wielu fanów Brazylijczyka jest zdania, że pomimo zaawansowanego jak na piłkarza wieku, byłby on w stanie zagrać na tegorocznych Mistrzostwach Świata w Niemczech, jako że w formie jest wyśmienitej, co udowodnił zdobywając koronę króla strzelców w zeszłym sezonie. Jednakże najprawdopodobniej pozostanie to jedynie w sferze pobożnych życzeń, bo po pierwsze Romario i obecny selekcjoner Carlos Alberto Parreira nigdy za sobą nie przepadali, a po drugie oficjalnie nasz bohater zakończył karierę reprezentacyjną. Ale któż może przewidzieć, co się stanie naprawdę…


Déhu, Frédéric (1999 – 2000)

Frédéric Déhu urodził się 24 października 1974 w miejscowości położonej na północy Francji, w Villeparisis. Swoją karierę piłkarską zaczynał w RC Lens, gdzie grał w latach 1991-1999. Z drużyną tą zdobył mistrzostwo Francji (1997/98) oraz Puchar Ligi Francuskiej (1999).

Następnym krokiem w jego karierze było podpisanie kontraktu z FC Barcelona, która w tym czasie prowadził Louis van Gaal. Francuz nie przekonał do siebie holenderskiego trenera i w barwach Dumy Katalonii rozegrał jedynie 11 meczów w Primera Division.

Po nieudanej przygodzie w Hiszpanii Déhu został kupiony w 2000 roku przez Paris Saint-Germain za 6 milionów euro. W stolicy Francji szło mu dużo lepiej, niż na Półwyspie Iberyjskim. W Paryżu grał przez 4 lata, a między 2001 i 2003 rokiem występował razem z przyszłym zawodnikiem Blaugrany – Ronaldinho. Déhu zdobył z PSG Puchar Francji w 2004 roku.

Niedługo potem Frédéric przeniósł się do Olympique’u Marsylia, a po dwóch latach do Levante.

Déhu pięć razy wystąpił w reprezentacji Francji. W drużynie narodowej zadebiutował 19 sierpnia 1998 roku, kiedy Francja zremisowała w Wiedniu z Austrią 2-2.


Deiberson Mauricio, Geovanni (2001 – 2003)

Geovanni Deiberson Mauricio urodził się 11 stycznia 1980 roku w Acaiaca w Brazylii. Swoja profesjonalną karierę piłkarską zaczynał w Cruzeiro EC, gdzie w pierwszej drużynie zadebiutował w 1997 roku. Już pierwszym swoim sezonie w tym klubie, zdobył z nim najważniejsze trofeum w Ameryce Południowej – Copa Libertadores. W 1998 roku został wypożyczony do drużyny América FC, a po sezonie wrócił do swojego poprzedniego klubu.

Dobra gra w Cruzeiro sprawiła, że Geovannim zaczęły interesować się klubu europejskie, w tym Barcelona, która pozyskała go w 2001 roku. Brazylijczyk nie sprawdził się jednak w stolicy Katalonii i w styczniu 2003 roku został sprzedany do Benfiki Lizbona. Z tą drużyną Geovanni zdobył w 2004 roku Taça de Portugal oraz mistrzostwo Portugalii w 2005 roku.

W czerwcu 2006 roku Brazylijczyk postanowił powrócić do Cruzeiro.

Geovanni siedem razy wystąpił w reprezentacji w Brazylii od sierpnia 2000 roku do września 2001 roku. Zagrał między innymi na Copa América w 2001 roku w Kolumbii.


Eto’o Fils, Samuel (2004 – 2009)

Samuel Eto’o urodził się 10 marca 1981 roku w Nkon. Swoją przygodę z europejska piłka rozpoczynał w Realu Madryt (1996/97). Od razu jednak został on wypożyczony do Leganes, drugoligowej hiszpańskiej drużyny. Kameruńczyk reprezentował swój kraj na Mistrzostwach Świata w 1998 roku i był najmłodszym zawodnikiem turnieju. Miał 17 lat i 3 miesiące.

Gdy skończyło się jego wypożyczenie w Leganes, ‘Galaktikos’ postanowili wysłać go do innej drużyny, tym razem trafiło na Espanyol. W Barcelonie występował w sezonie 1998/99, po czym znów wrócił do Kastylii, by wyjechać na Majorkę i spędzić w tamtejszym klubie kilka lat. W trakcie całego pobytu w Majorce Sammy zdołał strzelić 54 gole, w tym kilka swojemu klubowi, Realowi Madryt.

Przed rozpoczęciem sezonu 2004/05 Eto’o trafił pod lupę F.C. Barcelony. Po długim okresie negocjacji z Realem Majorką i Realem Madryt, który posiadał część karty gracza, podpisał kontrakt na 24 miliony euro i stał się pierwszym Kameruńczykiem grającym w pierwszym zespole Blaugrany. Sammy stał się prawdziwym koszmarem Florentino Pereza, prezydenta klubu z Bernabéu. Nie dość, że strzelał bramki ”Królewskim” grając w barwach Majorki, to jeszcze przeszedł do największego rywala ekipy z Kastylii, Barcelony.

Podczas fetowania Mistrzostwa Hiszpanii w sezonie 2004/05, Sammy na Camp Nou podczas wielkiej fiesty powiedział: „Madrid, cabron, saluda al campeon”, czyli tłumacząc na polski: „madrycka świnio pokłoń się mistrzowi”. Na następny dzień Samuel postanowił jednak przeprosić wszystkich kibiców i członków klubu z Barnabeu, tłumacząc się, że było to wywołane wielkimi emocjami.

W sezonie 2004/05 Eto’o był kluczowym graczem Barcelony. Strzelał bramki jak na zawołanie, lecz brakowało jednego trafienia by być ‘Pichichi’ i zdobyć ‘Złotego Buta’.

Rok później Samuel mógł świętować zdobycie tytułu 'Pichichi’ oraz zwycięstwo w lidze oraz Lidze Mistrzów.

Kolejne dwa sezony (2006/2007, 2007/2008) były już mniej udane, niemniej Kameruńczyk w dalszym ciągu był bramkostrzelnym piłkarzem. Latem 2008 roku przyszłość piłkarza na Camp Nou zaczęła wisieć na włosku. Wszystko za sprawą zmiany trenera. Z początku Pep Guardiola nie uwzględniał Kameruńczyka w swoich planach.

Wszystko potoczyło się jednak inaczej, Kameruńczyk w sezonie 2008/09 dalej reprezentował barwy Dumy Katalonii i to ze znakomitym rezultatem. Był niesamowicie bliski wywalczenia tytułu Pichichi, jednak na finiszu nie popisał się skutecznością, zaprzepaszczając tym szansę na miano najlepszego strzelca w lidze hiszpańskiej w sezonie 2008/2009. Mimo to sezon był dla Kameruńczyka nadzwyczaj udany; W 52 meczach zdobył 36 goli (aż 30 w rozgrywkach Liga BBVA). 

Po zakończeniu rozgrywek, Kameruńczyk nie mógł porozumieć się z klubowymi władzami w kwestii przedłużenia kontraktu. FC Barcelona oddała Eto’o (i dopłaciła 43 mln euro) Interowi Mediolan, w zamian za Zlatana Ibrahimovića.


Figo, Luis Felipe Madeira (1995 – 2000)

Luis Felipe Madeira Figo urodził się 4 listopada 1972 roku w stolicy Portugalii – Lizbonie. Jego rodzice nie należeli do najzamożniejszych, wręcz przeciwnie, była to rodzina robotnicza, tak więc Luis nie miał łatwego dzieciństwa. Początkowo w piłkę grał na ulicy razem z kolegami, a ich podwórkowa drużyna nosiła nazwę 'Os Pastilhas’. Już wtedy wyróżniał się na tle rówieśników, był jednym z najlepszych (jeśli nie najlepszym) w swojej drużynie.

W wieku jedenastu lat Figo zapisał się do legendarnego portugalskiego klubu Sporting Lizbona, do sekcji juniorów. Jego ówczesny trener i późniejszy selekcjoner reprezentacji Portugalii, Carlos Queiroz, powiedział: 'Już wtedy Luis wyróżniał się spośród reszty’.

W 1989 roku, Figo był jednym z zawodników reprezentacji Portugalii do lat 16, która wzięła udział w mistrzostwach Świata w Szkocji i zajęła trzecie miejsce. Dwa lata później wygrał Mistrzostwa Świata U20. Po tych wyczynach, razem z Rui Costą i Joao Pinto trafił do pierwszej reprezentacji Portugalii.

Figo zadebiutował w lidze portugalskiej w wieku siedemnastu lat. Razem z tym klubem zdobył między innymi puchar Portugalii i zajął drugie miejsce w lidze. Przez te sześć lat gry zasłużył się na tyle, że chciało go mieć wiele klubów w tym Parma, Juventus i FC Barcelona. Figo nie miał wśtpliwości gdzie chce trafić. Dzięki dwóm milionom dolarów wyłożonym przez kataloński klub, Luis w 1995 roku trafił właśnie do Barçy.

Dzięki temu transferowi, Johan Cruyff jeszcze bardziej ulepszył swój 'Dream Team’, gdyż nowy zakup sprawował się wyśmienicie. Najpierw z Ronaldo, później z Rivaldo tworzył jedną z najlepszych linii ofensywnych w Primera Division. Swoją grą przekonał wszystkich trenerów Barçy, którzy w pewnym momencie powierzyli mu opaskę kapitana. Razem ze swoimi kolegami sięgnął po takie trofea jak: Puchar Zdobywców Pucharów (1997r.), mistrzostwo kraju (1998, 1999r.) i Copa del Rey (1997, 1998r.).

Kolejnym etapem w karierze Figo były Mistrzostwa Europy w 2000 roku, które odbywały się na boiskach Holandii i Belgii. Dzięki swojej wybitnej grze, ponownie zainteresowały się nim inne kluby. W takiej sytuacji Luis przyznał: „Prawdę mówiąc, czuję się tylko w połowie spełniony w Barcelonie”. I w tym momencie stała się rzecz najdziwniejsza – Figo został sprzedany za 56 milionów dolarów do odwiecznego rywala Barçy – Realu Madryt. W statystykach zapisał się jako najdroższy piłkarz na świecie, w oczach fanów Realu jako nowy idol, a w pamięci Socios jako największy zdrajca i sprzedawczyk.

W tym samym roku Figo został okrzyknięty przez FIFA najlepszym piłkarzem świata, a France Football nagrodziła go Złotym Butem. Od tego momentu Figo dla Barcelony przestał istnieć, oczywiście jeśli chodzi o pozytywne tego słowa znaczenie.

W 2005 roku, po pięciu sezonach spędzonych w Realu, Figo przeniósł się do Interu Mediolan.

W międzyczasie wystąpił także na Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii, jednak Portugalia nie wyszła z grupy.

Dwa lata później w jego rodzinnej Portugalii odbywały się Mistrzostwa Europy, a jego reprezentacja zajęła na nich drugie miejsce, przegrywając w finale z Grecją 1-0.

W 2006 roku wyjechał do Niemiec na Mistrzostwa Świata, w których Portugalia zajęła czwarte miejsce. Drużyna z Półwyspu Iberyjskiego uległa w półfinale Francji 1-0, a w meczo trzecie miejsce gospodarze pokonali drużynę Luisa 3-1. Po Mundialu Figo zakończył swoją reprezentacyjną karierę.


García De la Torre, Gabriel (1999 – 2006)

Gabri to wychowanek Barcelony, który swój piłkarski talent szlifował w La Masia. Razem z Xavim awansował do pierwszej drużyny wówczas, gdy po raz pierwszy trenerem Barcelony był Louis van Gaal. Początkowo Gabri dostawał szanse na występy w pierwszej jedenastce tylko w meczach towarzyskich, bądź w takich gdzie stawka była naprawdę niewysoka. Młody piłkarz prezentował się jednak bardzo dobrze, dzięki temu stopniowo zyskiwał zaufanie trenera.

W sezonie 1999/00 młody piłkarz grał był „żelaznym rezerwowym”, zaliczając kilkunastominutowe epizody w kolejnych spotkaniach. Po zmianie trenera Gabri grał już praktycznie zawsze grał w wyjściowej jedenastce, chyba że uniemożliwiały mu to kontuzje. Gabri jest bardzo wszechstronnym zawodnikiem, potrafi świetnie grać w obronie, pomocy, włącza się także do akcji ofensywnych. Równie dobrze może grac na środku jak i na prawej stronie boiska. Jak dotąd Gabri ma jeden sukces: z reprezentacją Hiszpanii do lat 20 zdobył złoty medal na mistrzostwach świata w Nigerii.

Niestety w sezonie 2004/05 Hiszpan doznał bardzo ciężkiego urazu, który uniemożliwił mu grę przez wieksza część sezonu.

Po sezonie 2005/06 Gabri odszedł do Ajaxu Amsterdam.


Guardiola Sala, Josep (1990 – 2001)

Josép „Pep” Guardiola Sala urodził się 18 stycznia 1971 roku w Santpedor, mieście oddalonym od Barcelony o 73 km. Na boisku grał jako defensywny pomocnik. Mierzy 183 cm wzrostu, przy wadze 73 kilogramów. Guardiola swą przygodę z piłką rozpoczął w amatorskim Gimnastic Manresa, lecz bardzo szybko po tym fakcie przeniósł się do Barcelony, gdzie dołączył do młodzików klubu. W Primiera Divison debiutował 16 Grudnia 1990 roku w meczu z Cadiz. Po swoim debiucie został włączony na stałe do ”Dream Team’u” Johan’a Cruyff’a i zajmował na boisku pozycję defensywnego pomocnika. Stanowił bardzo trudną zaporę do przejścia, był bardzo utalentowany, znakomity techniczne i jak się później okażę, został filarem FC Barcelony na długie lata. Pierwszym ogromnym sukcesem ”Pep’a” było zdobycie 

zdobycie Pucharu Europy w 1992 roku oraz cztery tytułu Mistrza Hiszpanii z rzędu w latach 1991-1994.

Dla Cruyff’a grał przed linią czterech obrońców, stając się łącznikiem pomiędzy grą Ronald’a Koeman’a z tyłu, przez Michael’a Laudrup’a, aż to Hristo Stoichkova, który królował w ofensywie Dumy Katalonii. Holenderski trener dał Guardioli szansę, którą ten błyskawicznie wykorzystał i stał się jedną z ważniejszym części ”Dream Team’u”, pełniąc rolę mózgu, duszy i ust Barçy; w wieku 20 lat stał się niekwestionowanym liderem Blaugrany.

Jest znakomicie zorganizowanym graczem, rozprowadzającym grę z wielką rozwagą i klasą, a kiedy trzeba umie przetrzymać piłkę, czy też pokazać swoje drugie oblicze, gdy Duma Katalonii była w opałach. Później w swojej karierze był utożsamiany z człowiekiem, który podawał do Romario. Ten drugi nazywany ”Niszczycielem”, wykorzystywał wszystkie te okazje z zimną krwią, nieraz przesądzając o losach spotkania, czy dając radość tłumą zasiadającym na Camp Nou. ”Pep” grał również u boku Ronaldo (a może to on grał u boku Josép’a?), innego znakomitego napastnika, który w swoim jedynym roku spędzonym w Barcelonie, był kluczowym elementem w drużynie, wtedy już Louis’a van Gaal’a. Szkoleniowiec ten preferował futbol totalny, który opierał się na ultraofensywnym stylu gry.

Guardiola zawsze był charyzmatyczną postacią drużyny. W 1997 roku przejął opaskę kapitańską od José Maria Bakero. W tym samym sezonie był kontuzjowany i w wyniku tego nie zagrał na Mistrzostwach Świata. Jeśli chodzi o reprezentację to rozegrał w niej 47 spotkań, debiutując w meczu z Irlandią Północną 14 października 1992 w Belfaście. Był w składzie złotej drużyny olimpijskiej z 1992 roku. Grał także na Mistrzostwach Świata w 1994. Później nie znalazł miejsca w składzie reprezentacji prowadzonej przez Javiera Clemente i nie pojechał na Mistrzostwa Europy w 1996 roku. Później jeszcze zagrał w Mistrzostwach Europy w 2000 roku.

Inni o Guardioli:

Abelardo: „Jest znakomitym graczem, lecz nie odkryłem Ameryki mówiąc to. Zawsze będę mówił, że miałem szczęście „żyjąc” 7 lat z nim”.

Amor: „Mogę o nim mówić same dobre rzecz. Zawsze mieliśmy dobry kontakt, nawet wtedy gdy nie graliśmy ze sobą w jednym klubie”.

Bakero: „Być wychowankiem i grać przez 10 lat dla klubu, to sprawa godna uwagi. Odkąd wszedł do podstawowego składu, zawsze był kluczowym graczem Barçy”.

Begiristain: „Ludzie utożsamiają go z kimś, kto był dzieckiem, a w krótkim czasie stał się dorosłym liderem zespołu. Zdobył tym szacunek i podziw u wszystkich kibiców świata”.

Eusebio: „Od swojego debiutu, wszyscy zauważyli zmianę w grze Barcelony. Jego inteligencja gry, sprawiła, że został mózgiem zespołu na wiele lat”.

Julio Salinas: „Jest świetnym rozgrywającym i przydałby się każdej drużynie. Przy tym jest wspaniałą osobą, jestem dumny, że mogłem grać z nim w jednym zespole”.

Vincente Miera: „Jest niezwykłym piłkarzem. Jestem szczęściarzem, że byłem jego trenerem, gdy zdobywaliśmy wspólnie złoty medal na Olimpiadzie w 1992 roku w Barcelonie”.

Koeman: „Gdy wszedł do drużyny, był bardzo młody, lecz od razu zauważyłem jak wielkim będzie piłkarzem. Miał znakomity przegląd pola, świetną wizję gry, a jego najwiękrzą zaletą było to, że zawsze wiedział co zrobić z piłką. Na początku nie trzymał się blisko nikogo, ale później nasze realcje były bardzo silne, od tamtego czasu spędziliśmy wiele wspaniałych chwil razem. Pamiętam dzień, gdy graliśmy z Athletic Bilbado, a Real Madryt grał z Tenerife, rozmawiałem wtedy z „Pep’em”, a on powiedział do mnie: „Wszystko co musimy zrobić to wygrać, wtedy jeśli Tenerife nam pomoże, będzie dużo lepiej. Ale nie może się stac tak, że i my i Real przegramy, bo wtedy przegramy też La Liga, a to będzie okropne”.

Sukcesy:

Liga Mistrzów (1992), Puchar Zdobywców Pucharów (1997), 2 Superpuchary Europy (1993, 1998), 6 Mistrzostw Hiszpanii (1991, 1992, 1993, 1994, 1998, 1999), 4 Superpuchary Hiszpanii (1992, 1993, 1995, 1997), Puchar Króla (1997), Złoty medal olimpijski (1992)


Henry, Thierry Daniel (2007 – 2010)

Thierry Henry urodził się 17 sierpnia 1977 roku w Paryżu. Jego ojciec Antoine pochodzi z Gwadelupy, zaś matka Maryse z Martyniki. Dorastał w Les Ulis, przedmieściach Paryża położonych na południowy-zachód od metropolii. W 1983 roku sześcioletni Thierry pokazał swój wielki potencjał podczas naboru do lokalnego klubu CO Les Ulis. Pięć lat później Henry zagrał swój pierwszy mecz dla tej drużyny. Jego ojciec kładł duży nacisk na treningi i dzięki niemu przeniósł się w 1989 roku do US Palaiseau. Po roku jeszcze raz za sprawą rodzica zmienił barwy klubowe, tym razem miał reprezentować barwy Viry-Châtillon.

W 1990 roku AS Monaco wysłało Arnolda Catalano (obserwatora), aby przyjrzał się 13-latkowi. Henry wstrzelił sześć goli w wygranym 6-0 meczu. Za sprawą Catalano Thierry trafił do elitarnej akademii Clairefontaine, mimo że dyrektor nie chciał go przyjąć przez słabe rezultaty w szkole. Po ukończeniu kursu Henry dołączył do prowadzonego przez Arséne’a Wengera AS Monaco jako młodzik. Thierry zaliczył swój profesjonalny debiut w drużynie z Księstwa w 1995 roku. Wenger ustawiał Henry’ego na lewym skrzydle, ponieważ uważał, że jego spokój, kontrola nad piłką i technika lepiej poradzą sobie w konfrontacji z bocznymi obrońcami niż środkowymi. Przez cztery sezony gry w Monaco zagrał w 141 meczach i strzelił 28 goli, a także pomógł swojemu klubowi zdobyć mistrzostwo Francji w sezonie 1996/97.

W 1997 roku dzięki swojej świetnej formie Henry został powołany na Mistrzostwa Świata U-20, które odbywały się w Malezji. Po czterech miesiącach został powołany przez Aimé Jacqueta do seniorskiej reprezentacji. 20-latek zaliczył swój debiut w drużynie narodowej Francji 11 października 1997 roku w towarzyskim spotkaniu przeciwko Republice Południowej Afryki. ‘Trójkolorowi’ wygrali 2-1. Jacqueta zachwycił się Henrym i postanowił zabrać go na Mistrzostwa Świata w 1998 roku, które odbywały się we Francji. Thierry zakończył Mundial z dorobkiem trzech goli, co sprawiło, że był najlepszym strzelcem swojej drużyny. W wygranym 3-0 finale z Brazylią Henry miał wejść z ławki, ale czerwona kartka dla Marcela Desailly’ego pokrzyżowała plany trenera. Podczas Uroczystości Zdobycia Bastylii w 1998 roku został odznaczony najważniejszym francuskim orderem, Légion d’Honneur.

Po Mundialu Henry przeniósł się do Juventusu Turyn. W drużynie z Piemontu nie mógł przyzwyczaić się do włoskiego stylu gry i już po roku przeniósł się do Arsenalu Londyn, gdzie miał się stać następcą Nicolasa Anelki, który przeszedł do Realu Madryt. We Włoszech strzelił trzy gole w szesnastu meczach.

W stolicy Anglii spotkał się ponownie z Arsénem Wengerem, który rozpoczął trenowanie Kanonierów w 1996 roku. Początki Henry’ego na Wyspach Brytyjskich były trudne, a Francuz nie potrafił strzelić do bramki rywali przez pierwszych dziesięć spotkań. Jednak kiedy już zdobył pierwszego gola dla Arsenalu, było już tylko lepiej i swój debiutancki sezon w Wielkiej Brytanii zakończył z dorobkiem 26 bramek. Doszedł także do finału Pucharu UEFA, który zakończył się rezultatem 0-0, a w konkursie rzutów karnych lepszy okazał się Galatasaray Stambuł.

Latem Thierry pojechał na boiska Holandii i Belgii, gdzie odbywały się Mistrzostwa Europy. Z trzema golami ponownie był najlepszym strzelcem swojej drużyna, która ostatecznie zatriumfowała po wygranym z Włochami finale.

W kolejnym sezonie Henry był najlepszym strzelcem swojego zespołu, a w sezonie 2001/02 strzelił 32 gole we wszystkich rozgrywkach, dzięki czemu został królem strzelców Premiership. Pomógł także Arsenalowi w zdobyciu Mistrzostwa Anglii, Pucharu Anglii oraz Tarczy Dobroczynności.

W 2002 roku Henry pojechał wraz z reprezentacją na swoje drugie w karierze Mistrzostwa Świata, które odbywały się w Korei Południowej i Japonii. Ku wielkiemu zaskoczeniu sympatyków piłki nożnej na całym świecie Francja nie strzeliła ani jednego goli i odpadła już w fazie grupowej. W spotkaniu z Urugwajem (0-0) Thierry został wyrzucony z boiska.

Po zakończonym Mundialu Henry chciał jak najszybciej zapomnieć o turnieju i skupić się na jak najlepszej grze klubie. Strzelił 32 gole, ale także zaliczył 23 asysty. Arsenal drugi raz z rzędu zdobył Puchar Anglii.

Latem we Francji odbywał się turniej o Puchar Konfederacji, na który wraz ze swoją drużyną narodową pojechał Henry. Francja wygrała, a zawodnik Arsenalu z czterema golami został najlepszym strzelcem rozgrywek, a także został wybrany najlepszym zawodnikiem turnieju.

W sezonie 2003/04 Henry ponownie był jednym z najważniejszych graczy w drużynie, która zdobyła mistrzostwo Anglii i Tarczę Dobroczynności. Francuz strzelił 30 goli w rozgrywkach ligowych, co pozwoliło mu na zdobycie Złotego Buta, nagrody przyznawanej dla najlepszego strzelca w Europie.

Latem Thierry zagrał we wszystkich meczach reprezentacji Francji na Mistrzostwach Europy w Portugalii. Drużyna Henry’ego przegrała 0-1 w ćwierćfinale z późniejszym zdobywcą trofeum, Grecją.

Podobnie jak poprzednio i tym razem nie udało się Arsenalowi obronić tytułu mistrza Anglii, który zdobyła inna londyńska drużyna – Chelsea. Kanonierzy zdobyli jednak Puchar Anglii, a Henry po raz drugi z rzędu otrzymał Złotego Buta.

Sezon 2005/06 nie był dla Arsenalu udany w angielskich rozgrywkach, zaś Henry pobił dwa indywidualne rekordy panujące w klubie. 17 października w meczu ze Spartą Praga strzelił dwie bramki i stał najlepszym strzelcem Kanonierów w historii. Wcześniej na szczycie tabeli wszechczasów znajdował się Ian Wright, który w trakcie swojej kariery 185 razy strzelał dla londyńskiej drużyny. 1 lutego 2006 roku pokonał raz bramkarza West Hamu i z rezultatem 151 goli przegonił Cliffa Bastina w ilości goli strzelonych w lidze dla Arsenalu.

Przez dużą część sezonu prasa spekulowała, że gdy Henry’emu skończy się kontrakt z Kanonierami, przejdzie on latem do Barcelony. Mówiono nawet, że zawarł on ustne porozumienie z prezesem katalońskiego klubu, Joanem Laporta.

W tym sezonie londyńczycy odnieśli duży sukces na europejskiej arenie. Dotarli oni aż do finału, ale musieli w nim uznać wyższość FC Barcelona, która wygrała 2-1. Po zakończonym meczu Thierry zrezygnował z przejścia do Blaugrany i podpisał nowy kontrakt z Arsenalem.

Sezon dla Henry’ego jednak jeszcze się nie skończył. W czerwcu rozpoczęły się w Niemczech Mistrzostwa Świata, na które Henry pojechał wraz ze swoją drużyną narodową. Ku zdziwieniu wielu sympatyków piłkarskich Francja doszła aż do finału, gdzie uległa dopiero po rzutach karnych Włochom.

Kolejny sezon nie był udano zarówno dla Henry’ego, jak i dla Arsenalu. Klub nie zdobył żadnego trofeum, a Francuz przez kontuzje zagrał jedynie w 17 ligowych spotkaniach, w których strzelił 10 goli.

I tym razem głośno się mówiło o przejściu Thierry’ego do Barcelony. Ostatecznie 25 czerwca 2007 roku Henry zasilił klub ze stolicy Katalonii za 24 miliony euro.

Pierwszy sezon w stolicy Katalonii (2007/08) nie był dla Henry’ego zbytnio udany, często wystawiany na lewym skrzydle nie mógł pokazać pełni swych umiejętności. Ponadto zmagał się z kontuzją, która z pewnością nie pomogła mu w lepszej grze. Pomimo faktu, iż ani Henry, ani kibice nie byli zadowoleni, Francuz zakończył sezon będąc najlepszym strzelcem Barçy notując przy tym również sporo asyst.


Jorquera Fortia, Albert (2003 – 2010)

Jorquera dołączył do klubu 2 Listopada 1994 roku z Vilobí CF. W latach 96-98 grał w zespole młodzieżowym, a później przeniósł się do Barçy C (98-99) i Barçy B (99-00).

Sezony 2001-02 oraz 2002-03 Jorquera spędził poza Barceloną, grając w klubach ligi B – AD Ceuta i CE Mataró. Po powrocie do Barcelony Albert wylądował między słupkami Barçy B jako gracz podstawowej jedenastki.

Jorquera dołączył do pierwszego zespołu w sezonie 2003-04, jako trzeci bramkarz Barcelony po Rüstü Recberze i Valdésie. Zadebiutował w pomarańczowym stroju bramkarza w meczu z Athletic Bilbao na Camp Nou 17 stycznia 2004 roku zbierając pozytywne recenzje.

W sezonie 2004/05 Jorquera nabawił się kontuzji stawu prawego nadgarstka, która wykluczyła go z gry na wiele tygodni. Zagrał tylko w dwóch ostatnich meczach sezonu, Víctor Valdés, który był pierwszym bramkarzem w tym sezonie, wywalczył Nagrodę Zamory dla najlepszego golkipera Primera Division.

W sezonie 2005/06 Jorquera zagrał w trzech meczach ligowych, w jednym spotkaniu w ramach Ligi Mistrzów i cztery razy wystąpił w Copa del Rey. Łącznie puścił 12 bramek.

W kolejnych sezonach piłkarz w dalszym ciągu pełnił funkcję rezerwowego. Na początku sezonu 2007/2008 bramkarz nabawił się poważnego urazu podczas meczu reprezentacji Katalonii, który wyłączył go z gry do końca sezonu.

Z Barcelony piłkarz urodzony w Bescanó odszedł w lecie 2009 roku. Zasilił szeregi Girony, gdzie po jednym rozegranym sezonie zdecydował się na zakończenie kariery. Jorquera zapowiadał, że zamierza poświęcić się rodzinnemu biznesowi.


Kocsis Peter, Sándor (1958 – 1965)

W 1989r. Janusz Zaorski nakręcił film, który zdawałby się mogło jest podłym żartem – „Piłkarski Poker”. Jak okazało się kilkanaście lat później niestety był to głos przyszłości…Ale nie o tym miało być. W jednej z końcowych scen filmu Laguna, Bolo i Grom – trzech byłych zawodników Powiśla Warszawa rozpoczyna grę w piłkę kopiąc zwykłą puszkę. W tle słychać słowa śpiewane przez Bohdana Łazukę: „Trzej przyjaciele z boiska, skrzydłowy bramkarz i łącznik, żyć bez siebie nie mogą, dziarscy i nierozłączni. Nie jeden mecz już wygrali, nie jeden przegrać zdążyli. Często się rozjeżdżali, lecz zawsze znów się schodzili”. Ladislao Kubala, Zoltan Czibor, Sándor Kocsis prawie doskonale pasują do filmowej trójki. Szkopuł tylko w tym, że żaden z nich nie był bramkarzem, ale nie bądźmy aż tak drobiazgowi…

21 września 1929r. urodził się Sándor Kocsis Peter. Podobnie jak jego starszy kolega, Kubala, przyszedł na świat w Budapeszcie. W wieku 14 lat trafił do lokalnej drużyny Kobanyai TC. Po roku sopędzonym w juniorach przeniósł się do Ferencvárosu, z którym zdobył mistrzostwo. Tu też spotkał Czibora. Kubala niestety odszedł z tego klubu w 1946r. Co się odwlecze, to nie uciecze, jak mawia przysłowie. 

Na razie Sándor jest zawodnikiem Ferencvárosu i na tle ligowych rywali wyróżnia się na tyle, że dostaje swoją szansę w reprezentacji. 06 czerwca 1948r. w ramach turnieju bałkańskiego Węgry gromią Rumunię 9-0, a dwie spośród bramek zdobywa 18-letni Kocsis. Sándor najwyraźniej się sprawdził, bowiem został powołany na mecze Pucharu Dr. Gerő. Podczas tego rozgrywanego 5 lat (1948-1953) turnieju, Sándor 11-krotnie wybiegał na boisko. Strzelił 6 goli, a Węgrzy wygrali rozgrywki. Spośród meczy w reprezentacji Madziarów warto wyróżnić jeszcze spotkanie z Szwecją, w którym Kocsis ustrzelił swojego pierwszego międzynarodowego hat-tricka. Rok 1950, to czas na zmiany. Sándor wraz z Cziborem przenoszą się do ÉDOSZu Budapeszt. Zoltan wytrwa tam trochę dłużej. Kocsis jeszcze w tym samym roku przeniesie się do zespołu mistrza kraju Honvedu Budapeszt. Niestety nie uda się obronić tytułu. Ten trafił w ręce rywali zza miedzy – zawodników MTK Budapeszt. Minął rok i to zawodnicy Honvedu byli najlepsi. Duży wkład miał w to bohater niniejszej biografii, który strzelił 30 bramek i wywalczył tym samym tytuł króla strzelców rodzimej ligi. Rok 1952 to także drugi hat-traick w meczu międzynarodowym (z Finlandią) oraz Igrzyska Olimpijskie w Helsinkach. Po trudnej przeprawie z Rumunią w kwalifikacjach (2:1, gol Kocsisa) Madziarom wiodło się w turnieju bardzo dobrze. Najpierw poradzili sobie z Włochami 3:0, (gol Kocsisa), a potem „zmasakrowali” Turków (7-1, dwa gole Kocsisa) i Szwedów (6-0, dwa gole Kocsisa). W finale udało im się pokonać Jugosławian 2-0 i Węgrzy mogli cieszyć się z tytułu mistrzów olimpijskich. 

Następny rok przyniósł ze sobą gorycz porażki – nie udało się obronić tytułu mistrza kraju. W 1954r. Kocsis 36-krotnie pokonywał bramkarzy ligowych rywali, został po raz drugi królem strzelców i wraz z kolegami z zespołu odzyskuł tytuł. Szkoda, że wówczas nie przyznawano „Złotego Buta” bowiem 36 bramek Kocsisa było najlepszym wynikiem strzeleckim w Europie. Rok 1954 to również Mistrzostwa Świata w Szwajcarii. Węgrzy byli uznawani za wielkich faworytów. Truno zresztą, żeby było inaczej, skoro odczarowali Wembley (wygrali 6:3 z Anglią), a zaledwie miesiąc przed finałem robili Wyspiarzy jeszcze dotkliwiej (7:1). Warto dodać, że dwa spośród tych ciosów zadał Kocsis. W pierwszym meczu turnieju Madziarzy gromią Koreę 9-0, a Kocsis strzela hat-tricka. W kolejnym meczu, z Niemcami Sándor idzie o krok dalej – strzela o bramkę więcej. Węgry – RFN 8:3, tylko że Niemcy wystawili drużynę złożoną w połowie z weteranów. Czas na ćwierćfinał. Jedyną drużyną, która mogła zatrzymać Madziarów była Brazylia. Po meczu z RFN, Ferenc Puskas trafił do szpitala, więc nikogo nie dziwiła jego absencja. Po 7 minutach Canarinhos przegrywali już 2-0. Brazylijczycy jednak nie złożyli broni. Od stanu 3:2 nieustannie napierali na bramkę Madziarów. W końcówce główką pogrążył ich jednak nie kto inny jak Kocsis. Na tym etapie rozgrywek nie ma słabych i jak się okazało półfinał do łatwych nie należał. Choć Urugwajczycy przegrywali 2-0, to doprowadzili do remisu 2:2. Mecz rozstrzygnął się dopiero po dogrywce, za sprawą dwóch bramek strzelonych głową przez Kocsisa. W finale czekał RFN, rozgromiony w grupie aż 8:3. O wynik można było być spokojnym. Ze szpitala wrócił Puskas, zdobył nawet pierwszą bramkę dla Węgier. 9 minuta 2:0 dla Madziarów. 18 minuta – 2:2. Zaczął się szturm niemieckiej bramki. 6 minut przed końcem stało się to czego chyba nikt się nie spodziewał – Niemcy przeprowadzają akcję, Rahm strzela z najbliższej odległości, piłka wpada do siatki, a arbiter wskazuje na środek boiska. Tak też zakończył się ten mecz. Na pocieszenie Kocsisowi pozostał tytuł króla strzelców, który udowodnił wszystkim niedowiarkom, że Sándor jest w tym momencie najskuteczniejszym zawodnikiem w Europie. Nikt nie miał też wątpliwością, kto jest królem gry głową…A Kocsis jakimś gigantem nie był, bo mierzył tylko 177cm.

W nowym sezonie Kocsis częściowo powetował sobie niedawne niepowodzenia. Tytuł najlepszego strzelca Węgier (i Europy) oraz wywalczone mistrzostwo pozwoliły zapomnieć trochę o bolesnej przegranej z Berna. Nadszedł czas by wraz z Honvedem podbić Europę. Przegrana 3-2 z Atlethic Bilbao w pierwszym meczu kwalifikacji Pucharu Europy nie oznaczała końca marzenia o europejskich rozgrywkach. Przed zawodnikami był jeszcze mecz u siebie i Baskowie wcale nie byli pewni awansu. W tym czasie na Węgrzech wybuchło jednak powstanie i rewanż musiał zostać rozegrany na neutralnym terenie. Remis 2-2 w tym obliczu należy potraktować jako bardzo dobry wynik, który jednak dawał przepustkę hiszpańskiej drużynie. Zawodnicy mistrza Węgier stanęli przed poważnym dylematem – wrócić do kraju czy udać się na emigrację. Zdania były podzielone, więc część piłkarzy została za granicą, a część wróciła do domu. Kocsis był wśród tych pierwszych. 

Decyzja przez niego podjęta była równoważna z zakończeniem reprezentacyjnej kariery. W 68 meczach w kadrze Madziarów zdobył 75 bramek. Aż 7-krotnie udało mu się ustrzelić hat-tricka. Najwięcej pecha mieli Szwedzi, bowiem w spotkaniu z nimi po raz pierwszy i ostatni zdobywał po trzy bramki. Kocsis miał też szczęście do reprezentacji Polski – w 4 spotkaniach zdobył 6 bramek. A to podobno Linker był katem biało-czerwonych (6 goli w 5 meczach)…Ostatniego gola dla Węgier Sándor zdobył 7 października 1956r w spotkaniu z Francją (2-1). 7 dni później rozegrał swój ostatni mecz w kadrze.

Decyzja Węgrów o emigracji wywołała falę wzburzenia, więc FIFA postanowiła nałożyć dwuletnią dyskwalifikację na „uciekinierów”. „Złotą głowę” czekał zaledwie roczny rozbrat z futbolem. Sezon 1957-58 spędził na „zesłaniu”, bo takim była dla niego bez wątpienia gra w szwajcarskim Young Fellows Zürich. W każdej sytuacji można dopatrzeć się czegoś pozytywnego i tak też jest w tym przypadku. 13 kwietnia 1958r. Kocsis wraz z kolegami z zespołu Young Fellows dwukrotnie mógł zmierzyć się z Barceloną.

Zbliżał się sezon 1958-1959r. Ladislao Kubali udało się namówić zarząd Blaugrany by do klubu ściągnięto dwóch jego rodaków – Czibora i Kocsisa. To posunięcie okazało się być strzałem w dziesiątkę. 12 czerwca 1958r. Sándor zadebiutował przed katalońską publicznością. Od razu wkupił się w jej łaski dwukrotnie pokonując bramkarza niemieckiej drużyny – Preußen Münster. W swym kolejnym meczu w bordowo-granatowym trykocie znowu błysnął, strzelając drużynie Montevideo dwie bramki. Ligowy debiut w meczu przeciwko Betisowi także wypadł znakomicie – Węgier „dołożył” kolejną bramkę. Mimo to w lidze Kocsis grał rzadko – wystąpił zaledwie w 4 spotkaniach, w których zdobył 4 bramki. O wiele częściej występował w meczach o Puchar Hiszpanii. W 8 spotkaniach Copa Generalismo (bo tak nazywał się wówczas dzisiejszy Puchar Króla) Sándor zdobył 13 bramek, w tym dwie w meczu finałowym z Granadą. Trofeum to, tak samo jak i tytuł mistrzowski powędrowały do Barcelony.

W kolejnym roku Kocsisowi częściej było dane wybiegać na plac gry podczas ligowych zmagań. Mimo to nie poprawił swojego wyniku z poprzedniego sezonu, gdyż grając w ligowych potyczkach zdobył tylko 3 bramki. Liczy się jednak przede wszystkim to, że Barcelona obroniła tytuł mistrza kraju. Ponadto Kocsis niemal samotnie pokonał Wolverhampton w meczu Pucharu Europy. Madziar wbił anglikom aż 4 bramki, a spotkanie zakończyło się rezultatem 5-2. Mimo, że zdobył bramkę w kolejnym dwumeczu Barcelona pożegnała się z tymi europejskimi rozgrywkami. Górą był madrycki Real. W tym momencie pozostała jeszcze walka w Pucharze Miast Targowych, czyli w dzisiejszym Pucharze UEFA. Kocsisowu nie była dana gra na „drugim” europejskim froncie, ale Azulgrana wywalczyła tytuł pokonując w finałowym dwumeczu Birmingham (0:0 i 4:1).

Absencja w meczach Pucharu UEFA nie oznaczała, że węgierski napastnik stracił swoją mocną pozycję. Od nowego sezonu nadal miał pewne miejsce w składzie Blaugrany. Występował zarówno w meczach ligowych, Ligi Mistrzów, Pucharu UEFA, Copa del Rey i spotkaniach towarzyskich. W Pucharze UEFA Kocsis postarał się o hat-trick w spotkaniu ze szkockim Hibernians. Mimo czterech bramek Węgra Barcelona przegrała dwumecz 7-6 i w kolejnej rundzie, z Roma, zagrali „faceci w spódniczkach”, a nie Katalończycy. Co tam jednak przegrana w Pucharze UEFA, kiedy dochodzi się do finału Ligi Mistrzów. Ani belgijski Lierse, ani hiszpański Real Madryt, czeski Spartak Kralove czy niemiecki HSV nie były w stanie powstrzymać Barcelony. Najbliżej byli ci ostatni, ale w trzecim, decydującym starciu ponieśli porażkę 1-0. Finał tej edycji Pucharu Europy rozgrywano w Bernie, na tym samym stadionie, gdzie kilkanaście lat wcześniej „Złota jedenastka” Wegier nie sprostała graczom RFN. Dla Kocsisa i Czibora nadszedł najwyższy czas by przełamać fatum. I choć obaj strzelili po bramce to Blaugrana przegrała to spotkanie…

W 1961r. Kocsis zagrał towarzysko w drużynie Valencii. Dzięki jego bramkom „Nietoperze” pokonały Botafogo i Barcelonę i wywalczyły własny puchar – Trofeo Naraja.. Latem wraz z Blaugraną zawodnik wywalczył też Puchar Ramona Carranzy. To on był autorem jednej z półfinałowych bramek strzelanych River Plate i obu finałowych, kiedy to pokonywał bramkarz Montevideo. W lidze wystąpił 19-krotnie i 12 razy pokonywał bramkarza rywali. Blaugrana zgromadziła 40 punktów, było to jednak za mało by cieszyć się z mistrzostwa. Blancos zgromadzili o 3 punkty więcej i to oni celebrowali zdobycie tytułu. „Królewscy” okazali się lepsi także w spotkaniach Copa del Rey. W tym sezonie Blaugrana rywalizowała w 4 edycji Pucharu Miast Targowych. Azulgrana rozprawiła się z drużyną Zachodniego Berlina, Sheffield Wednesday (gol Kocsisa) i Dynama Zagrzeb (gol Kocsisa). W finale czekała Valencia, która rozbiła Dumę Katalonii 6-2. Obie z bramek zdobył Sándor. 

Przed rozpoczęciem kolejnego sezonu Kocsis wraz z drużyną wybrał się na tourne do Ameryki Południowej. Blaugrana obroniła też wywalczony przed sezonem Puchar Carranzy. W lidze Kocsis znowu stanowił ważne ogniwo w ataku Blaugrany. Końcowy rezultat niestety okazał się jeszcze gorszy niż przed sezonem – dopiero 6 miejsce. W Pucharze Króla, Madziar opuścił tylko trzy mecze – w tym dwa pierwsze, które były raczej formalnością. Po problemach z Elche (musiano rozegrać trzy spotkania) Azulgrana rozprawiła się z Realem Vallanolid (dwa gole Kocsisa). Następna przeszkodą była Valencia. W pierwszym spotkaniu padł remis 2-2, w drugim 1-1 i zgodnie z ówczesnym zwyczajem trzeba było rozegrać trzeci mecz. Tym razem na szczęście górą była Barça. Finałowy przeciwnik – Real Zaragoza przysporzył o wiele mniej problemów niż ekipa Che. Po bramkach Peredy, Kocsisa i Zalduy Blaugrana wygrała 3-1. Tym razem na tourne po Ameryce Południowej drużyna jechała jako zdobywca krajowego pucharu.

W sezonie 1963-64 Kocsis zdobył 12 bramek w 20 ligowych spotkaniach, a Blaugrana zakończyła rozgrywki na 2 miejscu ustępując pola tylko Realowi. W Pucharze Europy Duma Katalonii wyeliminowała Shelbourne (bramka Kocsisa) i zremisowała z HSV. W trzecim, dodatkowym meczu „Złota Głowa” strzelił dwie bramki, ale po 90 minutach Hamburczycy mieli o gola więcej i to oni grali dalej. W Pucharze Króla Kocsis opuścił mecze z Tenerife. Był jednak w składzie na spotkanie z Cordobą, a w rewanżu strzelił bramkę. Kolejne trafienia „dołożył” w spotkaniach z rywalem za miedzy – z Espanyolem. W następnym meczu Blaugrana wygrała z Zaragozą 3-2, a jeden z goli był autorstwa Węgra. W rewanżu górą byli Aragończycy, którzy wyeliminowali Blaugranę by następnie sięgnąć po Puchar Hiszpanii.

Latem Kocsis pojechał z drużyną na dwa zagraniczne tourne. Wystąpił w kilkunastu spotkaniach towarzyskich. Zaliczył cztery występy ligowe, trzy w Pucharze Miast Targowych i zakończył karierę. Swoją ostatnią bramkę zdobył w spotkaniu towarzyskim z Lleidą (21 sierpnia 1965). Tydzień później po raz ostatni wybiegł na plac gry zmieniając Seminario. Choć bramki już nie zdobył to mógł być zadowolony ze swojego pożegnalnego występu – Blaugrana pokonała Castellon 4-0. 

Po zakończeniu kariery Kocsis otworzył restaurację w Barcelonie („Tete D’ Or”). W 1972r. postanowił spróbować swych sił jako trener. Nie wiodło mu się jako trenerowi. Na dodatek jego karierę przerwała choroba. Okazało się, ż Węgier ma białaczkę i raka żołądka. To nie koniec jego problemów ze zdrowiem. Kilka lat wcześniej, w 1966r., zawodnik bardzo mocno ucierpiał w wypadku drogowym i amputowano mu obie nogi. 22 lipca 1979r. popełnił samobójstwo skacząc z czwartego piętra szpitala w Barcelonie.


Koeman, Ronald (1989 – 1995)

Ronald Koeman urodził się 21 marca 1963 roku w Zaandam w Holandii. Swoją karierę rozpoczął w Groningen, razem ze swoim bratem Erwinem kontynuując w ten sposób rodzinną tradycję. Swój debiut w Eredivisie Ronald zanotował w sezonie 1979/80 w meczu przeciwko Feyenoordowi. Po trzech latach gry, jego talent został doceniony w Holandii i w roku 1982 został okrzyknięty najlepszym graczem w Holandii.

W roku 1983 Koeman podpisał kontrakt z Ajaxem Amsterdam. Jednakże nie wybrał najlepszego momentu, gdyż dla Ajaxu był to sezon bardzo trudny, mimo, że dysponował takimi gwiazdami jak Van Basten, Vanenburg i Rijkaard. Klub musiał zacząć sobie radzić bed innych doświadczonych graczy – Cruyffa i Lerby’iego, którzy odeszli do innych drużyn. W tym samym roku Koeman debiutuje w reprezentacji narodowej.

Podczas sezonu 1984/85 był już podstawowym zawodnikiem Oranjes, jednak nie zakwalifikowali się oni do mistrzostw Europy, po kontrowersyjnym zwycięstwie Hiszpanii nad Maltą… 12:1. W tym roku były jednak i momenty szczęśliwe dla Koemana. Po roku od zaręczenia się z Bartiną, młoda dwójka wzięła ślub.

W sezonie 1985/86 Leo Benhakkera na stanowisku trenera Ajaxu zastępuje Johan Cruyff. Ich relacje, mówiąc łagodnie, nie były najlepsze. Koeman grywał rzadko, został nawet przesunięty do drużyny rezerw. Nie poddał się i poprzez swoją ciężką pracę stawał się coraz lepszy. Pod koniec sezonu, kiedy skończył mu się kontrakt z Ajaxem nie widział dla siebie miejsca w Amsterdamie (podobnie jak działacze), tak więc nawet się nie zastanawiał nad przyjęciem oferty z PSV i szybko podpisał kontrakt z klubem z Eindhoven.

Sezon 1986/87 był dla PSV i Koemana niezwykle szczęśliwy. Młody obrońca zakończył rozgrywki z… 16 (!) bramkami na koncie, podobnie jak Gullit, Vanenburg, Lerby i Van Breukelen. PSV natomiast, wygrało ligę holenderską (wyprzedzając o sześć punktów Ajax Johana Cruyffa), puchar Holandii i Puchar Zdobywców Pucharu. Innym powodem do radości były narodziny córeczki Ronalda – Debby.

W sezonie 1987/88 drużyna PSV również święciła ogromne sukcesy, mimo tego, iż z zespołu odeszli Marco Van Basten i Ruud Gullit. Zawodnicy z Eindhoven zdobyli mistrzostwo kraju, puchar kraju i strzelili 119 bramek, z czego 21 (!) zdobył właśnie Koeman. Jednak to nie koniec sukcesów, jak się okazało PSV nie było tylko najlepszym klubem w Holandii, ale i Europie. Zdobywa Puchar Mistrzów pokonując wcześniej Rapid Wiedeń, Galatasaray, Bordeaux, a także Real Madryt (z Butrageno, Michelem, Camacho, Hogo Sánchezem, Sanchisem, Camacho itd.) W finale PSV spotkało się z Benficą. Po 120 minutach bez gola po jednej i drugiej stronie, o wygranej musiały zdecydować rzuty karne. Pierwszego wykonywał Koeman i oczywiste było, że nie mógł spudłować. Pojedynek został rostrzygnięty dopiero w szóstej 'serii’, kiedy to Van Breukelen broni strzał Velasco i w ten sposób Puchar Mistrzów jedzie do Eindhoven.

Sezon 1988/89 jest ostatnim tak szczęśliwym dla PSV – klub zdobywa mistrzostwo kraju. Latem roku 1988 Koeman, wraz z reprezentacją Holandii, kwalifikuje się do mistrzostw Europy w Niemczech, a towarzyszą mu między innymi: Gullit, Rijkaard, Van Basten, Wouters, Van Breukelen i oczywiście jego brat Erwin Koeman.

Po pierwszym meczu przegranym ze Związkiem Radzieckim, dla trenera Rinusa Michelsa pozostałe dwa spotkania były jak finał. Piłkarze się zmobilizowali i wygrali mecz z Anglią 3:1 (hat-trick Van Bastena) i z Irlandią 1:0 (po bramce Kiefta). W półfinale Holendrzy pokonują Niemców 2:1 (bramki Koemana i Van Bastena), dzięki czemu rewanżują się za porażkę na Mistrzostwach Świata w 1974 roku. W finale natomiast odbył się drugi rewanż, tym razem dość 'świeży’, gdyż Oranjes ponownie zagrali z ZSRR i tym razem wygrali 2:0 po bramkach Van Bastena i Gullita.

Jeszcze w roku 1989 Ronald trafia do Barcelony, której trenerem jest ktoś, z kim wcześniej nie mógł się dogadać, czyli Johanem Cruyffem. Tym razem jednak nie ma mowy o żadnych kłótniach, Koeman został przesunięty na pozycję libero i w ten sposób stworzył z resztą zawodników Dream Team lat ’90. Pierwszy sezon nie jest aż tak bardzo udany, jednak Pucharu Hiszpanii też nie zdobywa byle kto. Holender przystosowuje się dopiero do gry i życia w Katalonii.

W sezonie 1990/91 Koeman, a także Laudrup, Bakero, Stoichkov, Beguiristain, Goikoetxea, Ferrer i reszta sięgają po mistrzostwo Hiszpani. Tego samego roku na świat przychodzi syn Ronalda – Tim. Rok później FC Barcelona święci największy triumf w swojej historii. Oprócz drugiego mistrzostwa kraju zdobywa swój pierwszy Puchar Mistrzów. W meczu półfinałowym, przeciwko Kaiserslautern, w ostatniej minucie wspaniałym podaniem popisał się Koeman, Bakero natomiast przyłożył tylko głowę dzięki czemu zapewnili awans swojemu klubowi. Jednak to nie wszystko. Koeman stał się bohaterem FC Barcelony i ogólnie całej Katalonii 20 maja 1992 roku, kiedy to w 111 minucie meczu przeciwko Sampdorii Genua rozegranym na Wembley strzelił jedyną bramkę spotkania. Dzięki swojemu strzałowi został pierwszym zawodnikiem, który zdobył Puchar Mistrzów z dwoma klubami.

Dobre rezultaty towarzyszyły Barcelonie także w następnym sezonie (1992/93). Barça zdobywa trzeci tytuł mistrza Hiszpanii z rzędu, a swoją piękną grą powala niemal każdego rywala. Rok później do klubowego muzeum trafia kolejny puchar mistrza Hiszpanii, była także szansa na drugi Puchar Mistrzów, jednak Barça zostaje zmiażdżona przez AC Milan 4:0. Na otarcie łez pozostało zwycięstwo z Realem Madryt 5:0 i tytuł króla strzelców dla Romario.

Kolejne sezony nie są już tak udane i w 1995 roku ogłasza, że po sześciu latach gry w FC Barcelonie, zdobyciu z nią 10 oficjalnych trofeów, rozegraniu 255 meczów i strzeleniu 87 bramek, opuszcza klub. Jego celem jest Feyenoord Rotterdam. Po graniu tam przez dwa lata decyduje się na zakończenie swojej kariery zawodnika.

Jako trener pierwsze kroki stawiał u boku Guusa Hiddinka na Mistrzostwach Świata we Francji w 1998 roku. Rok później pełnił tę samą rolę, tym razem już w FC Barcelonie jako asystent Louisa Van Gaala. W styczniu 2000 roku objął już jako pierwszy trener pierwszoligowy Vittese Arnhen i pozostał tam przez 23 miesiące. W grudniu 2001 pod swoje skrzydła wziął drużynę Ajaxu Amsterdam, z którym zdobył dwukrotnie mistrzstwo Holandii (2002 i 2004), Puchar Holandii (2002) i Superpuchar Holandii (2002). Następnie w 2005 roku przeniósł się do Portugalii, gdzie został szkoleniowcem Benfici Lizbona. Po sezonie spędzonym na Estádio da Luz wrócił do Holandii, gdzie został trenerem PSV Eindhoven.


Kubala, Ladislao (1951 – 1961)

Ladislao Kubala to piłkarz, który już za życia był uważany za legendę F.C. Barcelony. W sumie rozegrał 11 sezonów w bordowo-granatowym trykocie, w których wystąpił w 329 spotkaniach i strzelił 243 bramki. To ten gracz kreował całą grę 'Dumy Katalonii’ w jak dotąd najlepszym okresie w historii klubu…

Trzeba jednak zacząć od początku. Kubala to zawodnik pochodzenia słowackiego, urodzony na Węgrzech. W swojej karierze reprezentował barwy trzech krajów (Czechosłowacji, Węgier i Hiszpanii). Do Katalonii trafił w 1950 roku, kiedy podczas towarzyskich spotkań na Półwyspie Iberyjskim, został zauważony przez trenera Blaugrany, Josépa Samitiera. Zaledwie 23-letni piłkarz postanowił przenieść się do stolicy Katalonii, gdzie przeżył najlepsze lata swojej kariery.

Większość osób uważa, że pobyt tego zawodnika w Azulgranie wiąże się z ogromną dominacją tej ekipy w kraju jak i w Europie. Barça od tego momentu zdobywała dużo trofeów, a Ladislao dyrygował kolegami strzelając wiele bramek. W sumie ex-zawodnik F.C. Barcelony zdobył cztery tytuły Mistrza Hiszpanii, pięć Pucharów Hiszpanii, Puchar Miast Targowych (odpowiednik Pucharu UEFA) i Puchar Latynoski, który jest nieoficjalnym trofeum.

Najlepszy zawodnik tamtych czasów musiał jednak trochę poczekać na oficjalny debiut w 'Dumie Katalonii’, ponieważ FIFA nie chciała się zgodzić na występy obcokrajowca w drużynie. To zmusiło Kubalę do przyjęcia hiszpańskiego obywatelstwa. Po załatwieniu wszystkich formalnych spraw, Ladislao legalnie zagrał w bordowo-granatowej koszulce. Miało to miejsce 29 kwietnia 1951 roku w spotkaniu przeciwko Sevilli. Jego pierwsze przygody z klubem wiązały się ze zdobyciem aż pięciu trofeów w jednym sezonie, dzięki czemu Blaugrana zdobyła popularność i otworzyła nowy i pojemny stadion – Camp Nou.

Jak już wcześniej było pisane, Kubala podczas swojej 11-letniej kariery w Barçy zdobył w 329 meczach 243 bramki. Warto zaznaczyć, że w jednym z ligowych spotkań (mecz z Sportingiem de Gijón) ten napastnik strzelił aż 7 goli!

Ladislao swoją osobą pokazał coś nowego hiszpańskim futbolu. Z taką techniką nadawałby się do cyrku, był mistrzem w przechwytywaniu piłek i miał bardzo mocny strzał. Jego gra była absolutną rewolucją. 

Kubala był rekordzistą jeżeli chodzi o grę w barwach narodowych. Podczas swojej kariery rozgrywał spotkania w koszulce Czechosłowacji – kraju swoich rodziców, Węgier – kraju w którym się urodził i Hiszpanii – kraju, którego miał obywatelstwo.

Liczne kontuzje musiały zakończyć przygodę tego wspaniałego zawodnika. Doktor Helenio Herrera robił wszystko, by ten mógł zagrać jeszcze w barwach Barcelony, ale z czasem Kubala stracił miejsce w pierwszej jedenastce i postanowił pożegnać się z Camp Nou. 

W 1962 roku przy pełnym stadionie, Ladislao Kubala ogłosił zakończenie kariery. Pięć miesięcy później objął szkółkę piłkarską, a następnie przeniósł się do lokalnego klubu – Espanyolu, by tam grać przez jeden sezon, ‘zawiesić buty na kołku’ i zająć się karierą trenerską.


Laudrup, Michael (1989 – 1994)

Michael Laudrup urodził się 15 czerwca 1965 roku w Kopenhadze, stolicy Danii. Jest to były piłkarz reprezentacji swego kraju i kilku znanych klubów, obecnie trenuje duński klub Brondby IF. W czasach swojej kariery uważany był za jednego z najbardziej eleganckich piłkarzy świata. Jego popularność wśród fanów futbolu wciąż jest wysoka. W reprezentacji Danii Michael strzelił 37 bramek i zagrał w 104 meczach, co jest drugim wynikiem w historii, zaraz po 129 spotkaniach Petera Schmeichela. Od listopada 1994 Laudrup był kapitanem reprezentacji narodowej. W tej roli poprowadził Duński Dynamit w 28 meczach, aż do zakończenia kariery w czerwcu 1998 roku. W roku 1999 Michael został uznany Najlepszym Obcokrajowcem w Hiszpanii ostatniego 25lecia. W kwietniu roku 2000 został pasowany na rycerza przez królową Małgorzatę II, a poza tym otrzymał duński Order Danneborg. Ale do rzeczy.

Michael Laudrup jest członkiem rodziny z trzema generacjami piłkarzy. Jego ojcem jest były reprezentant Danii – Finn Laudrup. Najstarszy syn Michaela, Mads, jest kapitanem reprezentacji kraju u-17, zaś młodszy, Andreas, występuje w kadrze u-16.

Profesjonalnym futbolistą był również młodszy brat Michaela Laudrupa – Brian. Grał on w kadrze Danii między innymi na Mistrzostwach Europy w roku 1992, gdy Duński Dynamit nie miał sobie równych, niestety na tej imprezie zabrakło Michaela, czego powodem były różnice w poglądach między nim a ówczesnym selekcjonerem, Richardem Mollerem Nielsenem. W roku 2004, obaj bracia byli wymienieni na liście 125 największych żyjących piłkarzy ogłoszonej przez Pelego na 100lecie FIFA.

Michael Laudrup za czasów swej profesjonalnej kariery uważany był za najlepiej wyszkolonego technicznie piłkarza pochodzącego z Danii. W styczniu bieżącego roku został wybrany przez FIFA Najlepszym Piłkarzem swojego kraju w ostatnim 50leciu. Michael często wymieniany był w jednym rzędzie z najlepszymi piłkarzami świata, jego talent był wyjątkowy, co podkreślał zwłaszcza były reprezentant Francji Michel Platini, określając starszego z braci Laudrupów za jednego z najbardziej utalentowanych zawodników w historii futbolu, jednak zarzucając mu brak samolubności, z powodu czego Michael nie strzelał zbyt wielu bramek. Wolał rozgrywać piłkę. Na boisku grał czysto, pięknie, nigdy nie dostał czerwonej kartki. Preferował ośmieszać swojego bezpośredniego przeciwnika dryblingiem i zwodami, niż powalić go na murawę.

Laudrup był podziwiany za wybitną technikę, elegancję, głębokie, aczkolwiek co do milimetra, podania i drybling. Niesamowita była również jego wizja na boisku. Jak często mówił o Michaelu argentyński trener Realu Madryt, Jorge Valdano, „On ma wszędzie oczy.” Jego znak firmowy – spojrzenie w jedną stronę i podanie w inną – doprowadzało do rozpaczy wielu zawodników. Drybling Michaela Laudrupa był osłodą każdego meczu, w którym Duńczyk grał. W FC Barcelonie jego partnerem z boiska był Hristo Stoiczkow, który mnóstwo goli strzelił z podań Michelino, jak mówili o Michaelu kibice w Hiszpanii. Podczas pobytu w Realu Madryt, Laudrup dogrywał piłki Ivanowi Zamorano, który określił Duńczyka jako El Genio, czyli po prostu geniusza. Podczas całej kariery liczba jego asyst była niesamowicie wielka i praktycznie zawsze najwyższa w drużynie, w której akurat grał. A jak to się wszystko zaczęło?

Swoją karierę Michael Laudrup rozpoczął w duńskich klubach Kjobenhavns Boldklub oraz Brondby IF. Już w roku 1982, w wieku zaledwie 18 lat, został sprzedany do wielkiego Juventusu Turyn. Z powodu ograniczenia liczby piłkarzy zagranicznych w Serie A, Stara Dama wypożyczyła utalentowanego chłopca na 2 sezony do walczącego o utrzymanie rzymskiego Lazio. Mimo występów w ledwie przeciętnym klubie, Michael błyszczał w reprezentacji Danii na EURO 1984, rozgrywając wszystkie 4 mecze. Rok później powrócił do Juve, gdzie miał zastąpić…Polaka Zbigniewa Bońka, grając z Michelem Platinim i walijskim napastnikiem Ianem Rushem. W Juventusie Michael grał na tyle dobrze, że dostał powołanie do kadry narodowej na MŚ w roku 1986. Nie tylko Laudrup będzie pamiętał ten turniej, ale również kibice duńscy i nie tylko, a to z powodu jego efektownej i efektywnej solowej akcji, po której zdobył honorową bramkę w wygranym aż 6-1 meczu z Urugwajem. Michelino brał udział również w EURO 1988, gdzie strzelił jedną z zaledwie 2 bramek reprezentacji w całym, nieudanym zresztą, turnieju.

W 1989 roku sieci na 25latka z Danii zarzuciła słynna FC Barcelona. W Katalonii Michael pomógł klubowi osiągnąć ogromne sukcesy, grając pod batutą byłego kapitana narodowej reprezentacji Holandii, Johana Cruyffa. Laudrup, obok holenderskiego obrońcy Ronalda Koemana i bułgarskiego napastnika Hristo Stoiczkowa, był jednym z trzech dozwolonych zawodników zagranicznych w klubie. Nie da się ukryć, że wszyscy trzej byli głównymi filarami Dream Teamu Cruyffa. Ta świetna drużyna zdobyła 4 razy z rzędu Mistrzostwo Hiszpanii w latach 1991-94 oraz Puchar Europy w roku 1992. W czasie swojej kariery w stolicy Katalonii, Michael Laudrup dwukrotnie wybierany był Piłkarzem Roku w Hiszpanii. Problemy zaczęły się w roku 1994. Wtedy Duma Katalonii zatrudniła czwartą zagraniczną gwiazdę, brazylijskiego napastnika Romario. To oznaczało rotację w składzie, jako że w meczu mogło zagrać tylko 3 stranierich. Kiedy Laudrup nie zagrał w finale Pucharu Mistrzów 1994, przegranym zresztą 0-4 z AC Milan, wiedział, że to koniec jego kariery w Barcelonie.

W tym samym roku kontrowersje wzbudził jego transfer, gdyż na swojego następnego pracodawcę Laudrup wybrał odwiecznego wroga Azulgrany – Real Madryt. W tym samym sezonie Michael pomógł Królewskim wywalczyć tytuł mistrzowski i przełamać hegemonię Blaugrany. Tym samym Duńczyk stał się jedynym w historii La Liga piłkarzem, który zdobył mistrzostwo 5 razy z rzędu i to z dwoma różnymi klubami. Po tym sukcesie, następny sezon w Madrycie był bezbarwny, podobnie zresztą działo się na polu reprezentacyjnym. Michael na pewno nie ma zbyt wielu pozytywnych wspomnień po EURO 1996, gdzie obrońcy tytułu po remisie z Portugalią i porażce z Chorwacją nie mieli już szans na awans. Na osłodę pozostało zwycięstwo z Turcją. Michael nie strzelił tym razem bramki, ale jego brat zdobył ich aż 3. Czwartą dołożył Allan Nielsen. Pomimo zaledwie dwóch sezonów spędzonych w stolicy Hiszpanii, Michael Laudrup został sklasyfikowany na zaszczytnym 12 miejscu w internetowym plebiscycie gazety Marca na najlepszego piłkarza Realu w historii, zorganizowanym na 100lecie klubu w roku 2002. 

Następnie Michael pojechał na sezon do Japonii, by tam grać w zespole Vissel Kobe. Po nieudanej próbie zawojowania Azji wrócił do Europy, by pomóc z zdobyciu tytułu Mistrza Holandii Ajaxowi Amsterdam. Jego ostatnie mecze w karierze przypadły na Mundial we Francji w roku 1998, gdzie jako kapitan poprowadził Duński Dynamit do ćwierćfinału, gdzie minimalnie lepsi (3-2) okazali się Brazylijczycy. Michelino pokazał raz jeszcze swój kunszt, gdy patrząc w lewo zagrał na prawo ponad obrońcami do niepilnowanego rezerwowego Ebbe Sanda, który strzelił bramkę na 3-0 w wygranym 4-1 spotkaniu z Nigerią. Po zakonczeniu profesjonalnej kariery w wolnym czasie grywał jeszcze w drużynie oldbojów Lyngby Boldklub.

Po zakończeniu w barwach amsterdamskiego Ajaxu kariery piłkarskiej w wieku 36 lat, Michael Laudrup poświęcił się zawodowi trenera. Już w roku 2000 został asystentem selekcjonera reprezentacji Danii, Mortena Olsena. Duński Dynamit grał wtedy formacją 4-2-3-1 z dwoma szybkimi skrzydłowymi oraz opieraniem gry na szybkich, dokładnych podaniach i tym samym długim utrzymywaniem się przy piłce. Olsen z Laudrupem doprowadzili Danię do fazy pucharowej Mistrzostw Świata 2002, jednak w pierwszym meczu po wyjściu z grupy ulegli Anglikom aż 0-3. Po tym turnieju Michael przyjął ofertę Brondby i został trenerem tego pierwszoligowego klubu duńskiego. Jako asystenta zatrudnił Johna „Faxe” Jensena, który zdobył już Mistrzostwo Danii jako trener oraz grał z Laudrupem w drużynie narodowej.

Gdy Michael został trenerem Brondby, klub ten zaczął grać w podobnym stylu jak wcześniej duńska kadra duetu Olsen-Laudrup. Michelino zrobił spore przemeblowanie w składzie, pozwalając odejść wielu mniej lub bardziej doświadczonym zawodnikom oraz sprowadzając kilku nowych ofensywnie usposobionych graczy i wprowadzając do drużyny utalentowanych juniorów klubowych. Jednak Laudrup nie zapomniał, że dobry zespół to nie tylko atak, lecz również defensywa, w związku z czym sprowadził doświadczonego wówczas jeszcze czynnego gracza, obecnie asystenta trenera FC Nordsjaelland, Mortena Wieghorsta. Już w pierwszym sezonie trenerki Brondby Laudrupa doszło do finału Pucharu Danii, gdzie pokonało Odense BK. W końcu w roku 2005 Brondby wywalczyło dublet na arenie krajowej. Duża w tym zasługa trenera. Powszechnie wiadomo, że Laudrup wielkim piłkarzem był, ale czy będzie równie wielkim trenerem?


Lineker, Gary (1986 – 1989)

Gary Winston Lineker, urodzony dnia 30 listopada 1960 roku w Leicester, to były reprezentant Anglii, piłkarz grający jako napastnik. Obecnie ma własny program traktujący o sporcie w telewizjii BBC. Ale zacznijmy od początku…

W Leicester, mieście, w którym futbol traktowany jest nie przymierzając jak religia, narodził się i dorastał napastnik, który później okazał się jednym z najlepszych strzelców w historii Ligi Angielskiej. Pierwsze imię, Gary, nadała mu matka, zaś drugie, Winston, wybrał ojciec, chcąc uczcić pamięć samego Winstona Churchilla. Jak wszyscy wiemy, w przyszłości jego nazwisko, Lineker, stało się jednym z synonimów gola, tak wyśmienitym był strzelcem. Doceniając klasę tego napastnika, sięgnęła po niego Barcelona, w której spędził jedne z najlepszych sezonów w karierze.

Pierwsze kroki jako piłkarz Lineker stawiał w rodzimym Leicester City, gdzie o miejsce w pierwszym składzie musiał rywalizować z idolem z dzieciństwa, Worthingtonem. Szansę gry w pierwszym składzie Gary otrzymał już w wieku 19 lat, gdy trenerem City był Jock Wallace, później trener Sevilli. Jednak prawdziwie wszedł do składu dopiero w sezonie 1983/84. Młody napastnik strzelał wiele bramek, w dwóch ostatnich w Leicester zdobył ich aż 50, nic więc dziwnego, że zainteresowanie nim wykazały czołowe kluby angielskie. Jednak Lineker wybrał Everton Liverpool. W swym jedynym sezonie w klubie z miasta Beatlesów Gary rozegrał 52 mecze I strzelił 39 bramek. Wybrano go Piłkarzem Roku w Anglii. Znalazło się również dla niego miejsce w reprezentacji na Mistrzostwa Świata w Meksyku. Należy pamiętać, że Lineker zadebiutował w kadrze już dwa lata wcześniej w meczu ze Szkocją. Ale do rzeczy. Znakomita gra na meksykańskim Mundialu zaowocowała zainteresowaniem ze strony czołowych klubów europejskich, w tym FC Barcelony.

Trenerem azulgrany był wtedy Terry Venables, który zapragnął ściągnąć do klubu jednego z najlepszych napastników na świecie, jakim w jego mniemaniu był Lineker. Jak już pisałem, Gary na boiskach Meksyku pokazał klasę. Z szerzej nieznanego w Europie zawodnika stał się jednym z czołowych napastników świata. Barcelonie dość szybko udało się sprowadzić bramkostrzelnego Anglika do klubu, po tym jak ówczesny selekcjoner kadry Albionu, Bobby Robson, z którym Linekera zawsze łączyły dobre stosunki, pozwolił mu zabłysnąć na Mistrzostwach. Nie przeszkadzał mu gips na ramieniu zawodnika, zaś sam piłkarz odwdzięczył się trenerowi strzelając 6 goli i zdobywając nagrodę Złotego Buta.

Tuż po przyjeździe do Katalonii Anglik pokazał swoją efektywność. Strzelał sporo bramek, nic więc dziwnego, że od Cules otrzymał pseudonim ‘Garygol’. W pierwszych dwóch sezonach był najlepszym strzelcem Barcelony. Dla kontrastu nie był tak silny i wytrzymały jak jego partner z zespołu, Mark Hughes, lecz szybki i znakomicie wyszkolony technicznie. Często pokazywał na boisku swój repertuar sztuczek technicznych, uwielbiał wyprzedzać przeciwników na ostatnich metrach lub wyskakiwać jak spod ziemi przy dośrodkowaniach i pokazywać swój kunszt, prawdziwy artyzm futbolu.

Już w pierwszym sezonie w barwach Blaugrany Lineker zdobył 21 goli w 41 meczach, w tym hattricka przeciwko odwiecznemu rywalowi, Realowi Madryt. Anglik wydatnie pomógł ‘Dumie Katalonii’ w zdobyciu Pucharu Króla w roku 1988. W tym samym roku zagrał z reprezentacją Anglii na EURO 1988, jednak Anglicy po porażkach z Irlandią, Holandią i ZSSR nie wyszli z grupy. A Lineker nadal był zawodnikiem Barcelony.

Przybycie do klubu nowego trenera, Holendra Johana Cruyffa, zbiegło się w czasie z zapaleniem wątroby Linekera, przez co musiał pauzować kilka miesięcy, a i po powrocie ten sezon piłkarsko nie był dla niego zbytnio udany. Holender wprowadził bardziej defensywny styl gry, zaś jedynym wysuniętym napastnikiem był właśnie Lineker. Napastnik rodem z Anglii dalej pokazywał swoje umiejętności, lecz zgodnie z zaleceniami trenera już nie tak często. Pomimo tego Gary wydatnie pomógł klubowi w wygraniu Pucharu Zdobywców Pucharów, w finale którego to turnieju piłkarze Barcelony pokonali Sampdorię Genua 2:1. I to właśnie był największy sukces Linekera osiągnięty w Hiszpanii.

Latem 1989 roku sytuacja Linekera w Barcelonie stała się niepewna i postanowił on zmienić klub. Wrócił do Anglii, gdzie podpisał kontrakt z Tottenhamem, gdzie grał do sezonu 1991/92 i gdzie zdobył Puchar Anglii mając u boku piłkarzy takich, jak Nayim czy Paul Gascoigne. W środku wspomnianego sezonu Lineker oświadczył, że zamierza przyjąć ofertę przejścia do japońskiego klubu Nagoya Grampus Eight i zakończyć karierę wielomilionowym kontraktem. Jednak w marcu musiał powrócić do Anglii, by ogłosić, że jego zaledwie dwumiesięczny syn jest chory na białaczkę. Cały kraj był w szoku i trzymał kciuki za napastnika. Na szczęście zarówno zawodnik, jak i jego syn przezwyciężyli tę niezwykle ciężką sytuację.

Podsumowując, mimo wielu zarzutów ze strony londyńskiego klubu, Lineker wypełnił kontrakt w Japonii tym samym stając się jednym z pionierów piłki europejskiej w Lidze Japońskiej. Jedno trzeba przyznać – była to na pewno egzotyczna przygoda dla jednego z najlepszych piłkarzy, jakich zrodziła ziemia angielska.

Lineker zakończył karierę mając na koncie 80 meczów i 48 goli w reprezentacji Anglii. O jedną bramkę więcej strzelił co prawda Bobby Charlton, jednak potrzebował na to 26 spotkań więcej. Ostatni mecz w kadrze rozegrał na EURO 92 przeciwko Szwecji, jednak przed końcem meczu został zmieniony przez piłkarza Arsenalu, Alana Smitha. Należy również wspomnieć, że Gary mógł wyrównać rekord Charltona, ale w przedturniejowym meczu towarzyskim z Brazylią nie wykorzystał rzutu karnego.

W 1986 roku został wybrany Piłkarzem Roku w Anglii w plebiscycie zawodników, a w roku 1991 zajął 3 miejsce w plebiscycie na Piłkarza Roku FIFA. Co ciekawe nigdy nie został usunięty z boiska za czerwoną kartkę, co zdarzało się tylko najlepszym, wśród których należy wymienić Billy’ego Wrighta, Johna Charlesa i Sir Stanleya Matthewsa.

Po zakończeniu kariery zaczął pracować w telewizji, grał też w golfa, jednak jego debiut w turnieju był jednym słowem nieudany.

Niedawno były piłkarz rozwiódł się z żoną Michelle po 20 latach małżeństwa. Mają czterech synów. Najstarszy, George, jako dziecko wygrał walkę z białaczką.

W roku 2003 Gary Lineker w uznaniu wyczynów na boisku i poza nim został włączony do Angielskiej Piłkarskiej Hali Sław. W tym samym roku wpłacił 5 milionów funtów by pomóc swojemu macierzystemu klubowi, Leicester City. Pomógł również przekonywać innych ludzi, w tym kibiców, żeby również wspomogli ten zasłużony team.

W roku 2005 Lineker został oskarżony o zniesławienie przez piłkarza z Australii Harry’ego Kewella poprzez komentarze, jakich miał dopuścić się były piłkarz w artykule dla ‘Sunday Telegraph’ a dotyczących przejścia Kewella z Leeds do Liverpoolu. Jednak sędziowie nie byli w stanie wydać werdyktu. W sumie ustalono, że ten artykuł do kolumny Linekera napisał ktoś inny.

W roku 2006 Gary Lineker zagrał w swoim pierwszym filmie. W kanale dla dzieci o nazwie CBeebies zagrał postać o nazwie ‘Underground Ernie’. Wcześniej grał drobne rólki w filmach typu ‘Podkręć jak Beckham’, wcielając się najczęściej w …samego siebie. Również na niedawnych Mistrzostwach Świata Lineker był jednym z ekspertów w studio. Pozostali to Alan Hansen, Alan Shearer I Martin O’Neill. Podczas ćwierćfinałowego meczu Anglii z Portugalią to właśnie Gary zauważył mrugnięcie Cristiano Ronaldo w stronę własnej ławki rezerwowych po dyskusyjnym faulu Wayne’a Rooneya. W BBC komentuje również turnieje golfowe.

Ciekawostki:

– Urodził się w tym samym dniu i miesiącu co Winston Churchill, może to stąd jego drugie imię.

– Zasłynął powiedzeniem: „Futbol to prosta gra; 22 mężczyzn lata za piłką przez 90 minut, a na końcu zawsze wygrywają Niemcy.”

– Lineker grał w drugiej XI krykieta dla Leicestershire County Cricket Club. W barwach tzw. Marylebone Cricket Club zagrał nawet mecz przeciwko…XI Niemców zaliczając przyłożenie, co podsumował w następujący sposób: „Zawsze coś strzelę Niemcom.”

– Walkers, brytyjski producent przekąsek, na pewien czas w latach 90tych zmienił nazwę chipsów o smaku soli i octu. Nazywały się one nie ‘Salt’n’Vinegar’ a ‘Salt’n’Lineker’.


Maradona, Diego Armando (1982 – 1984)

Diego Armando Maradona urodził się 30 października 1960 roku w Lanus na przedmieściach Buenos Aires. Miał siedmioro rodzeństwa. W piłkę zaczął grać, gdy miał 9 lat. Zapisał się wtedy do młodzieżowego zespołu Cebbolitates, który był odłamem Argentinos Jrs. Dzięki swojemu talentowi został nazwany Pibe de Oro (Złoty Chłopiec). Po sześciu latach gry w swoim klubie został przeniesiony do podstawowego składu Argentinos Juniors. Cztery miesiące później Diego zagrał swój pierwszy mecz w kadrze narodowej U-16. W 1978 roku nie został powołany przez trenera pierwszej reprezentacji Argentyny – Manottiego – na mistrzostwa świata, gdyż trener uważał, że Maradona jest jeszcze zbyt młody. Zawiedziony, wziął się ostro za treningi, aby w końcu go dostrzeżono. W niedługim czasie okrzyknięto go następcą Pele. W 1981 roku trafił do jednego z najlepszych argentyńskich klubów – Boca Juniors, za sumę miliona funtów.

W 1982 roku dostał szansę i pojechał na mistrzostwa świata w Hiszpanii. Na początku grał całkiem dobrze, strzelił 2 bramki. Kryzys przyszedł w meczach z Włochami i Brazylią, grał fatalnie, popełniał wiele błędów, w meczu z Canarinhos dostał czerwoną kartkę. Argentyna odpadła w drugiej rundzie turnieju.

W tym samym roku Diego Maradona przeszedł do FC Barcelony za sumę 3 milionów funtów, co jak na tamte czasu było absolutnym rekordem. Mimo, że nie grał za wiele, w pierwszym sezonie strzelił 26 bramek, zdobył z Blaugraną mistrzostwo Hiszpanii, Copa del Rey i Superpuchar Hiszpanii. Gdy trenerem Barçy został Menotti, Maradona grał dużo więcej i dużo skuteczniej. Był maszyną nie do zatrzymania. Niestety, w meczu z Athletic Bilbao, Diego złamał nogę, co wykluczyło go z gry na trzy miesiące. Po wyleczeniu kontuzji postanowił opuścić klub i za sumę 7 milionów funtów trafił do Napoli.

Wraz z Napoli zdobył w 1987 roku mistrzostwo i puchar kraju. Rok wcześniej na mistrzostwach świata, był czołową postacią reprezentacji Argentyny. Strzelił pięć bramek, z czego najbardziej znana to ta, strzelona ręką w meczy z Anglia. Kolejnym sukcesem w karierze Maradony było zdobycie z Napoli Pucharu UEFA w 1989 roku. Na mistrzostwach świata w 1990r. ponownie poprowadził Argentynę do finału, i ponownie zmierzył się z Niemcami. Ty razem Europejczycy okazali się zbyt trudnymi przeciwnikami. Po tej imprezie zaczęły się problemy Diego. Został on przyłapany na dopingu, za co został zdyskwalifikowany na 15 miesięcy.

W 1992 roku, opuścił Włochy i przeniósł się do Sevilli CF, gdzie grał niespełna rok. Później trafił do Newell’s Old Boys, jednak przygoda z tym klubem zakończyła się szybciej niż z Sevillą.

W 1994 roku Maradona miał poprowadzić Argentynę do mistrzostwa świata. Zagrał jednak tylko dwa mecze – z Grecją i Nigerią, później został zdyskwalifikowany za doping. Po tych mistrzostwach zgasła gwiazda Maradony jako czołowego argentyńskiego piłkarza.

W październiku 1994 roku został trenerem Deportivo Mandiyu Football Team, jednak po 2 miesiącach trenował już inny klub – Racing Football Club. Jednak i tu nie zagościł długo – tylko cztery miesiące. W tym samym roku, Maradona powrócił do Boca Juniors, a kibice urządzili mu na Bombonera Stadium fetę jak nigdy. 30 października 1997 roku Diego Armando Maradona oświadczył, że definitywnie kończy swoją karierę. W ten sposób zakończyła się era jednego z najlepszych piłkarzy wszechczasów.


Márquez Álvarez, Rafael (2003 – 2010)

Rafa jest wychowankiem Atlasu Guadalajara. To właśnie w tym klubie zaliczył debiut w lidze meksykańskiej mając niewiele ponad 17 lat. Popularne „Lisy” były jedynym klubem z rodzimej ligi, w których barwach występował Marquez. Łącznie w 77 spotkaniach strzelił 6 goli. Po spędzeniu trzech lat w klubie z Guadalajara, Rafael postanowił przenieść się na Stary Kontynent. Już, jako reprezentant Meksyku, z którą w 1999 roku zajął trzecie miejsce w Pucharze Konfederacji i wygrał FIFA Confederations Cup mógł przebierać ofertach. Jako jeden z pierwszych po usługi młodego defensora zgłosił się madrycki Real. Jednak zawodnik sam odrzucił możliwość przejścia do zespołu Królewskich, co nie zbyt spodobało się działaczom Atlasu. Jednak oferta AS Monaco została zaakceptowana zarówno przez piłkarza i jego klub. Suma odstępnego nie została opublikowana. Spekulowano o kwocie 6 milionów dolarów.

W debiutanckim sezonie w Europie Marquez wraz z AS Monaco wygrał mistrzostwo ligi francuskiej oraz Superpuchar Francji pokonując Nantes (0:0 w regulaminowym czasie gry, 6:5 w karnych). Rafa był filarem zespołu na udokumentowanie, czego otrzymał tytuł dla najlepszego obrońcy sezonu 1999/2000. Wraz z zespołem z Księstwa w kolejnym sezonie zaprezentował swoje umiejętności w Lidze Mistrzów. W 2001 roku wraz z reprezentacją Meksyku przegrał z Kolumbią finał Pucharu Konfederacji (0:1). Także na koniec swojej przygody z ligą nad Sekwaną Marquez i jego Monaco zdobyło Puchar Ligi. Pokonując w finale FC Sochaux-Montbéliard (4:1). Meksykanin znów postanowił skorzystać z lawiny ofert transferu spływających na biurko dyrektora sportowego klubu z Monaco. Wybrał FC Barcelonę. Postanowił pomóc odbudować potęgę Blaugrany po kilku latach marazmu. Łącznie w klubie z Księstwa Meksykanin wystąpił w 87 meczach i strzelił 5 goli.

W lipcu 2003 roku po wygraniu CONCACAF Gold Cup w finale Meksyk pokonał Brazylię (1:0) Marquez podpisał czteroletni kontrakt z Azulgraną i zarezerwował sobie koszulkę z numerem 4. Barcelona przelała na konto AS Monaco 5, 25 miliona Euro i Rafa stał się pierwszym reprezentantem Meksyku w klubie z Camp Nou. Przybycie do klubu wychowanka Atlasu pozostało w cieniu transferu Ronaldinho Gaucho z PSG za 38 milionów Euro. W debiutanckim sezonie w barwach Dumy Katalonii Rafael rozegrał dwadzieścia jeden spotkań. Pierwszy występ ligowy przypadł 9 sierpnia 2003 roku w spotkaniu z Sevillą CF (1:1). W sezonie 2003/2004 pod wodzą Franka Rijkaarda i z Marquezem w składzie FC Barcelona wywalczył tytuł wicemistrza Hiszpanii. W kolejnej odsłonie sezonowych realiów Meksykanin musiał przystosować się do gry na pozycji defensywnego pomocnika. Gra na tej pozycji nie była mu obca, gdyż występował na niej w reprezentacji i AS Monaco. Przyczyną przesunięcia Rafy do drugiej linii była plaga kontuzji w pierwszym zespole. Przewlekłe urazy leczyli Thiago Motta, Edmílson oraz Gerard López. Jednak losowe przeciwności nie pokrzyżowały planów Azulgranie. FC Barcelona wywalczyła tytuł mistrza w sezonie 2004/2005. Był to pierwszy tytuł Rafy na Camp Nou. Barcelona powróciła na szczyt po sześciu słabszych sezonach. Rafael rozegrał trzydzieści cztery spotkania w lidze, sześć w Lidze Mistrzów i zdobył trzy gole. A to był dopiero początek dobrych czasów dla zawodnika. Do tytułu mistrza Hiszpanii Marquez dołożył czwarte miejsce w FIFA Confederations Cup rozgrywanych w Niemczech oraz otrzymał nagrodę dla Najlepszego Piłkarza Północnej Ameryki. W następnym sezonie Blaugrana po cudownej grze obroniła prym w La Liga i wygrała po raz drugi w historii Ligę Mistrzów pokonując w paryskim finale Arsenal Londyn (2:1). Rafael bezsprzecznie obok Carlesa Puyola dzieli i rządzi w obronie Barcelony, ale rozegrał tylko dwadzieścia pięć spotkań w lidze gdyż miał problem z kontuzją stopy. W formie wdzięczności klub zaproponował Marquezowi nowy kontrakt. Nowa umowa obowiązuje do 30 czerwca 2010 roku. Z klauzulą odstępnego w wysokości stu milionów Euro. Meksykanin otrzymuje wynagrodzenie rzędu ponad cztery miliony Euro za sezon.

Zawodnicy oraz kibice liczyli na dalsze sukcesy zespołu. Jednak w doskonale działającej do tej pory maszynie coś się zacięło. Kolejne dwa sezony były bardzo słabe w wykonaniu Rafy, w dodatku nie opuszczał go pech i kontuzje. W sezonie 2006/2007 wystąpił tylko w dwudziestu jeden z trzydziestu ośmiu spotkaniach La Liga. Został nominowany do nagrody FIFA World Player i zajął w tym prestiżowym konkursie dwudzieste piąte miejsce. W kolejnym sezonie poprawił swój wynik z przed roku o jedno spotkanie. Coraz głośniej zaczęto mówić o końcu przygody Marqueza z Dumą Katalonii. W prasie pojawiały się różne spekulacje transferowe. Najczęściej mówiono o Atletico Madryt. Wybór stolicy Hiszpanii wynika z powodów rodzinnych. Przez cały pobyt na Półwyspie Iberyjskim żona Rafy aktorka Adriana Lavat mieszka w Madrycie.

Jednak objęcie przez Josépa Guardioli roli szkoleniowca pierwszego zespołu oraz szczera rozmowa z zawodnikiem wpłynęła na zmianę decyzji Marqueza. Postanowił pozostać i powalczyć o miejsce w drużynie. Okazało się to świetnym posunięciem. Znów z Puyolem stworzył duet stoperów, którego było bardzo trudno pokonać. Wysoka forma Meksykanina była jednym z największych zaskoczeń sezonu 2008/2009. Guardiola pozwolił grać Rafaelowi tak jak lubi. Wyprowadzał piłkę z linii obronnej, decydował o rozegraniu ataku pozycyjnego, rozrzucał długie podania na skrzydła. Od zawsze wychowanek Atlasu charakteryzował się wizją gry, jednak jeszcze nigdy nie miał o tak dużej roli w rozgrywaniu akcji ofensywnych. Do pełni szczęścia w sezonie, w którym Azulgrana wygrał potrójną koronę (wygrała Ligę Mistrzów, La Ligę oraz Copa del Rey) zabrakło zdrowia. Marquez zerwał więzadło krzyżowe w kolanie 28 maja 2009 w meczu z Chelsea Londyn. Uraz wyłączył go z gry na pięć miesięcy. W międzyczasie, gdy Meksykanin się kurował jego koledzy z zespołu wywalczyli przed rozpoczęciem sezonu 2009/2010 Superpuchar Hiszpanii oraz Superpuchar Europy. Systematycznie obrońca nadrabia braki spowodowane kontuzją i już w trakcie sezonu znów staje się filarem defensywy Blaugrany.

Marzeniem Marqueza jest zakończyć karierę w Katalonii. Piłkarz sam w wywiadach i swoją postawą utożsamia się z klubem i podkreśla swoje przywiązanie do barw. Dlatego trwają rozmowy na temat nowej umowy dla obrońcy. Kontrakt ma obowiązywać do 2012 roku i pozostać na tych samych warunkach finansowych jak obecny kontrakt. Jednak możliwa jest opcja wyjazdu Rafy do MLS lub powrót do meksykańskiej ligi na ostatnie lata gry.

Z opcji transferu do ligi MLS Rafael Marquez skorzystał, bo też w swoich planach nie uwzględniał go Pep Guardiola. 31 lipca 2010 roku, FC Barcelona doszła do porozumienia w kwestii rozwiązania kontraktu piłkarza, który kilka dni później oficjalnie podpisał umowę z New York Red Bulls. 

W reprezentacji Meksyku Marquez debiutował 5 lutego 1997 w spotkaniu z Ekwadorem i od tego czasu stał się podstawowym graczem kadry narodowej. Obecnie jest kapitanem reprezentacji kraju. Grał na turniejach Copa America 1999, 2001, 2004 i 2007 oraz na Mistrzostwach Świata 2002 i 2006, a także 2010.

Rafael Marquez jest uważany za najwybitniejszego obrońcę rodem z Meksyku i obok Hugo Sáncheza najlepszego w historii piłkarza z kraju Azteków. Zawsze imponował elegancją w grze, pewnością w interwencjach, umiejętnościami ofensywnymi kapitalnie gra głową przy niezbyt imponujących warunkach jak na stopera.. Porównywany do Franza Beckenbauera oraz Ronalda Koemana. Podobnie jak Holender Marquez również świetnie wykonuje stałe fragmenty gry – szczególnie ruty wolne. W 2008 roku wygrał towarzyski turniej rozgrywany w Seattle z pulą nagród ponad milion dolarów. W wykonywaniu wolnych pokonał min. Lionela Messiego, Ronaldinho Gaucho, Davida Beckhama i wielu innych piłkarzy. W swojej ojczyźnie otworzył fundację swojego imienia, która pomaga biednym dzieciom ze slumsów wejść w dorosłe życie. Obrońca jest wzorem dla młodych ludzi, że dzięki ciężkiej pracy można osiągnąć sukces. Fundacja Marqueza współpracuje z Fundacją FC Barcelony wspólnie realizując charytatywne projekty.

Osiągnięcia: 

FC Barcelona:

2009/10 Klubowe Mistrzostwo Świata

2009/10 Superpuchar Europy 

2005/06; 2006/07; 2009/10: Superpuchar Hiszpanii

2005/06; 2008/09: Liga Mistrzów 

2004/05; 2005/06; 2008/09; 2009/10: Mistrzostwo Hiszpanii

2008/09 Copa del Rey

AS Monaco:

2002/03 Puchar Ligi Francuskiej 

1999/00 Mistrzostwo Francji

199/00 Superpuchar Francji

Reprezentacja Meksyku:

1999 Puchar Konfederacji

2003 CONCACAF Gold Cup


Martinez Garcia, Luis Enrique (1996 – 2004)

Napastnik, lewoskrzydłowy, rozgrywający… Luis Enrique (Luis Enrique Martinez Garcia) próbował niemal wszystkiego na boisku. Pogardzony przez Real Madryt, przeniósł się na Camp Nou, gdzie był i jest bardzo szanowany. Musiał sobie jednak na to zasłużyć.

Gdyby nie pechowa kontuzja lewego kolana, Asturyjczyk pojechałby na boiska w Belgii i Holandii w 2000 roku, gdzie razem z reprezentacją Hiszpanii pod wodzą Camacho walczyłby o Mistrzostwo Europy. Luis Enrique urodził się 8 maja 1970 roku w Gijón. Do szkółki tamtejszego Sportingu trafił w wieku 11 lat. 4 lata później, kiedy wydawało się że 'Lucho’ zadomowił się w klubie, działacze postanowili się go pozbyć. Z 15 'wiosnami na karku’ sportowe aspiracje tego piłkarza 'legły w gruzach’. 

Asturyjczyk kontynuował swoją karierę w sekcji juniorów w klubie La Brana, gdzie spędził trzy lata. Młody napastnik swoimi dobrymi występami zwrócił uwagę działaczy Realu Oviedo, którzy chcieli go pozyskać. Nie mniej jednak, Enrique zdecydował się powrócić do Sportingu, który nie chciał, by ten przeniósł się do klubu Oviedo. Wkrótce przyszły sukcesy w Gijón. 'Lucho’ awansował do Segunda B z rezerwami klubu, gdzie grał m. in. z Manjarínem i Juanele. Wtedy młody Asturyjczyk otrzymał szansę debiutu w pierwszej drużynie. Miało to miejsce 24 września 1989 roku w przegranym spotkaniu z Malagą (1-0). Skład Sportingu prezentował się nastepująco: Isidro, Tati, Morán, Jiménez, Luis Sierra (Erana), Vermezovic, Alcázar, Joaquín, Torres (Luis Enrique), Juanma i Villa. Na ławce trenerskiej siedział Chuchi Aranguren.

W sezonie 1990/91 Luis Enrique stał się gwiazdą swojej drużyny i wyróżniającą się postacią w Primera Division. Grając jako typowy napastnik z '9′ na plecach zdobył 14 goli, walnie przyczyniając się do zdobycia miejsca, które pozwoliło Sportingowi na występy w Pucharze UEFA.

Po udanym roku, 'Lucho’ przeniósł się do Realu Madryt za 250 milionów peset. Był to jeden z najdroższych transferów tamtego lata. Asturyjczyk podpisał z „Królewskimi” 5-letni kontrakt, który nie pomógł mu w regularnej grze w pierwszym składzie. Atak był wtedy zajęty przez Hugo Sáncheza, a później Zamorano. 

Po wszystkich niepowodzeniach, Luis Enrique otrzymał powołanie do kadry olimpijskiej, która kierował Vicente Miera (1992 rok). Trener zdecydował się ustawić piłkarza Realu na prawym skrzydle, a parę napastników tworzyli Kiko i Alfonso. Pozwoliło to na zdobycie złota na tej imprezie, gdzie w finale Hiszpania zmierzyła się z Polską (3-2). 

Triumf olimpijski w Barcelonie dał mu bardzo duży prestiż, pomijając medal. Benito Floro, szkoleniowiec 'Galaktikos’ w sezonie 1992/93, zatrzymał go w drużynie mimo wcześniejszych spekulacji o odejściu Luisa. Ustawiał go na lewej flance, bowiem miejsce w ataku było zajęte przez parę Butragueno – Zamorano.

Luis Enrique musiał przyzwyczaić się do nowych pozycji na boisku. W 1994 roku otrzymał powołanie na Mistrzostwa Świata, które odbyły się w Stanach Zjednoczonych. Na tej imprezie Hiszpan zagrał w dwóch z trzech spotkań swojej ekipy. Jego inauguracyjny występ był bardzo udany, bowiem pokonał on bramkarza Szwajcarii wyprowadzając swoją ekipę na prowadzenie. Ostatecznie Hiszpanie zdobyli 3 punkty, lecz w meczu z Włochami stracili 'Lucho’. Jeden z graczy znad Adriatyku (Mauro Tassotti) uderzył ex-zawodnika Sportingu w twarz, łamiąc mu nos. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem Włochów 2-1 i ostatecznie zawodnicy z Półwyspu Iberyjskiego pożegnali się z mistrzostwami. Krwawiący Luis Enrique i jego splamiona koszulka do dzisiaj jest na oczach niektórych fanów hiszpańskiej piłki. 

W kolejnym sezonie na ławce trenerskiej Realu znajdował się szkoleniowiec Valdano. Był to najlepszy okres Luisa Enrique na stadionie Bernabéu. W tym okresie Asturyjczyk grał na prawej stronie. 

Lorenzo Sanz w 1996 roku nie zdecydował się przedłużyć umowy z 'Lucho’. Były zawodnik Sportingu zdecydował się przenieść do największego rywala ekipy z Madrytu – F.C. Barcelony (na zasadzie wolnego transferu). Powodem odejścia z klubu było niezadowolenie ze sposobu traktownia przez zarząd i kibiców Realu. W klubie z Katalonii Asturyjczyk spotkał swojego przyjaciela, Abelardo, z którym występował w barwach Gijónu. Już na początku swoich występów na Camp Nou, Luis Enrique zdobył serca cules. Musiał jednak na to zapracować, bowiem zaraz po przeprowadzeniu transakcji nie cieszył się dużą popularnością wśród katalońskich kibiców. W debiutanckim sezonie pod wodzą Bobby’ego Robsona, ex-zawodnik Realu zdobył dla Barçy 17 bramek zaliczając wspaniały sezon. Już w debiucie ten uniwersalny zawodnik zdobył dwie bramki dla swojego klubu (01.09.1996: Real Oviedo – F.C. Barcelona 2:4). W jego grze można było dostrzec ogromne poświęcenie i wolę walki. Już w pierwszym sezonie piłkarz ten mógł dopisać do listy swoich osiągnięć Superpuchar Hiszpanii i Pucharu Zdobywców Pucharów. Stał się jedną z największych gwiazd Blaugrany na długie 8 lat.

W kolejnym sezonie na ławce trenerskiej Blaugrany zasiadł Luis van Gaal, który słynął wtedy z wyszkolenia wspaniałego i młodego Ajaxu, z którym zdobył Puchar Europy. W tym roku Asturyjczyk pobił swój rekord jeżeli chodzi o zdobycz bramkową. 'Lucho’ pokonał bramkarzy 18 razy i przyczynił się do zdobycia dwóch trofeów: Superpucharu Europy i Mistrzostwa Hiszpanii. Owocem tego udanego sezonu było powołanie Luisa na Mistrzostwa Świata we Francji w 1998 roku. Na tej imprezie Hiszpania po raz kolejny nie osiągnęła nic specjalnego. W pożegnalnym spotkaniu z Bułgarią rozgromili jednak przeciwnika (6-1), a jedną z bramek zdobył właśnie piłkarz Barçy.

W 1998 roku Luis Enrique po raz drugi z rzędu zdobył z Barceloną 'Campeonato’. Asturyjczyk zdobył 11 goli w 26 występach. Rok później klub obchodził 100-lecie swojego istnienia. Niestety ten sezon nie był zbyt udany i Barcelona nie osiągnęła żadnych większych sukcesów. 'Lucho’ często siedział na ławce, przez co zagrał tylko w 19 oficjalnych spotkaniach.

W roku 2000 odbywały się Mistrzostwa Europy na boiskach Belgii i Holandii. Asturyjczyk nie mógł uczestniczyć w tej imprezie przez groźną kontuzję kolana, której nabawił się pod koniec sezonu. 

Gdy do klubu przyszedł nowy trener, Llorenç Serra Ferrer (rok 2000), Hiszpan znów regularnie występował w pierwszej drużynie. Co ważniejsze, podniósł swoją średnią jeżeli chodzi o gole. Niestety klub znów nie zdobył żadnego trofeum, w Lidze Mistrzów Barcelona zajęła 3 miejsce w grupie, a w półfinale Pucharu UEFA poległa w dwumeczu z Liverpoolem. Wkrótce Serra Ferrer pożegnał się z Camp Nou, a jego miejsce zajęła legenda Blaugrany, Carles Rexach. Niestety to też nie okazał się dobry wybór. Charly po raz drugi spróbował swoich sił jako trener, lecz bez większych sukcesów. Barcelona zajęła czwarte miejsce w lidze, po czym doszła do półfinału Ligi Mistrzów, gdzie zmierzyła się z byłym klubem 'Lucho’, Realem Madryt. Niestety tym razem fani z Katalonii musieli uznać wyższość ‘Blancos’.

W 2002 roku Luis Enrique poleciał do Azji na Mistrzostwa Świata. Na boiskach Korei i Japonii Hiszpania doszła do ćwierćfinału, gdzie została wyeliminowana przez Koreę Południową z pomocą arbitrów. Jak się później okazało, był to ostatni mecz 'Lucho’ w barwach narodowych. W sumie, w 63 spotkaniach w reprezentacji Hiszpanii, Luis Enrique zdobył 12 bramek. Ma za sobą udział na 3 mundialach (94’, 98’, 02’), Mistrzostwach Europy (96’) oraz olimpiadzie (92’) w Barcelonie, gdzie zdobył złoty medal.

W sezonie 2002/03 do klubu powrócił Luis van Gaal, który nie radził sobie z drużyną. Sześć wygranych, pięć remisów i osiem porażek… ten bilans mówi sam za siebie. Głodni sukcesów cules doczekali się nowego trenera, Serba Radomira Antica. Od tego momentu Blaugrana grała lepiej, pięła się ku górze tabeli, ale niestety w Lidze Mistrzów zawiodła. Po raz kolejny 'Duma Katalonii’ odpadła w półfinale, tym razem w dwumeczu z Juventusem. Jedyną nadzieją na uratowanie honoru były Gran Derby w Madrycie. Luis Enrique pokazał wtedy swój charakter, strzelając wyrównującą bramkę dla Barcelony. Mecz zakończył się wynikiem 1-1. 

16 maja 2004 roku Luis Enrique pożegnał się z kibicami w postaci spotkania z Racingiem Santander. 'Lucho’ grał do 59 minuty meczu, a kiedy został zmieniony przez Overmarsa, fani pożegnali go owacjami na stojąco. Po ośmiu sezonach spędzonych w bordowo – granatowej koszulce, Asturyjczyk postanowił 'zawiesić buty na kołku’. Z początku mniej lubiany, potrafił zdobyć serca wszystkich fanów z Katalonii swoją wolą walki i charakterem. Na stałe zapisał się w historii klubu. Numer ’21’ na plecach zawsze będzie w Katalonii kojarzony z wojownikiem z Asturii.

Po zakończeniu kariery Luis Enrique wyjechał do Australii, aby tam mógł zając się rodziną i uprawiać swoje hobby: surfing. W 2005 roku ‘Lucho’ wziął udział w maratonie, który odbył się w Nowym Jorku.

Pełne imię i nazwisko: Luis Enrique Martinez Garcia

Data i miejsce urodzenia: 8 maja 1970, Gijon (Hiszpania)

Waga: 73 kg

Wzrost: 180 cm

Kluby: Szkółka Sportingu Gijón, La Brana, Rezerwy Sportingu Gijon, Sporting Gijon, Real Madryt, FC Barcelona

Trofea: Puchar Zdobywców Pucharów (1997), 3 Mistrzostwa Hiszpanii (1995, 1998, 1999), 3 Puchary Króla (1993, 1997, 1998), Złoty medal na Olimpiadzie (1992), 2 Superpuchary Hiszpanii, 1 Superpuchar Europy

Debiut w kadrze: Hiszpania – Rumunia 0:2 (Cáceres, 17-04-1991)

Występy i gole w kadrze: 12 goli w 63 meczach

Występy i gole w Barcelonie: 69 goli w 173 meczach


Martínez Ramiro, Eulogio (1956 – 1962)

Pierwszy gol zdobyty na nowo otwartym boisku to zawsze jakieś wyróżnienie i nobilitacja dla jego zdobywcy. Tym bardziej jeśli zdobywa go jeden z zawodników gospodarzy. Nie inaczej było oczywiście w przypadku Camp Nou. Autorem pierwszej bramki na naszym stadioniebył bohater niniejszej biografii, napastnik rodem z Paragwaju, Eulogio Martínez Ramiro.

W spotkaniu tym, jak wszyscy doskonale wiemy, rywalem Dumy Katalonii była reprezentacja miasta Warszawy. Pierwszą bramkę zdobyli zawodnicy Blaugrany w 11 minucie, ale już po 60 sekundach Szymborski wyrównał na 1-1. 

Pierwszy gol padł po tym jak Justo Tejada zgubił pilnującego go obrońcę i zgrał piłkę na środek pola karnego. Chwilę potem „łaciata” zatrzepotała w siatce, a Coco (taki przydomek nosił Eulogio) tonął w uściskach kolegów. Wszystko to miało miejsce 16 minut po piątej, 24 września 1957r. Jak już wspomniałem Szymborski wyrównał na 1-1 w 12 minucie. Po tym jak Tejada wyprowadził Barçę na prowadzenie kilka sekund po rozpoczęciu drugiej polowy kolejny cios zakończony bramką zadali goście. W 60 minucie Soporek doprowadził do remisu. Po 3 minutach ponownie prowadziła Barça za sprawą Sampedo. Zgodnie z powiedzeniem „historia lubi się powtarzać” kolejnego gola powinni zdobyć przyjezdni, jednak tak się nie stało. W 71 minucie Evaristo ustalił wynik meczu. 

Ten tekst nie jest jednak poświęcony owemu spotkaniu, ale jednemu z piłkarzy, którzy brali w nim udział, wróćmy więc do tematu. Eulogio w Barcelonie spędził siedem lat i w sercach kibiców Dumy Katalonii zapisał się nie tylko dzięki bramkom, ale także fantastycznym podaniom. Był znany jako „otwieracz do konserw”. Przydomek taki nadano mu dzięki niesamowitej wręcz umiejętności do zdobywania bramek. Strzelcem był niezwykłym, a jego domeną było uderzenie z prawej nogi. W barwach Barcelony rozegrał 225 spotkań i zdobył 168 bramek. 

Do Azulgrany sprowadził go Pepe Samitier, który udał się do Paragwaju po tym jak usłyszał o pewnym wartym zainteresowania zawodniku z Libertad oraz o obrońcy Sol de America Asuncion – Melanio Olmedo. Do gustu bardzo przypadło mu obydwu graczy, ale wkrótce okazało się, że defensor nie przebije się do podstawowego składu Azulgrany. Wypożyczono go do Lleidy, a potem powrócił się do swojej ojczyzny.

11 marca 1935r. w Asuncion, w rodzinie o hiszpańskich korzeniach na świat przyszedł Eulogio Martinez Ramiro. Kopanie futbolówki zaczął w Atalancie, by w wieku niespełna 18-tu lat zostać graczem Libertadu. W barach tej ekipy wywalczył tytuł mistrza Paragwaju i został królem strzelców rodzimej ligi. Jego doskonała forma zaowocowała występami na Copa America w 1955r. no i oczywiście zainteresowaniem ze strony możnych europejskich klubów.

Zawodnik przeniósł się do Katalonii, jednak z początku występował tylko w spotkaniach towarzyskich. Powodem było to co jeszcze do dziś spędza niektórym sen z powiem – nadmiar biurokracji. Zadebiutował w Monaco, w spotkaniu, które miało uświetnić ślub księcia Rainiero i Grace Kelly. 

W 1956-57 wszystko było już pozałatwiane. On i Domènec Balmanya stanowili podstawowy atak Blaugrany. Paragwajczyk szybko stał się ulubieńcem kibiców, no ale jak mogło być inaczej skoro w jednym spotkaniu aż siedmiokrotnie pokonywał bramkarza Atletico Madryt. I bynajmniej nie był to mecz towarzyski, lecz spotkanie 1/8 Pucharu Generała. Dla młodych kibiców warto dodać, że Puchar Króla (wtedy puchar Generała) cieszył się o wiele większym prestiżem niż obecnie. Siedem bramek – sporo, może ktoś powiedzieć. Po tym spotkaniu Martinez mógł czuć pewien niedosyt, bo sędzia po prostu nie uznał mu dwóch goli. 

Pod okiem Helenio Herrery, Eulogio spisywał się naprawdę znakomicie zdobywając wiele bramek. Jego gra zaowocowała powołaniem go do kadry Hiszpanii. Zadebiutował w niej 22 października 1959r. w meczu z Austrią (6-3 dla Hiszpanii, w tym jedna bramka Martineza). Swój nowy kraj (wtedy przepisy były trochę inne) reprezentował ośmiokrotnie min. na Mistrzostwach Świata w Chile. Dla Hiszpanii zdobył łączne 6 goli.

Roku 1960-tego Paragwajczyk nie mógł zaliczyć do udanych. Miał olbrzymie problemy, a to odbiło się na jego formie. W sezonie 1961-62 kibice oglądali już starego, dobrego Eulogio Martineza. No może nie tak starego, bo właśnie skończył 27 lat. 

Kiedy z klubu odchodził Helenio Herdera chciał zabrać ze sobą Paragwajczyka. Ten owszem, postanowił opuścić Katalonię, ale jego wybór padł na Elche. Tam spędził dwa lata tworząc niezwykle groźny duet wraz ze swoim rodakiem Romero. W nowej drużynie los postanowił ponownie skojarzyć go z Herrerą, tym razem Heriberto, znanym powszechnie jako HH II. Jak nietrudno się domyśleć to Helenio był znany jako HH.

W 1964-65 „otwieracz do konserw” był graczem drużyny, którą swojego czasu przyprawił o istny ból głowy – Atletico Madryt. Wróciły stare kłopoty i ponownie zagubił gdzieś dawną skuteczność. Grał niewiele i niebawem powrócił do Katalonii by tam grać w Segunda Division w barwach Europy. Wytrzymał tam zaledwie rok i zawiesił buty na kołku mając 31 lat. 

Podczas swojej kariery nie tylko triumfował w lidze paragwajskiej, ale odnosił też sukcesy w Hiszpanii. Dwukrotnie wygrywał w Primera Division: 1958-59, 1959-60, w Copa del Rey: 1956-57, 1958-59 i Pucharze UEFA: 1958, 1960.

Zmarł w 1984r. w Paragwaju.


Mendonça Paulino, Jorge Alberto (1967 – 1970)

Jorge Alberto Mendonça Paulino urodził się 19 września 1938 roku w Luandzie, Angoli, która była wtedy jeszcze portugalską kolonią (kraj ten uzyskał niepodległość dopiero w 1975 roku). Swoją profesjonalną karierę rozpoczynał w Bradze (1956-58), skąd trafił do Deportivo La Coruña, aby grać w Segunda División. Jeszcze w tym samym roku przeniósł się do Atlético, gdzie zaliczył debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej w Hiszpanii. Ze stołecznym klubem sięgał po mistrzostwo kraju (1965/66), Puchar Zdobywców Pucharów (1962) oraz trzykrotnie wygrywał Copa del Generalísimo (ówczesna nazwa Copa del Rey; 1960, 1961 i 1962). 

14 kwietnia 1967 roku punktualnie o godzinie 20:30 Mendonça w obecności prezydenta klubu, Enrica Llaudeta, złożył podpis pod umową którą związała go z Barçą na trzy lata. Katalończycy zapłacili za Angolańczyka 12 milionów peset (wówczas było to przeszło 170 tys. dolarów), a pieniądze trafiły do jego poprzedniego klubu, którym było Atlético Madryt. Mendonça zadebiutował już cztery dni później w towarzyskim spotkaniu przeciwko Standardowi Liège. 

W Barcelonie występował zaledwie przed dwa sezony. W tym czasie rozegrał tylko 36 spotkań, w których zdobył 11 goli, co nie jest najlepszym wynikiem dla napastnika. Z Katalończykami zdołał wygrać rozgrywki o puchar kraju w 1968, a w 1970 roku przeniósł się do Mallorki. Jeszcze w tym samym roku zakończył karierę w wieku 32 lat. Na kolejnego gracza z Czarnego Lądu Barça musiała czekać blisko 30 lat, a był nim Emmanuel Amunike z Nigerii. Łącznie w barwach Blaugrany występowało sześciu graczy z Afryki (poza tymi dwoma Samuel Okunowo, Samuel Eto’o, Yaya Touré i Seydou Keita). 

Mendonça jest aktualnie prezesem założonej przez siebie Sportowej Grupy Byłych Afrykańskich Piłkarzy.


Neeskens, Johan (1974 – 1979)

Urodził się 15 września 1951 roku w Heemstede. Jako młody chłopak bardziej interesował się baseballem niż piłką nożną. Po pewnym czasie zmienił jednak upodobania. Początkowo grał w miejscowym klubie RCH, a dopiero w wieku 19 lat trafił do Ajaxu Amsterdam. Nazywany był 'Johanem Drugim’, pierwszym oczywiście był Johan Cruyff. W latach 1970-74 grając w klubie z Amsterdamu zdobył z nim praktycznie wszystko co było do zdobycia m.in. Puchar Mistrzów, Puchar Interkontynentalny i Superpuchar Europy.

Po mistrzostwach świata w Monachium przeniósł się do Barcelony, podobnie jak Cruyff. Stał się on symbolem katalońskiego klubu, w składzie zajął miejsce pupila publiczności Hugo 'Cholo’ Sotila. W barwach Blaugrany zagrał 219 razy, zdobył 53 bramki. Zdobył także Puchar Zdobywców Pucharów.

W reprezentacji Holandii Neeskens wystąpił 49 razy i strzelił 17 bramek. Z Oranje zdobył wicemistrzostwo świata w 1974 i 1978 roku, brązowy medal na mistrzostwach Europy w 1976r. Na mistrzostwach świata w Monachium (1974) zdobył 5 bramek i w ten sposób podzielił się tytułem wicekróla strzelców razem z Andrzejem Szarmachem.

Johan Neeskens był urodzonym piłkarzem. Potrafił zagrać na każdej pozycji. Nie miał problemów z bronieniem dostepu do własnej bramki, konstruowania akcji, jak i ich wykańczania. Był graczem, który z piłką robił wszystko. Bardzo dobrze grał obiema nogami, jego rzuty karne były nie do obronienia, dobrze radził sobie głową. Był niezwykle kreatywny, miał nieskończoną ilość pomysłów na tworzenie nowych akcji.

W 2006 roku Johan wrócił do Barcelony i został asystentem trenera Franka Rijkaarda.


Overmars, Marc (2000 – 2004)

Marc Overmars przyszedł na świat 29 marca 1973 roku w Ernst. Do dziś, określany jest jako najlepszy prawo-nożny lewoskrzydłowy w historii futbolu. Imponował niezwykłą szybkością, nienaganną techniką i żelaznymi płucami, ponieważ przez 90 minut stale mógł biegać. Dwa boiskowe przydomki („Roadrunner i „meep-meep”) przylgnęły do niego za sprawą jego szybkości.

Overmars rozpoczął karierę w małym holenderskim klubie SV Epe, a następnie przeniósł się do sławniejszego Go Ahead Eagles. Młodym skrzydłowym zainteresowało się Willem II Tilburg i odkupiło go z Go Ahead Eagels za sumę 200 tysięcy funtów. W sezonie 1991-92, Overmars wystąpił w 31 spotkaniach, zdobywając jednego gola. Talent błyskotliwego, prawonożnego gracza dostrzegł najpotężniejszy holenderski klub, pod względem sukcesów i pracy z młodzieżą, Ajax Amsterdam. Już w roku 1993 zadebiutował w reprezentacji „Oranje” w meczu z Turcją. Rok później był już podstawowym graczem uczestników Mistrzostw Świata w USA.

Marc Overmars stał się sławny w Ajaxie za sprawą Louisa van Gaala. Był członkiem drużyny „Godenzonen” (synowie Boga), która w 1995 roku wygrała Puchar Europy w meczu z AC Milanem. Wkrótce doznał bardzo groźnej kontuzji kolana, która powstrzymała jego szybką karierę. Zawodnik nie pojechał na Euro 96′, a w 1997, po negocjacjach z Arsene’em Wengerem, podpisał kontrakt z Arsenalem Londyn. W Londynie w pełni mógł potwierdzić swoje nieprzeciętne umiejętności, zdobywając przy tym ważne gole, takie jak w rozgrywkach FA Cup 1998, kiedy Arsenal po jego trafieniu wygrał 1 – 0 z Manchesterem United na Old Trafford. „Kanonierzy” zakończyli wówczas sezon z Dubletem. W 1998 roku, podczas Mistrzostw Świata znów był regularnym graczem Holandii, a jego zespół odpadł w półfinale z Brazylią i ostatecznie w meczu o 3 miejsce turnieju, uległ Chorwacji i zajął 4 miejsce. Overmars nie mógł uznać turnieju do końca za udany, ponieważ doznał kontuzji w meczu 2 rundy z Jugosławią. Uraz wywołał jego absencję w pierwszym składzie drużyny w spotkaniu przeciw Argentynie. Zawodnik Arsenalu wszedł na boisko z ławki rezerwowych i błyskawicznie przeprowadził fenomenalny cross, który dał gola jego drużynie. Następnie, znów doznał urazu i nie mógł wystąpić przeciwko Brazyli. „Canarinhos” wygrali to spotkanie w karnych. W meczu o 3 miejsce, Overmars znów pojawił się na boisku, lecz jego zespół przegrał z rewelacyjnymi wówczas Chorwatami 1 – 2.

W 2000 roku, Marc opuścił deszczowy Londyn i przeniósł się do Hiszpanii, do FC Barcelony. Suma transferu opiewała na 25 milionów funtów (39 milionów euro). Tym samym, Overmars został wówczas najdroższym holenderskim piłkarzem wszechczasów. Był to pierwszy piłkarski transfer, który został ogłoszony na prywatnej stronie gracza. Początkowy okres w nowym klubie był trudny dla Overmarsa, lecz ten nadal był w świetnej formie i w całym sezonie wystąpił w 31 spotkaniach. Był podstawowym zawodnikiem Barcelony w rozgrywkach Ligi Mistrzów 2001-02 i dobrą postawę w drodze do półfinalu uwieńczył jednym trafieniem. Zdobytego gola na pewno w pamięci ma Jerzy Dudek, ponieważ Blaugrana wymieniła wówczas niezliczoną ilość podań bez utraty piłki. Na Anfield Road skończyło się na 1 – 3, a bramki zdobywali: Kluviert, Rochemback i właśnie Overmars. W ćwierćfinale elitarnych i zarazem największych klubowych rozgrywek w Europie, Duma Katalonii zmierzyła się z Panathinaikosem Ateny, rewelacją edycji. Wówczas w greckich „Koniczynkach” występowali dwaj Polacy, Emmanuel Olisadebe i Krzysztof Warzycha. Na własnym boisku, grecy potwierdzili, że stać ich na niespodzianki i wygrali 1 – 0, lecz w rewanżu byli bez szans, a za sprawą fenomenalnej gry Luisa Enrique, zostali odesłani do domu z bagażem trzech goli (skończyło się na 3 – 1). Niestety dla byłego piłkarza Arsenalu, FC Barcelona nie zdołała zdobyć głównego trofeum, a na jej drodze stanął w półfinale Real Madryt. Na Camp Nou, Overmars zaliczył całe spotkanie, lecz wraz z kolegami był bezradny. Real wygrał 2 – 0 po fenomenalnym finiszu, a bramki zdobywali wówczas Zidane i McManaman. W rewanżu skończyło się na 1 – 1, co oznaczało odpadnięcie podopiecznych Carlesa Rexacha. Overmars grał od początku drugiej połowy, zmieniając Włocha, Francesco Coco. Co gorsza, zawodnik w swojej przygodzie z Barçą, nie wygrał z nią żadnego trofeum.

Overmars nie wystąpił w finałach Mistrzostw Świata 2002 w Korei i Japonii, ponieważ „Oranje” w ogóle nie awansowali na tą imprezę. Ostatnim wielkim turniejem w karierze Holendra były Mistrzostwa Europy 2004 w Portugalii. Skrzydłowy Barçy wystąpił wówczas we wszystkich spotkaniach swojej drużyny od pierwszej minuty, a drużyna Dica Advocaata grała tam bardzo ofensywną i ładną dla oka piłkę, co uczyniło ją jednym z kandydatów do ostatecznego zwycięstwa. Niestety, Overmars nie mógł zapobiec porażce w półfinale z gospodarzami turnieju, którzy w finale przegrali sensacyjnie z Grecją.

Łącznie, Marc Overmars przyodziewał trykot „Pomarańczowych” 86 razy i zdobył 17 goli. Był najmłodszym holenderskim piłkarzem, który dotarł do granicy 50 występów w kadrze. Przegrany półfinałowy mecz z Portugalią na Euro 2004, był jego ostatnim w reprezentacji.

Obecnie, Overmars nieustannie kontynuuje leczenie kontuzjowanego kolana. Za radą lekarzy, 26 lipca 2004 roku, ogłosił przedwczesne zakończenie swojej barwnej przygody z futbolem. Miał wtedy 33 lata.


Rivaldo Ferreira, Vitor Borba (1997 – 2002)

Jego pełne imię to: Rivaldo Vitor Borba Ferreira. Urodził się 19 kwietnia 1972 roku w Recife. Był jednym z pięciu braci, jego rodzina mieszkała w slumsach w pobliżu turystycznego miasta Recife w północnej Brazylii. Na siebie i rodzinę zarabiał poprzez sprzedawanie lodów na miejscowym stadionie. Za pierwsze zarobione w ten sposób pieniądze kupił sobie korki. W wieku 16 lat ojciec zapisał Rivaldo do klubu Santa Cruz oddalonego od jego miasta 20 kilometrów. Początki jednak były bardzo trudne, młody Rivaldo nie grzeszył posturą, był niski i chudy. Z tego też powodu często był lekceważony przez rówieśników i trenerów. W składzie juniorów występował nawet wtedy, gdy jego 'koledzy’ grali już w seniorach.

PóĄniej jednak jego talent eksplodował. W wieku 19 lat trafił do Corinthians Sao Paulo, jednak nie zagościł tam na długo (jeden sezon w którym strzelił 11 bramek w 19 meczach) i trafił do lokalnego rywala – Palmeiras. Razem z tym klubem świętował swój pierwszy sukces – mistrzostwo Brazylii. W meczach finałowych przeciwko Corinthians strzelił 3 bramki. Przez 3 lata gry w tym klubie Rivaldo zdobył 60 bramek w 87 meczach.

Dzięki tym wyczynom Rivaldo znalazł się na liście życzeń Werderu Brema. Jednak cena 5 milionów marek okazała się zbyt wysoka dla niemieckiego klubu. Nie zmieniło to jednak faktu, że Rivo opuścił Brazylię i trafił do hiszpańskiego Deportivo La Coruna. Jednak podobnie jak w Corinthians, i tu spędził tylko sezon po czym wykupiła go Barcelona. A kupiła go dlatego, iż potrzebowała następcy dla sprzedanego do Interu Mediolan Ronaldo. Tu jednak spotkała go na początku przykra niespodzianka. Kibice go nie lubili, nie strzelał tyle bramek co jego poprzednik. Szczęście się jednak uśmiechnęło do Rivaldo. Ze względu na liczne kontuzje w Barcie, ówczesny trener – Luis van Gall – był zmuszony do zmiany taktyki. Brazylijczyk został przemianowany z lewego skrzydłowego na ofensywnego pomocnika. To była dla niego wymarzona pozycja. W ciągu dwóch lat strzelił dla Barcelony 43 bramki, dzięki czemu zapewnił jej 2 tytuły mistrza kraju. Po tych zdarzeniach nikt już nie miał wątpliwości co do zamiany Rivaldo i Ronaldo.

W kadrze narodowej Rivaldo zadebiutował na Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie, kiedy to Canarihnios byli pod wodzą trenera Zagalo. Jak wiadomo na olimpiadzie występują reprezentacje krajów do lat 21, jednak w zespole może się znaleĄć trzech starszych zawodników. Dzięki temu i Rivaldo mógł wziąć udział w tych zawodach. W finałowym meczu Brazylia zmierzyła się z Nigerią i uległa 3:4. Głównym winowajcą Zagalo uznał Rivo, który po tym zdarzeniu nie grał w reprezentacji przez rok. Jego kolejną poważną imprezą były mistrzostwa świata we Francji. Tam już nikt go o nic nie obwiniał. Był jedną z największych gwiazd, oddalił Ronaldo na dalszy plan.

W 1999 roku został wybrany najlepszym piłkarzem roku, pokonał m.in. Davida Beckhama i Gabriela Batistutę. W tym samym roku otrzymał nagrodę najlepszego gracza według magazynu France Football.

Rivaldo to gracz genialny. Znakomicie sprawdza się się zarówno w ataku jak i w pomocy. Mało jest graczy na świecie którzy potrafią tak kapitalnie egzekwować rzuty wolne i karne. Jest bardzo szybki, a jego technika robi wrażenie. Mimo, że słabo sobie radzi z grą prawą nogą, to jednak lewą gra wyśmienicie. Potrafi zarówno wykończyć akcję z najbliższej odległości, jak i uderzyć z większego dystansu. Od początku sezonu 2002/03 występuje w barwach AC Milan, który to klub pozyskał Brazylijczyka za… darmo.


Ronaldo, Luis Nazario de Lima (1996 – 1997)

Ronaldo urodził się 22 września 1976 roku w Bento Ribeiro, która jest zaliczana do przedmieści Rio de Janeiro. Jego pełne imię to Ronaldo Luis Nazario de Lima. Pierwszy człon wziął się od imienia… doktora, który przyjmował jego poród. Imiona jego rodziców to Sonia Dos Santos Barata i Nelio Nazario de Lima. Ma również rodzeństwo: brata Nelinho i siostrę Ione.

Swoje zdolności fizyczne, niezwykłą lekkość w poruszaniu się na boisku zawdzięcza temu, iż w dzieciństwie chodził na… taniec. Jego największą fascynacją była jednak piłka nożna, którą oglądał w telewizji razem z ojcem odkąd skończył trzy lata. Jego początki w szkole nie były najlepsze. Bardziej od nauki interesowało go granie w piłkę, a za swojego największego idola uznawał Zico. Jego pierwszym klubem było Tennis Club Valqueire, gdzie grał bardzo małą piłką na hali wielkości boiska do koszykówki. Dzięki temu, iż grał taką piłką, podobnie jak jego koledzy doskonale opanował jej kontrolowanie i sztuczki techniczne. W klubie grał na jednej z dwóch pozycji – obronie lub ataku. Zdecydowanie wolał tę drugą, co udowodnił poprzez strzelenie wielu bramek.

Jako jedenastoletni chłopak, dzięki swojej grze zostaje odkryty przez jednego z członków Social Ramos. Jego pierwszym klubem miało być Flamengo Rio de Janeiro. Sam zawodnik wręcz marzył o tym, by w nim grać, jednak zespół go nie chciał. Powraca do swojego klubu z którym odnosi dość znaczne sukcesy jak na jego wiek. Dzięki temu przenosi się do Sao Cristovao i postanawia skupić się wyłącznie na grze w piłkę, mimo, że jego matka chce aby studiował. Zostaje zauważony przez trenerów reprezentacji Brazylii do lat 17. W tym czasie dostaje też swoje pierwsze… korki firmy Nike, o których marzył od dziecka. Poprzez kapitalne występy na turnieju juniorów w Kolumbii dostaje szanse na rozwinięcie skrzydeł i przenosi się do Cruzeiro Belo Horizonte. Tam nie ma problemu z aklimatyzacją, szybko przystosowuje się do reszty drużyny i wciąż rozwija swój talent. Zaczyna jednak tęsknić za rodzicami, którzy w końcu postanawiają przenieść się do niego. Forma Ronaldo wciąż jednak zwyżkowała, a dziennikarze coraz częściej rozpisują się o jego nieprzeciętnych umiejętnościach.

W wieku siedemnastu lat debiutuje w pierwszej reprezentacji swojego kraju. W tym samym wieku zadebiutował Pele, a i na tym nie skończyło się podobieństwo. Ronaldo swój debiut miał w meczu przeciwko Argentynie, podobnie jak jego wielki poprzednik. Mimo, że powoli staje się wielką gwiazdą, wciąż dąży do tego by być taki jak Zico. Został również zabrany na Mundial ’94 w USA. Co prawda nie zagrał tam ani minuty, to jednak Brazylijczykiem jest zainteresowane od dawna PSV, a teraz zostało im tylko wykupienie Ronaldo. W ten sposób trafia na Philips Stadion.

Dyrektor generalny klubu z Holandii w wywiadach mówił o swoim nowym nabytku: 'Dziękuję wszystkim tym, którzy uważają, że dobrze zrobiłem kupując go. Jednak to nie był od początku do końca mój pomysł, gdyż zaproponowała mi go moja… babcia.’ Jednak nie tylko, przecież tego napastnika zaczyna także sponsorować firma Nike i dzięki jej również dużo zawdzięcza. W Eindhoven odnajduje się również dzięki jego rodakom, którzy już tu grali w czasie jego przybycie – Vampety i Cezara.

Co prawda przystosowanie się do holenderskiego stylu życia nie należy do najłatwiejszych, to jednak Ronaldo nie patrzył na to. Z meczu na mecz grał coraz lepiej, wchodził na murawę, strzelał bramki i wygrywał. Mimo, że ma dopiero 18 lat, to porównywano go do największych mistrzów z Brazylii. Wszyscy chcieli go w reprezentacji – wszyscy, poza trenerem Zagalo.

Jego drugi sezon w Holandii nie jest już tak udany, zaczyna się to, co z Ronaldo już chyba zawsze będzie się kojarzyć. Z powodu… kontuzji kolana musi przejść operację. Spowodowane to było oczywiście ciężkimi treningami i częstymi meczami. Przechodzi zabieg, jednak to oznacza cztero-miesięczną przerwę i nie pojechanie na Olimpiadę w Atlancie. Znalazł się wtedy jego przyjaciel Romario, który polecił mu znakomitego lekarza. Oprócz niego, poświęca czas na mordercze treningi i w końcu udaje się – Ronaldo jedzie do Stanów na Olimpiadę. Tam Brazylia gra cudownie, cudownie gra Ronaldo. Wynik tego może być tylko jeden, następny przystanek – FC Barcelona. Zawodnik Canarinhos kosztuje 20 milionów dolarów, jednak nic to w porównaniu z tym, jak rozkręcił biznes zwany 'Ronaldomanią’. Tysiące sponsorów, miliony sprzedanych koszulek z numerem '9′.

Na lotnisku w Barcelonie czekają na niego fani i dziennikarze. Świat obiegaja zdjęcia, jak Ronaldo całuje koszulkę Barçy. Wszyscy się spodziewają, że do Katalonii przybył bóg futbolu, który zdobędzie dla nich wszystko. Od samego początku swoich występów gra bardzo dobrze i nie ma problemów z aklimatyzacja (na tym polega profesjonalizm – dop. Uszaty). Swój debiut miał w meczu o Puchar Gampera, później przyszły mecze w La Liga. Jeden z nich jest transmitowany w TV, a jego kosmiczna wręcz bramka staje się wizytówką. Grając przeciwko Compostelli przejął piłkę w środku pola, okiwał pięciu (!) zawodników przeciwnika, na koniec minął bramkarza i bez problemu umieścił piłkę w siatce. Po pewnym okresie gry w Katalonii, Ronaldo pisze biografię. Wszyscy są zadowoleni z jego zakupu – prezydent Nunez, trener, fani, koledzy z drużyny. Dzięki swoim występom zdobywa tytuł piłkarza roku 1996 według FIFA. Pokonał wtedy Weah’a i Shearer’a. Zdobywa wraz z Barceloną Puchar Zdobywców Pucharów, mistrzostwo kraju i kilka innych trofeów. Do swojej prywatnej kolekcji dodał również tytuł najlepszego strzelca Primera Division, czyli Pichichi. Sam mówi, że bardzo mu się podoba w Barcelonie i ma zamiar tu grać przez długie lata. Wszyscy jednak wiedzieli, że nie są to szczere słowa. Ronaldo miał być sprzedany za kosmiczne pieniądze. I nie pomylono się, prezydent Interu Mediolan, Masimo Moratti wykłada za Brazylijczyka 27 milionów dolarów. Nie trzeba chyba mówić, że była to propozycja nie do odrzucenia.

Już pierwszego dnia na Ronaldo czekało 10 tysięcy ludzi przy siedzibie klubu i drugie tyle przy boisku treningowym. Sam zawodnik początkowo musiał zadowolić się koszulką z numerem ’10’, gdyż '9′ była zarezerwowana wtedy dla wielkiego (moja subiektywna ocena – dop. Uszaty) Ivana Zamorano. Jednak co za różnica jaki kto ma numer, jeśli na stadion przychodziło 50 tysięcy ludzi tylko po to, aby obejrzeć jednego zawodnika. Jeszcze przed oficjalną prezentacją niektórzy zarzucali, że ten transfer się nie zwróci, jednak nie trzeba było długo czekać, aby się przekonać, że się mylili. Od samego początku Ronaldo grał koncertowo, a kibice nazwali go 'Phenomeno’. W roku 1997 zdobywa Złoty But (nagroda UEFA za najlepszego napastnika w Europie), a także Złotą Piłkę France Football.

Ronaldo staje się najlepszym napastnikiem w Serie A i jedynie Olivier Bierhoff jest w jakimś stanie mu zagrozić w pogoni o tytuł króla strzelców. Żaden obrońca nie potrafi sobie poradzić z geniuszem piłkarskim z Brazylii i jedyną 'skuteczną’ metodą na jego zatrzymanie jest faul. Ronaldo jednocześnie z Serie A, walczy w Pucharze UEFA i wygrywa w nim po kapitalnym meczu z SS Lazio Rzym. Dzięki tym wszystkim osiągnięciom jest gotowy do wyjazdu na Mistrzostwa Świata do Francji. Cztery lata wcześniej nie zagrał ani minuty, teraz ma być największą gwiazdą.

Brazylia doszła do finału, a mecz wcześniej pokonała w karnych Holandię (nigdy nie zapomnę tego meczu i nigdy nie wybaczę tego Canarinhos – dop. Uszaty). Jej przeciwnikiem okazali się być gospodarze Francuzi. Jednak u Ronaldo pojawiły się problemy ze zdrowiem, myślano nawet nad tym, by nie zagrał. Nikt jednak nie wyobrażał sobie takiego meczu, bez takiego zawodnika. Krążyły nawet pogłoski, że to firma Nike go wręcz zmusiła, a wiadomo przecież w czyim obuwiu gra Brazylijczyk. Mecz jednak pokazał wszystko jak na dłoni, a człowiek, który miał być jego gwiazdą nie istniał na boisku. Francja upokorzyła swoich rywali 3:0 po bramkach Zinedine Zidane’a (dwóch) i Emanuela Petita. Ronaldo wrócił do klubu i oczekiwał teraz już tylko nowego sezonu, tym razem już w koszulce z numerem '9′ na plecach.

Ten sezon był dla Interu dość specyficzny, gdyż na ławce trenerskiej zasiadło… czterech szkoleniowców! Jak wiadomo taka sytuacja nie mogła wróżyć niczego dobrego i rzeczywiście – Inter odpadł: z Ligi Mistrzów po przegranej z Manchesterem United, Pucharu Włoch po przegranej z Parmą, a także zajął dopiero dziewiąte miejsce w Serie A. Jedynie jeden zawodnik grał dobrze – Ronaldo – strzelił 14 bramek w 19 spotkaniach i dzięki temu zajmuje drugie miejsce w rankingu Fifa World Player. Wyprzedził go jedynie Zinedine Zidane. Pojawiają się jednak kolejne problemy, gdyż z kolanem napastnika jest coraz gorzej, ból nie ustępuje i praktycznie uniemożliwia grę. Dzięki chwilowej terapii R9 jest zdolny do występu w meczu Barcelona – Brazylia, jednak zostaje ściągnięty przez trenera Zagalo. Widząc co się dzieje z gwiazdą reprezentacji Canarinhos wyszukuje się jego następcy. Nie trwa to długo, gdyż szerszej publiczności zostaje zaprezentowany Ronaldinho Gaucho.

Zaczyna się nowy sezon, a drużynę Interu bierze pod swoją opiekę Marcelo Lippi od którego wymaga się zdobycia mistrzostwa. Chciałoby się powiedzieć, że mając atak Vieri – Ronaldo taki wyczyn jest praktycznie niemożliwy do nie zrealizowania go, jednak pamiętajmy, że kolano Ronaldo było w coraz gorszym stanie… W coraz gorszym, a jednak grał. Krytyczny moment następuje w meczu Inter – Lecce. Rozpędzony R9 wpada na obrońcę i upada, już wie, że jego kolano nie wytrzymało tego zderzenia. Niedługo potem lekarze też już wiedzą, że nie obejdzie się bez poważnej operacji.

Nie ma innej możliwości niż ta, którą zaleca doktor Saillant. Ronaldo jedzie do szpitala w Paryżu, gdzie ma przejść zabieg. W szpitalnym budynku zgromadziło się mnóstwo fanów, jednak ochrona nie dopuściła do zawodnika żadnego z nich. Ronaldo przechodzi operację ścięgien, a teraz pozostało już 'tylko’ rehabilitacja trwająca cztery miesiące. Mając dużo wolnego czasu udaje się do ojczyzny, gdzie poślubił swoją dziewczynę Milene, która była już w ciąży.

Okres powrotu do zdrowia powoli się kończył, a dnia 12 kwietnia był zaplanowany mecz o Puchar Włoch pomiędzy Interem Mediolan, a Lazio Rzym. Według testów doktora Saillant’a, Ronaldo mógł w nim uczestniczyć przez ostatnie 20 minut. Fizjoterapeuci również nie widzieli żadnych przeszkód, aby występ ten miał dojść do skutku. Jednak… nie była to słuszna decyzja. Po kapitalnej akcji, przy oddawaniu strzału R9 padł jak trafiony gromem. Ronaldo zwija się z bólu, a na jego twarzy widać łzy; on już wiedział co się stało. Miliony ludzi przed telewizorami i na stadionie patrzyli z niedowierzaniem, jak wielki zawodnik jest znoszony na noszach przez lekarzy.

Jego kolano jest praktycznie rozbite. Powtarza się sytuacja sprzed kilku miesięcy, znów doktor Saillant wizytuje z Brazylijczykiem w paryskim szpitalu. Tym razem zapowiada się dużo poważniejsza operacja, gdyż nie tylko ścięgna były uszkodzone, ale całe kolano włącznie z więzadłami. Rehabilitacja miała potrwać rok, co dla piłkarza jest wręcz nieskończonością. Przez ten czas Ronaldo otrzymał miliony listów, faxów, maili od wiernych fanów nie mogących się doczekać jego powrotu na boisko. Dowód swojej przyjaźni i zrozumienia okazuje również wielu znanych zawodników m.in. Zidane i Pele, którzy odwiedzają rehabilitanta.

Po kilkunastu miesiącach morderczej 'odnowy’, treningów i ćwiczeń, R9 powraca na boisko pod koniec sezonu 2001/02. Inter walczy o Scudetto, jednak przegrywa z Lazio 4:2, Juventus swój mecz wygrywa i to właśnie drużyna z Turynu zostaje po raz kolejny mistrzem Włocha. Ronaldo natomiast po raz kolejny musi znieść gorycz porażki, a był już tak blisko, strzelił nawet osiem bramek w sześciu meczach, natomiast najważniejsze trofeum dla włoskich klubów byłoby dla niego wspaniałą nagrodą za te wszystkie cierpienia.

Widząc taką formę Brazylijczyka sumę ponad 40 milionów dolarów wykłada Florentino Perez i Jorge Valdano, a R9 trafia do największego wroga FC Barcelony – Realu Madryt.

W 2002 roku Brazylijczyk zagrał na Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii, gdzie z ośmioma strzelonymi bramkami zostaje królem strzelców, a jego Brazylia wygrywa turniej po finale, w którym pokonała Niemcy 2-0 po jego dwóch bramkach. Cztery lata później pojechał na kolejne Mistrzostwa Świata, tym razem do Niemiec. Canarinhos zostali wyeliminowani w ćwierćfinale przez Francję (1-0). Ronaldo podczas turnieju strzelił trzy bramki, co pozwoliło mu na wysunięcie się na pierwsze miejsce w klasyfikacji najlepszego strzelca wszechczasów na Mundialu. Brazylijczyk prowadzi z 15 bramkami, drugi jest Gerd Müller z 14, a na ostatnim miejscu podium znajduje się Just Fontaine z 13 bramkami.


Schuster, Bernd (1980 – 1988)

Bernd Schuster urodził się 22 grudnia 1959 roku w Augsburgu, mieście leżącym na terenie niemieckiego landu Bawaria. Dorastał w skromnej rodzinie w bloku na przedmieściach miasta. W piłkę zaczął grać w okresie szkolnym, lecz grał również po lekcjach. Bernd ganiał za piłką wiele godzin dziennie. Na początku lat 70tych, gdy oglądał mecze w telewizji, oczarowała go magia ówczesnej drużyny Bayernu Monachium. Beckenbauer, Maier, Muller…to byli piłkarze, których grę, zwody i inne sztuczki techniczne starał się powtarzać później w czasie rozlicznych gierek na podwórku. Zwykle Bernd grał w piłkę na uliczkach Hammerschmiede (dzielnica Augsburga), latem zaś doskonalił zdolności na plażach. Innym fascynującym młodego Schustera sportem był hokej na lodzie, jednakże postawił na piłkę, by być jak jego idole – Pele i Franz Beckenbauer.

Swoją karierę Bernd zaczął w maleńkim amatorskim klubiku SV Hammerschmiede Augsburg w wieku zaledwie 11 lat, jednak tylko dlatego, iż siedziba drużyny mieściła się bardzo niedaleko jego domu. Barwy tego klubu przez wiele lat reprezentował również Dieter, ojciec Bernda, nic więc dziwnego, że poparł on decyzję syna. Szczerze mówiąc Bernd był za młody, by mógł grać, jednak dało się to załatwić. Klub spreparował pewien specjalny dokument by umożliwić mu występy. W SV Hammerschmiede Bernd Schuster spędził 5 sezonów, aż do 16 roku życia. Wtedy zainteresował się nim największy klub w mieście, FC Augsburg. Zgodę na transfer wyraziła matka chłopca, Gisele. W roku 1976 Bernd zmienił klub.

Na początku pobytu w FC Augsburg, nasz bohater załapał się zaledwie do zespołu juniorów. Wkrótce stał się jego kapitanem. Bardzo zainteresował się nim trener amatorskiej drużyny, Wenzel Halama. Jednak nikt jeszcze nie wiedział, że ten niewysoki, szczupły blondynek stanie się gwiazdą. W końcu to były jego pierwsze występy na tak dużym obiekcie, Rosenau. Po jakimś czasie do klubu przyszło powołanie dla Bernda do reprezentacji Niemiec U-18, w której w sumie zagrał 10 spotkań.

W następnym sezonie (1977/78) w drużynie amatorów FC Augsburg zaszły pewne zmiany, i to na lepsze. Przede wszystkim zmienił się trener. Został nim były zawodnik FCA, Schuhmann. Od razu zachwycił się Berndem. „Przyjeżdżał pierwszy na trening, jakiś kwadrans przed resztą. I zawsze dawał z siebie wszystko”- mówił. Na treningi Bernd zawsze przyjeżdżał motocyklem. Nieważne czy padał śnieg, czy deszcz, czy była wiosna, czy zima, zawsze był pierwszy. Jeśli spóźnił się na trening, szybko wyjaśniał dlaczego. „Nie interesował się dziewczynami tak jak jego rówieśnicy, był zbyt nieśmiały. Za to chciał zostać gwiazdą piłki” – wspomina jego ówczesny trener. Bernd grał dobrze. Pomógł drużynie wywalczyć Mistrzostwo Bawarii w roku 1978.

Jego niezła gra już wtedy zwróciła uwagę kilku klubów Bundesligi. Bernd wybrał ofertę Borussi Moenchengladbach… myślał, że klub Vogtsa i Heynckesa będzie odpowiedni, jednak… nigdy nie założył koszulki drużyny z Gladbach. Powodem – niemożność dogadania warunków między drużynami. Wtedy ofertę złożył ówczesny zdobywca Pucharu Niemiec i Mistrz Niemiec – FC Koeln. Trenerzy zespołu, Loehr i Weisweiller widzieli go w drużynie narodowej i kusili do podpisania kontraktu. Jednak Bernd, jako fan Bayernu Monachium, nie chciał się zgodzić. Poza tym uważał, że Koeln leży za daleko od domu rodzinnego. Wtedy manager FCA, Amerell, zaoferował Bayernowi kupno chłopca za 200 000 marek. Klub nigdy nie odpowiedział… Czy było to za dużo pieniędzy za młodzieńca? Może, jednak już rok później wartość Bernda sięga 3 milionów marek. W końcu zdecydował się na transfer do Koeln. Heiner Schuhmann nie mógł zrozumieć, czemu Bernd nigdy nie zagrał w pierwszej drużynie FC Augsburg, grającego w 2 Lidze Południowej: „FCA popełniło wielki błąd w sprawie Bernda Schustera. Nie mogę zrozumieć, czemu klub nie podpisał z nim profesjonalnego kontraktu i dlaczego prezes albo trener pierwszej drużyny nie dali mu szansy. Daleko od nas, odniesie wkrótce sukcesy w Bundeslidze i drużynie narodowej.”

Miasto Koeln nad Renem oczekiwało, że z Berndem przyszłość klubu będzie świetlana. Trenerzy Weisweiller i Loehr byli zachwyceni, że w końcu udało im się go ściągnąć. Na początku młody Schuster uważany był za przyszłościowego zawodnika. W październiku 1978 roku zaliczył debiut w Bundeslidze, wchodząc w drugiej połowie spotkania z Eintrachtem Frankfurt. FC Koeln przegrał dwiema bramkami, jednakże tym występem Bernd wywalczył sobie niepodważalną pozycję w pierwszej jedenastce. W przeciągu zaledwie 3 miesięcy Schuster pokazał, że nie jest przyszłościową gwiazdką, ale gwiazdą w pełnym tego słowa znaczeniu. Wkrótce został powołany do reprezentacji Niemiec U-21, gdzie jednak rozegrał zaledwie 1 mecz. Dlaczego? Otóż dlatego, że już niedługo potem, w wieku zaledwie 19 lat, otrzymał powołanie do kadry seniorów od jej ówczesnego trenera, Juppa Derwalla. W zaledwie rok po opuszczeniu Augsburga Bernd jest najbardziej perspektywicznym piłkarzem w całym kraju, zyskał nawet pseudonim „Nowy Beckenbauer.”

Bernd był bardzo szczęśliwy w Kolonii, na boisku wiodło mu się znakomicie, fani go uwielbiali…jednak Bernd poznał kobietę, która zmieniła jego życie. Na dyskotece spotkał Gabi, fotomodelkę, z którą zaczął się regularnie spotykać już po tygodniu. Ale wróćmy do aspektów czysto piłkarskich. Zespołowi Koeln w sezonie 1978/79 nie szło już tak dobrze jak rok wcześniej, żadnego z sukcesów nie udało się powtórzyć. Trener Weisweiller musiał opuścić drużynę. Nowym został człowiek o nazwisku Heddergott, z którym Bernd nigdy nie był w dobrych stosunkach. Za kadencji tego trenera wyniki były też raczej średnie. W końcu pan Heddergott odważył się posadzić Schustera na ławce rezerwowych, czego jedynym skutkiem były liczne prośby w stronę zarządu od fanów dotyczące zwolnienia trenera. Jednak problemy Bernda nie dotyczyły tylko boiska. Po poślubieniu Gabi, zaczęły się problemy z jego rodzicami w Augsburgu. Prasa zaczęła wypisywać różne bzdury na temat państwa Schusterów. Wszystko zmieniło się na lepsze gdy Blond Aniołowi, jak nazywano Bernda w Niemczech, urodził się syn. Dostał on na imię Benjamin. Jednakowoż FC Koeln zajął niskie miejsce w lidze i Heddergott zaczął szukać kozła ofiarnego. Znalazł go, a raczej tak sądził, albowiem Bernd Schuster został odesłany do rezerw! Wtedy Blond Anioł się wkurzył na trenera i skontaktował się z pracującym za granicą Hannesem Weisweillerem, który był dla niego jak drugi ojciec. Bernd chciał wraz z nim przejść do Cosmosu Nowy Jork.

Jednak już latem Schuster wraz z reprezentacją Niemiec pojechał do Włoch na Mistrzostwa Europy. RFN było mistrzem, Rummenigge był gwiazdą, Hrubesch był snajperem, jednak Schuster był fenomenem i w końcu Europa dowiedziała się o Blond Aniele z Kolonii. Jednak głównym problemem była rosnąca cena Bernda. Miał on zaledwie 20 lat, a już był Mistrzem Europy ze świetlaną przyszłością. Interesowało się nim bez mała pół Europy, jednakże Blond Anioł koniecznie chciał pojechać do trenera Hannesa Weisweillera, do Nowego Jorku. Fani dowiedzieli się, że Bernd już przepadł dla klubu. Lato się skończyło, rozpoczął się nowy sezon, a prezes FC Koeln nadal nie sprzedał Schustera. Czekał na najlepszą cenę. A dał ją superklub – FC Barcelona. Nagie fotki jego żony w brukowcach, stosunek ze strony niektórych fanów oraz własnych rodziców, atak prasy na Gabi…Kolonia stała się istnym piekłem dla Anioła. Zdecydował się więc ją opuścić. Jednak w tamtym okresie zarząd amerykańskiej ligi piłkarskiej nie był zainteresowany zatrudnianiem obcokrajowców, a życie w Kolonii było dla Bernda Schustera i jego bliskich niemożliwe. Prezydent klubu w końcu dopiął swego. Sprzedał młodego piłkarza najlepszemu nabywcy. FC Barcelona zapłaciła za Blond Anioła bagatela – 40 milionów peset. W październiku 1980 roku Bernd, Gabi i mały Benjamin przybyli do Barcelony, w celu (bynajmniej jeśli idzie o głowę rodziny) zmiany historii katalońskiego klubu.

A rzeczywiście, w grze Dumy Katalonii zmiany były bardzo potrzebne. Podczas tamtego sezonu klubowi szło w lidze bardzo kiepsko, przegrywali wiele spotkań, nie wspominając już o problemach pozasportowych. Trener Kubala nie potrafił nic wskórać. Jednak byli w klubie ludzie, którzy sądzili, że nowy nabytek, młody Niemiec Bernd Schuster, będzie idelanym rozwiązaniem.

Jak już wspomniałem, Blond Anioł dołączył do zespołu w październiku 1980 roku. Drużynę musiał za to opuścić wściekły z tego powodu Austriak, Hans Krankl. „Barcelony w tym momencie nie uratowałoby nawet kupno samego Pele” – utyskiwał, odchodząc. Natomiast nowy kolega, Duńczyk Alan Simonsen, nauczył Bernda pierwszych hiszpańskich zwrotów.

Federacja Niemiecka potwierdziła transfer tydzień póżniej. W tym czasie Schuster obejrzał na żywo pierwszy mecz swojego nowego klubu, przegrany z Realem Betis aż 0-4. Prawdopodobnie zastanawiał się wtedy, czy na pewno robi dobrze wybierając Katalonię. Trener Kubala, który twierdził, że nie potrzebuje Bernda, został zastąpiony przez słynnego Helenio Herrerę. Kilka dni później Schuster zadebiutował w barwach Azulgrany. Na Rico Perez Stadium przeciwnikiem był Hercules Alicante. Barça wygrała po raz pierwszy od wielu spotkań. Jedyną bramkę zdobył Esteban. Jednakże była to zapowiedź nowych czasów dla Dumy Katalonii. I żaden Pele nie był potrzebny, panie Krankl!

Barcelona zaczęła wygrywać mecz za meczem i niespodziewanie włączyła się do walki o podium w Primera Division. Ciemną stroną Bernda były problemy z ukazującymi się ciągle w prasie, również hiszpańskiej, fotkami jego żony Gabi, niekoniecznie ubranej. Poza tym Schuster kłócił się z kolegą klubowym, Miguelim. A na boisku strzelał wiele goli, ale i otrzymywał sporo żółtych kartek. Kibice chcieli co tydzień oglądać Bernda w najwyższej formie. W końcu Cules spotkali piłkarza marzeń, o którym śnili od czasów Johana Cruyffa w roku 1974.

Jednak drogę do tytułu przerwała afera. Jeden z najbliższych kolegów Bernda z drużyny, napastnik Quini, został porwany. Dla całego klubu był to wielki cios. Przez najbliższy miesiąc Azulgrana straciła szansę na tytuł. Gdy Quini w koncu został uwolniony, było już za późno, jednak…sezon się jeszcze nie skończył. Barcelona wciąż miała szanse na zwycięstwo w Pucharze Króla. I tak się stało. W finale Blaugrana pokonała Sporting Gijon 3-1. Najlepszym zawodnikiem meczu był gracz Barcelony, blondyn z numerem 8, równie dobrze spisał się Esteban. Z dobrej strony popisał się strzelec dwóch bramek Quini. Natomiast Schuster był prawdziwym liderem. Ten zaledwie 20letni chłopiec wyciągnął drużynę z kryzysu. W stolicy Katalonii rozpoczęła się prawdziwa Schustermania.

Nowy sezon 1981/82 powinien być tym właściwym. „Magicznego” Herrerę zmienił rodak Bernda, Udo Lattek. Jednak jego metody treningowe nie do końca pasowały piłkarzom. Schuster również nie był z nich zadowolony, mimo że Lattek uważany był za jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego, niemieckiego trenera, jednak presja, jaka na nim ciążyła, okazała się silniejsza. Barcelonę dopadł pewien kryzys. Wszystko szło jednak w miarę dobrze, gdy grał Bernd, jednak okropna kontuzja odniesiona w Bilbao wniosła do drużyny jedynie chaos. W grudnio 1981 lewe kolano Schustera złamał słynny „rzeźnik”, Bask Andoni Goikoetxea. „Przez cały mecz ostrzegał, że to zrobi i w końcu dotrzymał słowa” – żalił się rozgoryczony Niemiec po meczu. Bernd bardzo chciał jak najszybciej wrócić do gry, toteż pojechał do ojczyzny do doktora Schneidera, który jednak nie zrobił z jego kolanem nic dobrego. Blond Anioł powrócił do Hiszpanii na operację u doktora Banosa. Jednak cud był niemożliwy i piłkarz musiał opuścić Mistrzostwa Świata w roku 1982. Podczas ostatniego miesiąca sezonu po zażartym pościgu Barcelona przegrała Mistrzostwo Hiszpanii z Realem Sociedad San Sebastian. Drużynie z kraju Basków nie sprostały ani gole Quiniego, ani praca Zuvirii czy Migueliego, ani nawet magiczny Urruti. Na pocieszenie Barçy zostało zwycięstwo w Pucharze Zdobywców Pucharów i był to najważniejszy moment za kadencji Lattka.

Z kolei sezon 1982/83 zdecydowanie najbardziej pamiętany jest przez kibiców z powodu nabycia przez FC Barcelonę Diego Armando Maradony, zdaniem wielu najlepszego wtedy piłkarza na świecie. Wszystko było w jak najlepszym porządku aż do choroby Boskiego Diego. Argentyńczyk musiał z powodu żółtaczki pauzować przez dwa miesiące, jednak zanim to nastąpiło przekonał już do siebie kibiców dzięki swojej znakomitej lewej nodze. Z kolei Bernd odczuwał psychologiczne skutki kontuzji, przez którą musiał opuścić Mundial, nic więc dziwnego, że jego gra nie była najlepsza. Za to niedługo skończyły się jego problemy z kolegami z kadry narodowej, Breitnerem, Rummeniggem czy Stielikem oraz trenerem Derwallem. Bernd po prostu zrezygnował z występów w kadrze. Ostatni mecz w niej rozegrał w wieku zaledwie 23 lat. „Jestem szczęśliwy w klubie i od dziś będę grał tylko w FC Barcelona. Moja drużyna narodowa nic dla mnie już nie znaczy.” – podsumował swoją decyzję. A Barça grała nierówno, toteż Bernd szybko stracił szacunek dla trenera. „Lattek to pijaczyna” – rzekł kiedyś w jednym z wywiadów. Po jednym z przegranych spotkań doświadczony szkoleniowiec został zwolniony, zaś jego następcą został Argentyńczyk Menotti. Od razu wziął się do roboty. Azulgrana grała coraz lepiej i znów wywalczyła Puchar Króla. Natomiast Mistrzem Hiszpanii został Athletic Bilbao trenowany przez Javiera Clemente.

Sezon 1983/84 wlał w serca fanów nową nadzieję. Menotti w krótkim czasie stał się uwielbiany za swoje spektakularne, aczkolwiek efektywne, sposoby gry w piłkę. Wielu kibiców było pewnych, że argentyński duet Menotti-Maradona może osiągnąć wiele, wliczając w to mistrzostwo kraju. Jednak po raz drugi na drodze Barçy stanął Andoni Goikoetxea. Złamał kolano Schusterowi, złamał też Maradonie w kolejnym meczu Athletiku z Barceloną. Następne 4 miesiące Azulgrana grała bez Diego i z nieregularnie grającym Berndem, który porównywał mecze w Bilbao do wojny w Korei. Drużyna z kraju Basków po raz drugi z rzędu zdobyła mistrzostwo, zaś finał Pucharu Króla rozgrywany między Dumą Katalonii a Athletikiem przeszedł do historii, niekoniecznie z powodów czysto piłkarskich. Bilbao wygrało ten pełen przemocy mecz, momentami przeistaczający się w regularną bitwę. Schuster musiał opuścić plac gry, jednak Maradona, Migueli i reszta walczyli do końca, niestety bez skutku. Po tym meczu Menotti postanowił opuścić Katalonię. To samo zrobił Maradona, który przeniósł się do Neapolu.

Kolejny sezon 1984/85 przyniósł totalny brak nadziei. Według kibiców wygranie czegokolwiek graniczyłoby z cudem, zwłaszcza po odejściu Maradony. Jednak latem 1984 zupełnie nowy Bernd Schuster powiedział dziennikarzom po meczu: „Teraz bez Diego ja będę wykonywał rzuty karne. Ja będę rządził w linii pomocy. Zobaczycie, że wygramy ligę.” Wszyscy uważali to ledwie za puste słowa. Ale mało znany gracz ze Szkocji nazwiskiem Archibald oraz odnowiony Blond Anioł wystarczyli, żeby zbudować dobrą drużynę, grającą wokół nich. Trenerem został Anglik Terry Venables, który od razu wpoił swoim podopiecznym nowe pomysły odnośnie pressingu. Co do Schustera, to był on teraz na boisku tak zwanym „wolnym elektronem.” To musiało się skończyć Mistrzostwem Hiszpanii, pierwszym od wielu lat. Bernd z tygodnia na tydzień był niezmiennie najlepszym zawodnikiem Primera Division. Również inni zawodnicy, jak np. Caldere, Carrasco, Urruti, Migueli czy Julio Alberto byli ważnymi ogniwami zespołu.

W okresie letnim roku 1985 wszyscy w Barcelonie oczekiwali nowego sezonu oraz liczyli na kolejne zwycięstwa w Lidze Hiszpańskiej i Lidze Mistrzów. Także fani liczyli na wiele. Jednak wkrótce zaczęły się problemy Bernda oraz „Archigoala” z trenerem Venablesem. Również zachowanie prezydenta klubu nie podobało się kapitanowi. „Tu jest gorzej niż w Afryce” – biadał Schuster próbując porozmawiać z Nunezem na temat premii dla piłkarzy. W lidze Barcelona grała nierówno i wkrótce straciła szanse na mistrzostwo, jednak w Lidze Mistrzów szło Azulgranie dobrze. Nawet słynny Juventus musiał ulec Barcelonie, a w finale w Sewilli na Dumę Katalonii czekała Steaua Bukareszt. Wydawało się, że zespół z Katalonii zmiecie przeciwników z powierzchni boiska. Jednak utrzymywał się remis. W 73 minucie Terry Venables zarządził zmianę. Moratalla zmienił…Bernda Schustera. Blond Anioł był bardzo zły. Wiedział już, że Anglik chce zdobyć Puchar bez niego, że ma go dość. Postanowił więc opuścić wcześniej stadion, żeby spotkać się z rodziną. W hotelu obejrzał w telewizji końcówkę meczu oraz Barcelonę przegrywającą finał poprzez spudłowanie aż 4 rzutów karnych. Bernd myślał, że Venables zostanie zwolniony. To właściwie nie było logiczne zachowanie, gdy Anglik ściągnął Niemca z boiska. Być może kapitan w końcówce meczu popisałby się jakimś rozpaczliwym strzałem dającym zwycięstwo, co za kilka lat uczyni Ronald Koeman. Ale Bernd nie miał takiej szansy. Bez niego Barça nie strzeliła 4 karnych, jednak on był temu niewinny. Jednak prezydent Nunez i trener Venables oskarżyli Schustera o przegraną. „Bernd nigdy więcej nie założy stroju Barçy” – rzekł Nunez, odnosząc się do ucieczki Niemca ze stadionu. Był to bardzo trudny, a zarazem szokujący moment dla każdego piłkarza i kibica Blaugrany.

Następny sezon był ostatnim spędzonym przez Bernda Schustera w stolicy Katalonii. Już po kilku spotkaniach wiadomo było, że dni Venablesa w klubie są policzone. Jego następcą został Luis Aragones, który przywrócił Niemca do łask. Bernd znów był liderem i kluczowym graczem zespołu. Jednak marzenia o Pucharze UEFA zakończyły się na Bayerze Leverkusen, późniejszym zdobywcy trofeum. Puchar Króla był jedynym sukcesem Barçy w tym sezonie. A po sezonie Blond Anioł podpisał kontrakt z wrogiem Barcelony – Realem Madryt. Chciał zapomnieć o gorzkich chwilach w Katalonii i zacząć nowe życie daleko od ukochanego miasta. Pewien okres w historii klubu zakończył się. Wielu fanów nie wyobrażało sobie Blaugrany bez Schustera, który potrafił sam wygrywać mecze dla klubu, „Myślę, że mój czas nadszedł i spróbuję zacząć nowe życie w Madrycie, żeby udowodnić samemu sobie, iż nie jestem winny wszystkim problemom klubu. Spróbuję zapomnieć o złych momentach w Barçy i skoncentrować się tylko na tych dobrych. Spędziłem w klubie 8 najlepszych lat mojego życia i to nie może być zapomniane. Mam nadzieję, że Barcelona zostanie w moim sercu na zawsze.” – rzekł na pożegnanie.

Było lato roku 1988. Bernd był wolnym zawodnikiem, jako że jego kotrakt z FC Barceloną skończył się. Nic więc dziwnego, że miał wiele ofert z całej Europy, wliczając w to czołowe kluby włoskie. Jednak Niemiec doszedł do wniosku, że dla jego rodziny, a przede wszystkiem dla jego dzieci, rozpoczęcie nowego życia w innym kraju będzie bardzo trudne, zwłaszcza jeżeli nie będzie tam szkół niemieckojęzycznych, więc postanowił pozostać w Hiszpanii. Podpisał kontrakt z madryckim Realem. Przez pewien czas był to sekret, gdyż wiedziały o tym tylko osoby zainteresowane. Jeszcze wiosną tego samego roku Bernd i Gabi spotkali się z prezydentem Realu, Ramonem Mendozą, w paryskiej restauracji Taillerent. Podczas tej rozmowy wszystkie szczegóły transferu zostały uzgodnione. Rodzina Schusterów przeniosła się do stolicy Hiszpanii z myślą o nowym początku, daleko od kłopotów i skandali, w poważnym klubie, który ściągnął Blond Anioła z myślą o sukcesach w Lidze Mistrzów.

W sezonie 1988/89 Real miał dobry zespół, który tworzyli tacy zawodnicy jak Butragueno, Hugo Sánchez, Buyo, Michel, Camacho, Gallego czy Chendo. Królewscy 3 razy z rzędu zdobywali Mistrzostwo Hiszpanii, jednak w Europie szło im słabo. Początek w Madrycie był trudny dla Bernda. Styl Realu i styl Barcelony kompletnie się od siebie różniły. Ale już w drugim miesiącu zdołał wpasować się w styl gry Los Blancos i drużyna zaczęła grać z większym polotem. Trener Beenhakker umiejscowił Schustera w linii pomocy i dał mu wolną rękę co do jego boiskowych poczynań. W końcu Real zdobył mistrzostwo 4 raz z rzędu. Wygrał również Puchar Króla, pokonując w finale Real Valladolid. Sezon był znakomity, co podkreślał potem szczęśliwy Bernd. Jednak w Europie, w półfinałach lepszy od Królewskich okazał się włoski AC Milan. Bernd marzył o zdobyciu trofeum, gdyż finał odbywał się na Camp Nou, jednak nie było mu dane tam zagrać. „Jestem tu szczęśliwy, mimo iż w porównaniu do Barcelony jest to dla mnie wielka zmiana. Odnalazłem tu spokój i cieszę się, że mogę grać z tygodnia na tydzień i zwyciężać. Wiem, że nie jestem teraz gwiazdą, ale drużyna tego nie potrzebuje – my wszyscy jesteśmy jak jedna wielka gwiazda.” – mówił w wywiadach.

Przyszedł następny sezon. Holendra Leo Beenhakkera na stanowisku szkoleniowca Los Blancos zmienił Walijczyk John Toshack. Karierę zakończył Camacho, zaś ściągnięty został Hierro. Real nadal był wielką drużyną. A jak grał! W sezonie piłkarze z Madrytu zdobyli aż 109 bramek, rekord do dziś nie pobity. Hugo Sánchez wespół z Bułgarem Hristo Stoiczkowem został najlepszym strzelcem Europy, z niesamowitą liczbą 38 goli w sezonie. A mówimy tu oczywiście o samej tylko lidze. Swoim własnym światłem błyszczał inny świetny zawodnik Realu Martin Vazquez, a co do Bernda, to fani w Madrycie często wołali na niego „Torero, Torero”, co zarezerwowane było dla najlepszych. Real znów wygrał ligę, natomiast Puchar Króla powędrował do Barcelony. Co więcej, Puchar Mistrzów znów wywalczył AC Milan, co było całkowitym zniszczeniem planów Realu, który miał znakomitą drużynę, lecz w konfrontacjach z drużynami z Włoch nigdy mu nie szło. Bernd zagrał cały sezon jako libero, pomiędzy liniami obrony i pomocy, mogąc atakować kiedy mu tylko przyjdzie ochota. Toshack często podkreślał, że Schuster jest zawodnikiem, bez którego Realowi nie szłoby tak dobrze.

Gdy skończył się sezon, wielu piłkarzy szykowało się do udziału w Mistrzostwach Świata 1990. Real miał w planach tournee w celach sparingowych do Meksyku i Południowego USA. Jednak jedynie Schuster, Buyo i Hugo Sánchez ze wszystkich gwiazd Los Blancos byli dostępni, reszta przebywała we Włoszech na Mundialu. Niestety Bernd doznał kontuzji pleców i chciał opuścić zespół. I tu wkroczył prezydent Mendoza, który miał chrapkę na takich zawodników jak Hagi czy Prosinecki. Widział on swą szansę na zastapienie niemieckiego mózgu swej drużyny nowymi młodymi gwiazdami piłki wschodnioeuropejskiej. Poprzez prasę Mendoza zaatakował Bernda, oczekując gwałtownej odpowiedzi. „To tylko dzieciak, chciał opuścić zespół przebywający na tournee. To nieprofesjonalne. Poza tym chciał, by dołączyła do niego rodzina. To nie jest wycieczka wakacyjna. On jest szalony.” – grzmiał Ramon Mendoza.

Po tournee, ku wielkiemu zdziwieniu fanów, prezes zaprosił Bernda do swojego gabinetu, by uzyskać jego własną zgodę na transfer. Schuster pragnął pozostać w Madrycie na tych kilka ostatnich lat swojej kariery, a przynajmniej ten rok, który mu został do końca kontraktu. Co więcej, trener Toshack mówił, że sprzedaż Niemca to jego pomysł. A były już piłkarz Los Blancos dostał wolność i wiele milionów peset za opuszczenie Realu, mimo że fani chcieli, żeby został. Bernd musiał zacząć myśleć o przyszłości. Rozpoczął się nowy sezon. Real pokazał, że bez mózgu w osobach Bernda i Martina Vazqueza nie gra tak jak kiedyś. Ale było już za późno. Schuster pragnął pozostać w Madrycie, gdzie zadomowiła już się jego rodzina. Wtedy zgłosiło się mające dobry zespół, lecz grające słabo Atletico Madryt. Prezes Gil na początku nie bardzo chciał pozyskać Bernda Schustera, lecz w końcu wyraził zgodę. W październiku roku 1990 rozpoczęła się nowa przygoda.

Gdy nasz bohater opuścił Real Madryt, wielu kibiców sądziło, że czasy Blond Anioła w La Liga dobiegły końca. Na zakończenie jego kariery chciały go mieć u siebie kluby z Japonii, USA, Meksyku, Szwajcarii i Niemiec. Ale Bernd miał ledwie 30 lat i daleki był od zawieszenia butów na kołku. Poza tym jego rodzina znakomicie się czuła w Madrycie…

Jak już wspomniałem, w październiku roku 1990 prezes Atletico Madryt, Jesus Gil, postanowił ściągnąć Schustera do swego klubu. Swoją czerwono-białą przygodę Bernardo, jak go często nazywano w Hiszpanii, rozpoczął w równe 10 lat po przyjeździe do tego kraju. Znów niepewna przyszłość, lecz wielkie marzenia do spełnienia. Dziennikarze byli sceptyczni. Ich zdaniem Jesus Gil i Bernd Schuster w jednym klubie to zbyt wiele.

Po zaledwie 3 dniach treningu, nasz bohater zadebiutował w barwach nowego klubu w spotkaniu przeciwko Sportingowi Gijon. Było to pierwsze zwycięstwo Atletico w nowym sezonie i jednocześnie zapowiedź lepszych czasów, a nawet pościgu za czołówką. Dwa miesiące później Atletico było jedynym zespołem mogącym zagrozić barcelońskiemu Dream Teamowi z Cruyffem, Laudrupem, Stoiczkowem i spółką.

A cudowi było na imię Bernd. Co tydzień Calderon Satdium wypełniał się po brzegi kibicami marzącymi o mistrzostwie. Trener Ivic zbudował świetny zespół wokół Schustera: znakomity bramkarz Abel Resino, doskonała linia obrony z Tonim, Aguilerą i Solozobalem, w końcu szybki atak składający się z Futre i Manolo. Partnerami Blond Anioła w linii pomocy byli Vizcaino i Donato. Bernardo z kolegami wciąż walczył o mistrzostwo, zaś Real walczył o utrzymanie. Ani Hagi, ani Prosinecki, ani Milla nie dołączyli do Los Blancos. Niestety, pechowym zbiegiem okoliczności Mistrzem Hiszpanii została FC Barcelona. Jednakże Atletico, już po zwolnieniu trenera Ivicia, zdobyło Puchar Króla, pokonując w finale Real Mallorca. Był to pierwszy sukces zespołu od wielu lat. Tym samym Berns Schuster przeszedł do historii jako zdobywca Pucharu z trzema największymi klubami hiszpańskimi.

„Wiem, że większość ludzi uważa mnie za zwykły blef marketingowy, ja jednak ciężko pracowałem na to zwycięstwo i wierzę, że w następnym sezonie może być tylko lepiej.” – to zdanie ucieszyło kibiców Atletico, którzy już nie mogli się doczekać sezonu 1991/92 oraz gry w Pucharze Mistrzów i udowodnienia, że znów mają wielką drużynę.

Sparingi przed sezonem pokazały, że Atletico będzie groźne dla najlepszych, a ze szczególnie dobrej strony pokazali się w nich Schuster i Moya. Nowy trener – Luis Aragones – wykazał się znakomitym zmysłem taktycznym i nowy sezon w La Liga rozpoczął się świetnie. Do stycznia wydawało się, że klub z Vicente Calderon wygra, jednak krok za krokiem przewagę zaczęła zyskiwać Barcelona. Tydzień przed jedynym jak do tej pory triumfem w Lidze Mistrzów, Duma Katalonii zapewniła sobie również Mistrzostwo Hiszpanii. Jedynym, aczkolwiek dość marnym, pocieszeniem dla Atletico był fakt, że Manolo z 27 golami na koncie został pichichi.

Również w Europie Los Rojiblancos nie szło. Pokonali co prawda Olympiakos, Manchester i Brugię, lecz nie dali rady Parmie. Niezapomniany, raczej ze złej strony, sędzia Schmidthuber podyktował Włochom 2 rzuty karne z kapelusza i w atmosferze skandalu Atletico przegrało mecz. Po spotkaniu niemiecki sędzia dowiedział się od Bernda w niewybrednych słowach, co Hiszpania myśli o jego postawie.

Ale ciągle został Puchar Króla. Finałowy mecz przeciwko Realowi Madryt był ważnym momentem dla Atletico. Już w 9 minucie bramkę dla Los Rojiblancos przepięknym uderzeniem z 30 metrów zdobył…Bernd Schuster. W drugiej połowie swą magiczną lewą nogą na 2-0 podwyższył Futre. Atletico Madryt zdobyło Puchar drugi raz z rzędu. Natomiast Blond Anioł ustanowił swoisty rekord, zdobywając trofeum już po raz szósty. Po finale król Juan Carlos zaprosił Niemca na prywatną pogawędkę.

Przed rozpoczęciem sezonu 1992/93 kibice wyrazili oczekiwanie na zwycięstwo w La Liga. Wzmocnieniem składu została gwiazda piłki meksykańskiej – Luis Garcia. Drużynie jednak szło różnie. W grudniu 1992 Schuster doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry na 3 miesiące. Los Rojiblancos pokazali swoje uzależnienie od Niemca i przegrali tytuł, który po raz kolejny padł łupem FC Barcelony. A o niewywalczenie tytułu oskarżony został…Bernd. W końcu zespół opuścili Futre i trener Aragones. Schuster pozostał do kwietnia, lecz z prezesem Gilem nie byli już w najlepszej komitywie. W końcu Niemiec został odsunięty od drużyny. Mógł trenować, ale nie miał co marzyć o grze. Tak było do 30 czerwca 1993 roku. Wtedy Bernd postanowił wrócić do ojczyzny.

Wiele klubów chciało zatrudnić Blond Anioła, jednak największą inicjatywą wykazał się Bayer Leverkusen. Pierwszy sezon Bernda po powrocie do Bundesligi był na tyle dobry, że kibice zaczęli się domagać od Bertiego Vogtsa powołania dla Schustera na Mundial do USA. Ten nie przychylił się do ich prośby. A i sam 35letni już pomocnik nie był tym zainteresowany. W Leverkusen spędził jeszcze dwa sezony, bez znaczących sukcesów.

Latem roku 1996 amerykański klub z Kalifornii, San José Clash, zaprosił Schustera na ich tournee w Chinach. Zespół ten chciał ściągnąć Niemca już rok wcześniej, teraz natomiast Amerykanie pragnęli przekonać go do ich zespołu zanim podpisze kontrakt z kimś innym. W przeciągu dwóch tygodni pobytu w Azji, Bernd rozegrał 3 spotkania. Clash potrzebowało również bramkarza, więc Schuster polecił swojego kolegę z Atletico – Abela Resino. Jako ciekawostkę dodam, że ów golkiper w roku 1991 znalazł się w Księdze Rekordów Guinessa, po tym jak nie puścił bramki przez przeszło 1000 minut. W końcu jednak obaj opuścili drużynę, mimo że w sparingach wypadli dobrze. Zaskoczeniem na pewno był fakt ogłoszony przez San José Clash głoszący, jakoby zespół ten nigdy nie był zainteresowany sprowadzeniem Bernda. Po powrocie do Niemiec Bernd miał ofertę z holenderskiego Vitesse Arnhem, jednak nic z tego nie wyszło. Jednakże jeszcze nie zakończył kariery. Czekał na niego jeszcze jeden klub.

Przez najbliższy rok Bernd myślał nad swoją przyszłością, aż w końcu postanowił pograć jeszcze trochę. W grudniu 1996 pojechał do Meksyku, gdzie miał grać w zespole UNAM Pumas. Mimo już 37 lat na karku, Bernd wierzył, że ciągle potrafi grać w piłkę, co więcej, robić to lepiej niż większość pomocników. Poza tym nie chciał jeszcze kończyć z czymś, co robił odkąd był dzieckiem. Jakie byłoby życie bez codziennego grania i trenowania? Bernd uważał, że bardzo trudno byłoby dać sobie spokój z grą, wiedząc, że ciągle może dać coś z siebie na boisku, a i znajdą się kluby zainteresowane ściągnięciem piłkarza jego pokroju. Nie był już tak szybki jak kiedyś, ale nadal umiał myśleć na boisku jak nikt inny. „Klasa wciąż pozostała” – mówił w pierwszym wywiadzie dla prasy meksykańskiej – „Nigdy nie myślę o swoim wieku. Jedyną ważną rzeczą jest to, że kocham futbol i nadal mogę zrobić wiele dobrego dla UNAM, dlatego tu jestem.” Gdy dziennikarz spytał go o płacę, Bernd odparł: „Pieniądze nie są najważniejsze, jestem tu aby grać, kocham grać.”

Blond Anioł opuścił swą rodzinę mieszkającą w Europie, by ostatni raz zagrać w piłkę. Bardzo tego chciał i uważał, że może zakończyć swą karierę z MLS, jeśli powiedzie mu się w Meksyku. Trener Lucho Flores, który był rok młodszy od Bernda, mówił, że cieszy się, iż taki klasowy piłkarz będzie grał w jego klubie, jednak stwierdził, że to w końcu tylko czlowiek i jak każdy będzie musiał dostosować się do meksykańskiego stylu gry. A drużyna Pumas była młodym zespołem – większość graczy nie ukończyła jeszcze 23 lat. Także i teraz klub ten uważa się za autentyczną „fabrykę piłkarzy.” Fani klubu nie byli zbytnio zadowoleni ze ściągnięcia aż 5 obcokrajowców w ciągu jednego roku, ale Schuster był w końcu gwiazdą klasy światowej. W sumie w Meksyku nie pograł długo. Już w roku 1997 zakończył piłkarską karierę i postanowił zająć się czym innym.

Jeszcze za czasów gry w Atletico Madryt Bernd Schuster postanowił w przyszłości zostać trenerem, gdyż uważał za niewykonalne przebywać z dala od stadionu, od zapachu murawy i codziennych treningów. Poza tym mógłby w końcu wygrać Puchary, które przegrał jako piłkarz. Kształcić na trenera zaczął się po powrocie do Niemiec, do Leverkusen. W czasie pobytu w Meksyku przerwał studia trenerskie, jednak w maju 1997 rozpoczął swój ostatni semestr w Wyższej Szkole Sportowej w Kolonii. Latem tego roku prezes Fortuny Koeln, Jean Loering, doszedł do wniosku, że Blond Anioł będzie idealnym trenerem dla jego zespołu z powodu charakteru zwycięzcy. Loering pragnął również umożliwić tej legendzie niemieckiego piłkarstwa dobry start w karierze trenerskiej. W listopadzie roku 1997 Schuster dostał licencję trenerską, lecz szkoleniowcem Fortuny już wtedy był.

Bernd radził sobie na ławce trenerskiej na tyle dobrze, że w tym mniej znanym klubie z Kolonii spędził zaledwie sezon, by wylądować w tym bardziej znanym – FC Koeln, który właśnie spadł z 1.Bundesligi. Jednak nawet tak utalentowany szkoleniowiec, jakim był Bernd Schuster nie zagwarantował powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Gdy Blond Anioł odchodził z FC Koeln, zespół terminował w środku tabeli. Powrót do 1.Bundesligi nie wchodził już w tym sezonie w grę. Mimo kilku ciekawych ofert, postanowił nie wiązać się z żadnym klubem na stałe, by liznąć trochę więcej światowej trenerki.

Zaczął od wizyt na treningach u światowej sławy szkoleniowców: w Arsenalu Arsene’a Wengera, Feyenoordzie Leo Beenhakkera, Atletico Claudio Ranieriego, FC Barcelonie Louisa Van Gaala czy nawet w przygotowującej się do EURO 2000 kadrze Hiszpanii José Antonio Camacho. „Dopiero się uczę.” – mówił – „Mam swój własny styl, jednak ciekawi mnie jak pracują trenerzy odnoszący sukcesy.”

W styczniu roku 200 zmarł jego ojciec, Dieter, jednak Bernd nie miał zamiaru skontaktować się z rodziną. Kilka tygodni później jego siostra, Claudia, napisała list otwarty do prasy krytykujący brata. Tymczasem Gabi nie chciała rozmawiać o byłej rodzinie męża.

Przed EURO 2000 w Belgii i Holandii Bernd został zaproszony na ceremonię losowania. Tam UEFA nagrodziła go jako najlepszego zawodnika EURO 1980. W tym samym czasie swoje nagrody odbierali inni wielcy futbolu: Beckenbauer, Suarez, Panenka, Platini…

Bernd znalazł pracę w telewizji niemieckiej na czas EURO 2000. W tym samym czasie łączono go z kilkoma klubami hiszpańskimi, takimi jak Mallorca, Racing Ferrol czy Zaragoza, jednakże on wolał Niemcy.

W wyborach na prezesa Barcelony Schuster wsparł Joana Gasparta. „On jest właściwym człowiekiem na to stanowisko. Jest w klubie od 20 lat i wie, jak to działa.” – mówił na różnego rodzaju spotkaniach z fanami. Dwa miesiące później został klubowym scoutem, wyspecjalizowanym w niemieckim rynku piłkarskim.

Pojawiał się również w hiszpańskich wiadomościach. Zwykł wspierać, bądź krytykować piłkarzy. Mówił na przykład: „Owermars może być wielkim piłkarzem, potrzebuje tylko więcej pewności siebie.” Po wypowiedzi Valdano krytykującej Barcelonę rzekł: „Valdano jest na właściwym miejscu, generalnego managera Realu Madryt. On uwielbia gadać, często od rzeczy – to zwykła papla.”

W listopadzie na Camp Nou miał powrócić noszący strój Realu Madryt były piłkarz Azulgrany, Portugalczyk Luis Figo. Nie mogło to się obejść bez stosownego komentarza Bernda Schustera: „W następny weekend będziemy świadkami dwóch spotkań, najpierw Barcelona – Real Madryt, potem Cules – Figo.” – mówił – „Pamiętam dzień, kiedy sam powróciłem na ten stadion w stroju Królewskich. Bardzo trudno było mi grać. Nie mogłem się odpowiednio skoncentrować na samej grze.”

Gdy Barcelonę dotknął kryzys, zwolniono trenera Serra Ferrera. Jego następcą został Charly Rexach. Dlaczego nie Bernd Schuster? Otóż dlatego, że zdaniem zarządu klubu, Niemiec był jeszcze zbyt młody na powierzenie mu tak zasłużonego klubu.

W końcowej fazie sezonu 2000/01 Bernd siedział w domu, czekając na odpowiednią ofertę z klubu, chętnego na zatrudnienie go. W międzyczasie dotknęła go poruszająca wiadomość, która wstrząsnęła zresztą całą Katalonią. Otóż po jednym z meczów Ligi Mistrzów w wypadku samochodowym zginął były piłkarz Azulgrany – Urruti.

W czerwcu 2001 roku Bernd Schuster został trenerem hiszpańskiego Xerez CD. Jednak nie zrobił tam furory. Dwa lata później zaczął trenować ukraiński klub Szachtar Donieck. Z zespołem tym zdobył Wicemiistrzostwo Ukrainy, zaledwie 3 punktami przegrywając z Dynamem Kijów. Następny sezon to znów Hiszpania. Tym razem Levante. Jednak 18 miejsce i spadek z Primera Division nikogo nie zadowolił. Bernd został zwolniony. W obecnym sezonie trenuje innego hiszpańskiego pierwszoligowca, Getafe. W pierwszej fazie sezonu klub ten był rewelacją rozgrywek. Po ostatniej kolejce rozgrywek Schuster i spółka zajmują 10 miejsce w tabeli – bezpieczne, lecz bez rewelacji.

Dzisiaj legenda Bernda Schustera żyje raczej już tylko w pamięci starszych i co bardziej zagorzałych fanów piłki nożnej. Jego mit nie przetrwał tak, jak na to zasługiwał. Przyczynił się do tego lekko niesforny charakter, ale również szybka rezygnacja z występów w kadrze narodowej, a co za tym idzie, brak występów w wielkich imprezach piłkarskich, stanowiących zdecydowanie największą reklamę w światowym futbolu.

W latach 1982-84, jak wszyscy wiemy, Blond Anioł występował w FC Barcelonie u boku samego Diego Maradony. Po latach pewien dziennikarz zapytał go: „Jakie to uczucie, grać u boku samego Maradony?” Schuster odparł: „To on grał u mojego boku, a nie odwrotnie.” Ten krótki cytat jest na pewno całkowitą i trafną kwintesencją błyskotliwej kariery Bernda. Kariery niesfornego geniusza.


Stoiczkow, Christo (1990 – 1998)

Bernd Schuster urodził się 22 grudnia 1959 roku w Augsburgu, mieście leżącym na terenie niemieckiego landu Bawaria. Dorastał w skromnej rodzinie w bloku na przedmieściach miasta. W piłkę zaczął grać w okresie szkolnym, lecz grał również po lekcjach. Bernd ganiał za piłką wiele godzin dziennie. Na początku lat 70tych, gdy oglądał mecze w telewizji, oczarowała go magia ówczesnej drużyny Bayernu Monachium. Beckenbauer, Maier, Muller…to byli piłkarze, których grę, zwody i inne sztuczki techniczne starał się powtarzać później w czasie rozlicznych gierek na podwórku. Zwykle Bernd grał w piłkę na uliczkach Hammerschmiede (dzielnica Augsburga), latem zaś doskonalił zdolności na plażach. Innym fascynującym młodego Schustera sportem był hokej na lodzie, jednakże postawił na piłkę, by być jak jego idole – Pele i Franz Beckenbauer.

Swoją karierę Bernd zaczął w maleńkim amatorskim klubiku SV Hammerschmiede Augsburg w wieku zaledwie 11 lat, jednak tylko dlatego, iż siedziba drużyny mieściła się bardzo niedaleko jego domu. Barwy tego klubu przez wiele lat reprezentował również Dieter, ojciec Bernda, nic więc dziwnego, że poparł on decyzję syna. Szczerze mówiąc Bernd był za młody, by mógł grać, jednak dało się to załatwić. Klub spreparował pewien specjalny dokument by umożliwić mu występy. W SV Hammerschmiede Bernd Schuster spędził 5 sezonów, aż do 16 roku życia. Wtedy zainteresował się nim największy klub w mieście, FC Augsburg. Zgodę na transfer wyraziła matka chłopca, Gisele. W roku 1976 Bernd zmienił klub.

Na początku pobytu w FC Augsburg, nasz bohater załapał się zaledwie do zespołu juniorów. Wkrótce stał się jego kapitanem. Bardzo zainteresował się nim trener amatorskiej drużyny, Wenzel Halama. Jednak nikt jeszcze nie wiedział, że ten niewysoki, szczupły blondynek stanie się gwiazdą. W końcu to były jego pierwsze występy na tak dużym obiekcie, Rosenau. Po jakimś czasie do klubu przyszło powołanie dla Bernda do reprezentacji Niemiec U-18, w której w sumie zagrał 10 spotkań.

W następnym sezonie (1977/78) w drużynie amatorów FC Augsburg zaszły pewne zmiany, i to na lepsze. Przede wszystkim zmienił się trener. Został nim były zawodnik FCA, Schuhmann. Od razu zachwycił się Berndem. „Przyjeżdżał pierwszy na trening, jakiś kwadrans przed resztą. I zawsze dawał z siebie wszystko”- mówił. Na treningi Bernd zawsze przyjeżdżał motocyklem. Nieważne czy padał śnieg, czy deszcz, czy była wiosna, czy zima, zawsze był pierwszy. Jeśli spóźnił się na trening, szybko wyjaśniał dlaczego. „Nie interesował się dziewczynami tak jak jego rówieśnicy, był zbyt nieśmiały. Za to chciał zostać gwiazdą piłki” – wspomina jego ówczesny trener. Bernd grał dobrze. Pomógł drużynie wywalczyć Mistrzostwo Bawarii w roku 1978.

Jego niezła gra już wtedy zwróciła uwagę kilku klubów Bundesligi. Bernd wybrał ofertę Borussi Moenchengladbach… myślał, że klub Vogtsa i Heynckesa będzie odpowiedni, jednak… nigdy nie założył koszulki drużyny z Gladbach. Powodem – niemożność dogadania warunków między drużynami. Wtedy ofertę złożył ówczesny zdobywca Pucharu Niemiec i Mistrz Niemiec – FC Koeln. Trenerzy zespołu, Loehr i Weisweiller widzieli go w drużynie narodowej i kusili do podpisania kontraktu. Jednak Bernd, jako fan Bayernu Monachium, nie chciał się zgodzić. Poza tym uważał, że Koeln leży za daleko od domu rodzinnego. Wtedy manager FCA, Amerell, zaoferował Bayernowi kupno chłopca za 200 000 marek. Klub nigdy nie odpowiedział… Czy było to za dużo pieniędzy za młodzieńca? Może, jednak już rok później wartość Bernda sięga 3 milionów marek. W końcu zdecydował się na transfer do Koeln. Heiner Schuhmann nie mógł zrozumieć, czemu Bernd nigdy nie zagrał w pierwszej drużynie FC Augsburg, grającego w 2 Lidze Południowej: „FCA popełniło wielki błąd w sprawie Bernda Schustera. Nie mogę zrozumieć, czemu klub nie podpisał z nim profesjonalnego kontraktu i dlaczego prezes albo trener pierwszej drużyny nie dali mu szansy. Daleko od nas, odniesie wkrótce sukcesy w Bundeslidze i drużynie narodowej.”

Miasto Koeln nad Renem oczekiwało, że z Berndem przyszłość klubu będzie świetlana. Trenerzy Weisweiller i Loehr byli zachwyceni, że w końcu udało im się go ściągnąć. Na początku młody Schuster uważany był za przyszłościowego zawodnika. W październiku 1978 roku zaliczył debiut w Bundeslidze, wchodząc w drugiej połowie spotkania z Eintrachtem Frankfurt. FC Koeln przegrał dwiema bramkami, jednakże tym występem Bernd wywalczył sobie niepodważalną pozycję w pierwszej jedenastce. W przeciągu zaledwie 3 miesięcy Schuster pokazał, że nie jest przyszłościową gwiazdką, ale gwiazdą w pełnym tego słowa znaczeniu. Wkrótce został powołany do reprezentacji Niemiec U-21, gdzie jednak rozegrał zaledwie 1 mecz. Dlaczego? Otóż dlatego, że już niedługo potem, w wieku zaledwie 19 lat, otrzymał powołanie do kadry seniorów od jej ówczesnego trenera, Juppa Derwalla. W zaledwie rok po opuszczeniu Augsburga Bernd jest najbardziej perspektywicznym piłkarzem w całym kraju, zyskał nawet pseudonim „Nowy Beckenbauer.”

Bernd był bardzo szczęśliwy w Kolonii, na boisku wiodło mu się znakomicie, fani go uwielbiali…jednak Bernd poznał kobietę, która zmieniła jego życie. Na dyskotece spotkał Gabi, fotomodelkę, z którą zaczął się regularnie spotykać już po tygodniu. Ale wróćmy do aspektów czysto piłkarskich. Zespołowi Koeln w sezonie 1978/79 nie szło już tak dobrze jak rok wcześniej, żadnego z sukcesów nie udało się powtórzyć. Trener Weisweiller musiał opuścić drużynę. Nowym został człowiek o nazwisku Heddergott, z którym Bernd nigdy nie był w dobrych stosunkach. Za kadencji tego trenera wyniki były też raczej średnie. W końcu pan Heddergott odważył się posadzić Schustera na ławce rezerwowych, czego jedynym skutkiem były liczne prośby w stronę zarządu od fanów dotyczące zwolnienia trenera. Jednak problemy Bernda nie dotyczyły tylko boiska. Po poślubieniu Gabi, zaczęły się problemy z jego rodzicami w Augsburgu. Prasa zaczęła wypisywać różne bzdury na temat państwa Schusterów. Wszystko zmieniło się na lepsze gdy Blond Aniołowi, jak nazywano Bernda w Niemczech, urodził się syn. Dostał on na imię Benjamin. Jednakowoż FC Koeln zajął niskie miejsce w lidze i Heddergott zaczął szukać kozła ofiarnego. Znalazł go, a raczej tak sądził, albowiem Bernd Schuster został odesłany do rezerw! Wtedy Blond Anioł się wkurzył na trenera i skontaktował się z pracującym za granicą Hannesem Weisweillerem, który był dla niego jak drugi ojciec. Bernd chciał wraz z nim przejść do Cosmosu Nowy Jork.

Jednak już latem Schuster wraz z reprezentacją Niemiec pojechał do Włoch na Mistrzostwa Europy. RFN było mistrzem, Rummenigge był gwiazdą, Hrubesch był snajperem, jednak Schuster był fenomenem i w końcu Europa dowiedziała się o Blond Aniele z Kolonii. Jednak głównym problemem była rosnąca cena Bernda. Miał on zaledwie 20 lat, a już był Mistrzem Europy ze świetlaną przyszłością. Interesowało się nim bez mała pół Europy, jednakże Blond Anioł koniecznie chciał pojechać do trenera Hannesa Weisweillera, do Nowego Jorku. Fani dowiedzieli się, że Bernd już przepadł dla klubu. Lato się skończyło, rozpoczął się nowy sezon, a prezes FC Koeln nadal nie sprzedał Schustera. Czekał na najlepszą cenę. A dał ją superklub – FC Barcelona. Nagie fotki jego żony w brukowcach, stosunek ze strony niektórych fanów oraz własnych rodziców, atak prasy na Gabi…Kolonia stała się istnym piekłem dla Anioła. Zdecydował się więc ją opuścić. Jednak w tamtym okresie zarząd amerykańskiej ligi piłkarskiej nie był zainteresowany zatrudnianiem obcokrajowców, a życie w Kolonii było dla Bernda Schustera i jego bliskich niemożliwe. Prezydent klubu w końcu dopiął swego. Sprzedał młodego piłkarza najlepszemu nabywcy. FC Barcelona zapłaciła za Blond Anioła bagatela – 40 milionów peset. W październiku 1980 roku Bernd, Gabi i mały Benjamin przybyli do Barcelony, w celu (bynajmniej jeśli idzie o głowę rodziny) zmiany historii katalońskiego klubu.

A rzeczywiście, w grze Dumy Katalonii zmiany były bardzo potrzebne. Podczas tamtego sezonu klubowi szło w lidze bardzo kiepsko, przegrywali wiele spotkań, nie wspominając już o problemach pozasportowych. Trener Kubala nie potrafił nic wskórać. Jednak byli w klubie ludzie, którzy sądzili, że nowy nabytek, młody Niemiec Bernd Schuster, będzie idelanym rozwiązaniem.

Jak już wspomniałem, Blond Anioł dołączył do zespołu w październiku 1980 roku. Drużynę musiał za to opuścić wściekły z tego powodu Austriak, Hans Krankl. „Barcelony w tym momencie nie uratowałoby nawet kupno samego Pele” – utyskiwał, odchodząc. Natomiast nowy kolega, Duńczyk Alan Simonsen, nauczył Bernda pierwszych hiszpańskich zwrotów.

Federacja Niemiecka potwierdziła transfer tydzień póżniej. W tym czasie Schuster obejrzał na żywo pierwszy mecz swojego nowego klubu, przegrany z Realem Betis aż 0-4. Prawdopodobnie zastanawiał się wtedy, czy na pewno robi dobrze wybierając Katalonię. Trener Kubala, który twierdził, że nie potrzebuje Bernda, został zastąpiony przez słynnego Helenio Herrerę. Kilka dni później Schuster zadebiutował w barwach Azulgrany. Na Rico Perez Stadium przeciwnikiem był Hercules Alicante. Barça wygrała po raz pierwszy od wielu spotkań. Jedyną bramkę zdobył Esteban. Jednakże była to zapowiedź nowych czasów dla Dumy Katalonii. I żaden Pele nie był potrzebny, panie Krankl!

Barcelona zaczęła wygrywać mecz za meczem i niespodziewanie włączyła się do walki o podium w Primera Division. Ciemną stroną Bernda były problemy z ukazującymi się ciągle w prasie, również hiszpańskiej, fotkami jego żony Gabi, niekoniecznie ubranej. Poza tym Schuster kłócił się z kolegą klubowym, Miguelim. A na boisku strzelał wiele goli, ale i otrzymywał sporo żółtych kartek. Kibice chcieli co tydzień oglądać Bernda w najwyższej formie. W końcu Cules spotkali piłkarza marzeń, o którym śnili od czasów Johana Cruyffa w roku 1974.

Jednak drogę do tytułu przerwała afera. Jeden z najbliższych kolegów Bernda z drużyny, napastnik Quini, został porwany. Dla całego klubu był to wielki cios. Przez najbliższy miesiąc Azulgrana straciła szansę na tytuł. Gdy Quini w koncu został uwolniony, było już za późno, jednak…sezon się jeszcze nie skończył. Barcelona wciąż miała szanse na zwycięstwo w Pucharze Króla. I tak się stało. W finale Blaugrana pokonała Sporting Gijon 3-1. Najlepszym zawodnikiem meczu był gracz Barcelony, blondyn z numerem 8, równie dobrze spisał się Esteban. Z dobrej strony popisał się strzelec dwóch bramek Quini. Natomiast Schuster był prawdziwym liderem. Ten zaledwie 20letni chłopiec wyciągnął drużynę z kryzysu. W stolicy Katalonii rozpoczęła się prawdziwa Schustermania.

Nowy sezon 1981/82 powinien być tym właściwym. „Magicznego” Herrerę zmienił rodak Bernda, Udo Lattek. Jednak jego metody treningowe nie do końca pasowały piłkarzom. Schuster również nie był z nich zadowolony, mimo że Lattek uważany był za jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego, niemieckiego trenera, jednak presja, jaka na nim ciążyła, okazała się silniejsza. Barcelonę dopadł pewien kryzys. Wszystko szło jednak w miarę dobrze, gdy grał Bernd, jednak okropna kontuzja odniesiona w Bilbao wniosła do drużyny jedynie chaos. W grudnio 1981 lewe kolano Schustera złamał słynny „rzeźnik”, Bask Andoni Goikoetxea. „Przez cały mecz ostrzegał, że to zrobi i w końcu dotrzymał słowa” – żalił się rozgoryczony Niemiec po meczu. Bernd bardzo chciał jak najszybciej wrócić do gry, toteż pojechał do ojczyzny do doktora Schneidera, który jednak nie zrobił z jego kolanem nic dobrego. Blond Anioł powrócił do Hiszpanii na operację u doktora Banosa. Jednak cud był niemożliwy i piłkarz musiał opuścić Mistrzostwa Świata w roku 1982. Podczas ostatniego miesiąca sezonu po zażartym pościgu Barcelona przegrała Mistrzostwo Hiszpanii z Realem Sociedad San Sebastian. Drużynie z kraju Basków nie sprostały ani gole Quiniego, ani praca Zuvirii czy Migueliego, ani nawet magiczny Urruti. Na pocieszenie Barçy zostało zwycięstwo w Pucharze Zdobywców Pucharów i był to najważniejszy moment za kadencji Lattka.

Z kolei sezon 1982/83 zdecydowanie najbardziej pamiętany jest przez kibiców z powodu nabycia przez FC Barcelonę Diego Armando Maradony, zdaniem wielu najlepszego wtedy piłkarza na świecie. Wszystko było w jak najlepszym porządku aż do choroby Boskiego Diego. Argentyńczyk musiał z powodu żółtaczki pauzować przez dwa miesiące, jednak zanim to nastąpiło przekonał już do siebie kibiców dzięki swojej znakomitej lewej nodze. Z kolei Bernd odczuwał psychologiczne skutki kontuzji, przez którą musiał opuścić Mundial, nic więc dziwnego, że jego gra nie była najlepsza. Za to niedługo skończyły się jego problemy z kolegami z kadry narodowej, Breitnerem, Rummeniggem czy Stielikem oraz trenerem Derwallem. Bernd po prostu zrezygnował z występów w kadrze. Ostatni mecz w niej rozegrał w wieku zaledwie 23 lat. „Jestem szczęśliwy w klubie i od dziś będę grał tylko w FC Barcelona. Moja drużyna narodowa nic dla mnie już nie znaczy.” – podsumował swoją decyzję. A Barça grała nierówno, toteż Bernd szybko stracił szacunek dla trenera. „Lattek to pijaczyna” – rzekł kiedyś w jednym z wywiadów. Po jednym z przegranych spotkań doświadczony szkoleniowiec został zwolniony, zaś jego następcą został Argentyńczyk Menotti. Od razu wziął się do roboty. Azulgrana grała coraz lepiej i znów wywalczyła Puchar Króla. Natomiast Mistrzem Hiszpanii został Athletic Bilbao trenowany przez Javiera Clemente.

Sezon 1983/84 wlał w serca fanów nową nadzieję. Menotti w krótkim czasie stał się uwielbiany za swoje spektakularne, aczkolwiek efektywne, sposoby gry w piłkę. Wielu kibiców było pewnych, że argentyński duet Menotti-Maradona może osiągnąć wiele, wliczając w to mistrzostwo kraju. Jednak po raz drugi na drodze Barçy stanął Andoni Goikoetxea. Złamał kolano Schusterowi, złamał też Maradonie w kolejnym meczu Athletiku z Barceloną. Następne 4 miesiące Azulgrana grała bez Diego i z nieregularnie grającym Berndem, który porównywał mecze w Bilbao do wojny w Korei. Drużyna z kraju Basków po raz drugi z rzędu zdobyła mistrzostwo, zaś finał Pucharu Króla rozgrywany między Dumą Katalonii a Athletikiem przeszedł do historii, niekoniecznie z powodów czysto piłkarskich. Bilbao wygrało ten pełen przemocy mecz, momentami przeistaczający się w regularną bitwę. Schuster musiał opuścić plac gry, jednak Maradona, Migueli i reszta walczyli do końca, niestety bez skutku. Po tym meczu Menotti postanowił opuścić Katalonię. To samo zrobił Maradona, który przeniósł się do Neapolu.

Kolejny sezon 1984/85 przyniósł totalny brak nadziei. Według kibiców wygranie czegokolwiek graniczyłoby z cudem, zwłaszcza po odejściu Maradony. Jednak latem 1984 zupełnie nowy Bernd Schuster powiedział dziennikarzom po meczu: „Teraz bez Diego ja będę wykonywał rzuty karne. Ja będę rządził w linii pomocy. Zobaczycie, że wygramy ligę.” Wszyscy uważali to ledwie za puste słowa. Ale mało znany gracz ze Szkocji nazwiskiem Archibald oraz odnowiony Blond Anioł wystarczyli, żeby zbudować dobrą drużynę, grającą wokół nich. Trenerem został Anglik Terry Venables, który od razu wpoił swoim podopiecznym nowe pomysły odnośnie pressingu. Co do Schustera, to był on teraz na boisku tak zwanym „wolnym elektronem.” To musiało się skończyć Mistrzostwem Hiszpanii, pierwszym od wielu lat. Bernd z tygodnia na tydzień był niezmiennie najlepszym zawodnikiem Primera Division. Również inni zawodnicy, jak np. Caldere, Carrasco, Urruti, Migueli czy Julio Alberto byli ważnymi ogniwami zespołu.

W okresie letnim roku 1985 wszyscy w Barcelonie oczekiwali nowego sezonu oraz liczyli na kolejne zwycięstwa w Lidze Hiszpańskiej i Lidze Mistrzów. Także fani liczyli na wiele. Jednak wkrótce zaczęły się problemy Bernda oraz „Archigoala” z trenerem Venablesem. Również zachowanie prezydenta klubu nie podobało się kapitanowi. „Tu jest gorzej niż w Afryce” – biadał Schuster próbując porozmawiać z Nunezem na temat premii dla piłkarzy. W lidze Barcelona grała nierówno i wkrótce straciła szanse na mistrzostwo, jednak w Lidze Mistrzów szło Azulgranie dobrze. Nawet słynny Juventus musiał ulec Barcelonie, a w finale w Sewilli na Dumę Katalonii czekała Steaua Bukareszt. Wydawało się, że zespół z Katalonii zmiecie przeciwników z powierzchni boiska. Jednak utrzymywał się remis. W 73 minucie Terry Venables zarządził zmianę. Moratalla zmienił…Bernda Schustera. Blond Anioł był bardzo zły. Wiedział już, że Anglik chce zdobyć Puchar bez niego, że ma go dość. Postanowił więc opuścić wcześniej stadion, żeby spotkać się z rodziną. W hotelu obejrzał w telewizji końcówkę meczu oraz Barcelonę przegrywającą finał poprzez spudłowanie aż 4 rzutów karnych. Bernd myślał, że Venables zostanie zwolniony. To właściwie nie było logiczne zachowanie, gdy Anglik ściągnął Niemca z boiska. Być może kapitan w końcówce meczu popisałby się jakimś rozpaczliwym strzałem dającym zwycięstwo, co za kilka lat uczyni Ronald Koeman. Ale Bernd nie miał takiej szansy. Bez niego Barça nie strzeliła 4 karnych, jednak on był temu niewinny. Jednak prezydent Nunez i trener Venables oskarżyli Schustera o przegraną. „Bernd nigdy więcej nie założy stroju Barçy” – rzekł Nunez, odnosząc się do ucieczki Niemca ze stadionu. Był to bardzo trudny, a zarazem szokujący moment dla każdego piłkarza i kibica Blaugrany.

Następny sezon był ostatnim spędzonym przez Bernda Schustera w stolicy Katalonii. Już po kilku spotkaniach wiadomo było, że dni Venablesa w klubie są policzone. Jego następcą został Luis Aragones, który przywrócił Niemca do łask. Bernd znów był liderem i kluczowym graczem zespołu. Jednak marzenia o Pucharze UEFA zakończyły się na Bayerze Leverkusen, późniejszym zdobywcy trofeum. Puchar Króla był jedynym sukcesem Barçy w tym sezonie. A po sezonie Blond Anioł podpisał kontrakt z wrogiem Barcelony – Realem Madryt. Chciał zapomnieć o gorzkich chwilach w Katalonii i zacząć nowe życie daleko od ukochanego miasta. Pewien okres w historii klubu zakończył się. Wielu fanów nie wyobrażało sobie Blaugrany bez Schustera, który potrafił sam wygrywać mecze dla klubu, „Myślę, że mój czas nadszedł i spróbuję zacząć nowe życie w Madrycie, żeby udowodnić samemu sobie, iż nie jestem winny wszystkim problemom klubu. Spróbuję zapomnieć o złych momentach w Barçy i skoncentrować się tylko na tych dobrych. Spędziłem w klubie 8 najlepszych lat mojego życia i to nie może być zapomniane. Mam nadzieję, że Barcelona zostanie w moim sercu na zawsze.” – rzekł na pożegnanie.

Było lato roku 1988. Bernd był wolnym zawodnikiem, jako że jego kotrakt z FC Barceloną skończył się. Nic więc dziwnego, że miał wiele ofert z całej Europy, wliczając w to czołowe kluby włoskie. Jednak Niemiec doszedł do wniosku, że dla jego rodziny, a przede wszystkiem dla jego dzieci, rozpoczęcie nowego życia w innym kraju będzie bardzo trudne, zwłaszcza jeżeli nie będzie tam szkół niemieckojęzycznych, więc postanowił pozostać w Hiszpanii. Podpisał kontrakt z madryckim Realem. Przez pewien czas był to sekret, gdyż wiedziały o tym tylko osoby zainteresowane. Jeszcze wiosną tego samego roku Bernd i Gabi spotkali się z prezydentem Realu, Ramonem Mendozą, w paryskiej restauracji Taillerent. Podczas tej rozmowy wszystkie szczegóły transferu zostały uzgodnione. Rodzina Schusterów przeniosła się do stolicy Hiszpanii z myślą o nowym początku, daleko od kłopotów i skandali, w poważnym klubie, który ściągnął Blond Anioła z myślą o sukcesach w Lidze Mistrzów.

W sezonie 1988/89 Real miał dobry zespół, który tworzyli tacy zawodnicy jak Butragueno, Hugo Sánchez, Buyo, Michel, Camacho, Gallego czy Chendo. Królewscy 3 razy z rzędu zdobywali Mistrzostwo Hiszpanii, jednak w Europie szło im słabo. Początek w Madrycie był trudny dla Bernda. Styl Realu i styl Barcelony kompletnie się od siebie różniły. Ale już w drugim miesiącu zdołał wpasować się w styl gry Los Blancos i drużyna zaczęła grać z większym polotem. Trener Beenhakker umiejscowił Schustera w linii pomocy i dał mu wolną rękę co do jego boiskowych poczynań. W końcu Real zdobył mistrzostwo 4 raz z rzędu. Wygrał również Puchar Króla, pokonując w finale Real Valladolid. Sezon był znakomity, co podkreślał potem szczęśliwy Bernd. Jednak w Europie, w półfinałach lepszy od Królewskich okazał się włoski AC Milan. Bernd marzył o zdobyciu trofeum, gdyż finał odbywał się na Camp Nou, jednak nie było mu dane tam zagrać. „Jestem tu szczęśliwy, mimo iż w porównaniu do Barcelony jest to dla mnie wielka zmiana. Odnalazłem tu spokój i cieszę się, że mogę grać z tygodnia na tydzień i zwyciężać. Wiem, że nie jestem teraz gwiazdą, ale drużyna tego nie potrzebuje – my wszyscy jesteśmy jak jedna wielka gwiazda.” – mówił w wywiadach.

Przyszedł następny sezon. Holendra Leo Beenhakkera na stanowisku szkoleniowca Los Blancos zmienił Walijczyk John Toshack. Karierę zakończył Camacho, zaś ściągnięty został Hierro. Real nadal był wielką drużyną. A jak grał! W sezonie piłkarze z Madrytu zdobyli aż 109 bramek, rekord do dziś nie pobity. Hugo Sánchez wespół z Bułgarem Hristo Stoiczkowem został najlepszym strzelcem Europy, z niesamowitą liczbą 38 goli w sezonie. A mówimy tu oczywiście o samej tylko lidze. Swoim własnym światłem błyszczał inny świetny zawodnik Realu Martin Vazquez, a co do Bernda, to fani w Madrycie często wołali na niego „Torero, Torero”, co zarezerwowane było dla najlepszych. Real znów wygrał ligę, natomiast Puchar Króla powędrował do Barcelony. Co więcej, Puchar Mistrzów znów wywalczył AC Milan, co było całkowitym zniszczeniem planów Realu, który miał znakomitą drużynę, lecz w konfrontacjach z drużynami z Włoch nigdy mu nie szło. Bernd zagrał cały sezon jako libero, pomiędzy liniami obrony i pomocy, mogąc atakować kiedy mu tylko przyjdzie ochota. Toshack często podkreślał, że Schuster jest zawodnikiem, bez którego Realowi nie szłoby tak dobrze.

Gdy skończył się sezon, wielu piłkarzy szykowało się do udziału w Mistrzostwach Świata 1990. Real miał w planach tournee w celach sparingowych do Meksyku i Południowego USA. Jednak jedynie Schuster, Buyo i Hugo Sánchez ze wszystkich gwiazd Los Blancos byli dostępni, reszta przebywała we Włoszech na Mundialu. Niestety Bernd doznał kontuzji pleców i chciał opuścić zespół. I tu wkroczył prezydent Mendoza, który miał chrapkę na takich zawodników jak Hagi czy Prosinecki. Widział on swą szansę na zastapienie niemieckiego mózgu swej drużyny nowymi młodymi gwiazdami piłki wschodnioeuropejskiej. Poprzez prasę Mendoza zaatakował Bernda, oczekując gwałtownej odpowiedzi. „To tylko dzieciak, chciał opuścić zespół przebywający na tournee. To nieprofesjonalne. Poza tym chciał, by dołączyła do niego rodzina. To nie jest wycieczka wakacyjna. On jest szalony.” – grzmiał Ramon Mendoza.

Po tournee, ku wielkiemu zdziwieniu fanów, prezes zaprosił Bernda do swojego gabinetu, by uzyskać jego własną zgodę na transfer. Schuster pragnął pozostać w Madrycie na tych kilka ostatnich lat swojej kariery, a przynajmniej ten rok, który mu został do końca kontraktu. Co więcej, trener Toshack mówił, że sprzedaż Niemca to jego pomysł. A były już piłkarz Los Blancos dostał wolność i wiele milionów peset za opuszczenie Realu, mimo że fani chcieli, żeby został. Bernd musiał zacząć myśleć o przyszłości. Rozpoczął się nowy sezon. Real pokazał, że bez mózgu w osobach Bernda i Martina Vazqueza nie gra tak jak kiedyś. Ale było już za późno. Schuster pragnął pozostać w Madrycie, gdzie zadomowiła już się jego rodzina. Wtedy zgłosiło się mające dobry zespół, lecz grające słabo Atletico Madryt. Prezes Gil na początku nie bardzo chciał pozyskać Bernda Schustera, lecz w końcu wyraził zgodę. W październiku roku 1990 rozpoczęła się nowa przygoda.

Gdy nasz bohater opuścił Real Madryt, wielu kibiców sądziło, że czasy Blond Anioła w La Liga dobiegły końca. Na zakończenie jego kariery chciały go mieć u siebie kluby z Japonii, USA, Meksyku, Szwajcarii i Niemiec. Ale Bernd miał ledwie 30 lat i daleki był od zawieszenia butów na kołku. Poza tym jego rodzina znakomicie się czuła w Madrycie…

Jak już wspomniałem, w październiku roku 1990 prezes Atletico Madryt, Jesus Gil, postanowił ściągnąć Schustera do swego klubu. Swoją czerwono-białą przygodę Bernardo, jak go często nazywano w Hiszpanii, rozpoczął w równe 10 lat po przyjeździe do tego kraju. Znów niepewna przyszłość, lecz wielkie marzenia do spełnienia. Dziennikarze byli sceptyczni. Ich zdaniem Jesus Gil i Bernd Schuster w jednym klubie to zbyt wiele.

Po zaledwie 3 dniach treningu, nasz bohater zadebiutował w barwach nowego klubu w spotkaniu przeciwko Sportingowi Gijon. Było to pierwsze zwycięstwo Atletico w nowym sezonie i jednocześnie zapowiedź lepszych czasów, a nawet pościgu za czołówką. Dwa miesiące później Atletico było jedynym zespołem mogącym zagrozić barcelońskiemu Dream Teamowi z Cruyffem, Laudrupem, Stoiczkowem i spółką.

A cudowi było na imię Bernd. Co tydzień Calderon Satdium wypełniał się po brzegi kibicami marzącymi o mistrzostwie. Trener Ivic zbudował świetny zespół wokół Schustera: znakomity bramkarz Abel Resino, doskonała linia obrony z Tonim, Aguilerą i Solozobalem, w końcu szybki atak składający się z Futre i Manolo. Partnerami Blond Anioła w linii pomocy byli Vizcaino i Donato. Bernardo z kolegami wciąż walczył o mistrzostwo, zaś Real walczył o utrzymanie. Ani Hagi, ani Prosinecki, ani Milla nie dołączyli do Los Blancos. Niestety, pechowym zbiegiem okoliczności Mistrzem Hiszpanii została FC Barcelona. Jednakże Atletico, już po zwolnieniu trenera Ivicia, zdobyło Puchar Króla, pokonując w finale Real Mallorca. Był to pierwszy sukces zespołu od wielu lat. Tym samym Berns Schuster przeszedł do historii jako zdobywca Pucharu z trzema największymi klubami hiszpańskimi.

„Wiem, że większość ludzi uważa mnie za zwykły blef marketingowy, ja jednak ciężko pracowałem na to zwycięstwo i wierzę, że w następnym sezonie może być tylko lepiej.” – to zdanie ucieszyło kibiców Atletico, którzy już nie mogli się doczekać sezonu 1991/92 oraz gry w Pucharze Mistrzów i udowodnienia, że znów mają wielką drużynę.

Sparingi przed sezonem pokazały, że Atletico będzie groźne dla najlepszych, a ze szczególnie dobrej strony pokazali się w nich Schuster i Moya. Nowy trener – Luis Aragones – wykazał się znakomitym zmysłem taktycznym i nowy sezon w La Liga rozpoczął się świetnie. Do stycznia wydawało się, że klub z Vicente Calderon wygra, jednak krok za krokiem przewagę zaczęła zyskiwać Barcelona. Tydzień przed jedynym jak do tej pory triumfem w Lidze Mistrzów, Duma Katalonii zapewniła sobie również Mistrzostwo Hiszpanii. Jedynym, aczkolwiek dość marnym, pocieszeniem dla Atletico był fakt, że Manolo z 27 golami na koncie został pichichi.

Również w Europie Los Rojiblancos nie szło. Pokonali co prawda Olympiakos, Manchester i Brugię, lecz nie dali rady Parmie. Niezapomniany, raczej ze złej strony, sędzia Schmidthuber podyktował Włochom 2 rzuty karne z kapelusza i w atmosferze skandalu Atletico przegrało mecz. Po spotkaniu niemiecki sędzia dowiedział się od Bernda w niewybrednych słowach, co Hiszpania myśli o jego postawie.

Ale ciągle został Puchar Króla. Finałowy mecz przeciwko Realowi Madryt był ważnym momentem dla Atletico. Już w 9 minucie bramkę dla Los Rojiblancos przepięknym uderzeniem z 30 metrów zdobył…Bernd Schuster. W drugiej połowie swą magiczną lewą nogą na 2-0 podwyższył Futre. Atletico Madryt zdobyło Puchar drugi raz z rzędu. Natomiast Blond Anioł ustanowił swoisty rekord, zdobywając trofeum już po raz szósty. Po finale król Juan Carlos zaprosił Niemca na prywatną pogawędkę.

Przed rozpoczęciem sezonu 1992/93 kibice wyrazili oczekiwanie na zwycięstwo w La Liga. Wzmocnieniem składu została gwiazda piłki meksykańskiej – Luis Garcia. Drużynie jednak szło różnie. W grudniu 1992 Schuster doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry na 3 miesiące. Los Rojiblancos pokazali swoje uzależnienie od Niemca i przegrali tytuł, który po raz kolejny padł łupem FC Barcelony. A o niewywalczenie tytułu oskarżony został…Bernd. W końcu zespół opuścili Futre i trener Aragones. Schuster pozostał do kwietnia, lecz z prezesem Gilem nie byli już w najlepszej komitywie. W końcu Niemiec został odsunięty od drużyny. Mógł trenować, ale nie miał co marzyć o grze. Tak było do 30 czerwca 1993 roku. Wtedy Bernd postanowił wrócić do ojczyzny.

Wiele klubów chciało zatrudnić Blond Anioła, jednak największą inicjatywą wykazał się Bayer Leverkusen. Pierwszy sezon Bernda po powrocie do Bundesligi był na tyle dobry, że kibice zaczęli się domagać od Bertiego Vogtsa powołania dla Schustera na Mundial do USA. Ten nie przychylił się do ich prośby. A i sam 35letni już pomocnik nie był tym zainteresowany. W Leverkusen spędził jeszcze dwa sezony, bez znaczących sukcesów.

Latem roku 1996 amerykański klub z Kalifornii, San José Clash, zaprosił Schustera na ich tournee w Chinach. Zespół ten chciał ściągnąć Niemca już rok wcześniej, teraz natomiast Amerykanie pragnęli przekonać go do ich zespołu zanim podpisze kontrakt z kimś innym. W przeciągu dwóch tygodni pobytu w Azji, Bernd rozegrał 3 spotkania. Clash potrzebowało również bramkarza, więc Schuster polecił swojego kolegę z Atletico – Abela Resino. Jako ciekawostkę dodam, że ów golkiper w roku 1991 znalazł się w Księdze Rekordów Guinessa, po tym jak nie puścił bramki przez przeszło 1000 minut. W końcu jednak obaj opuścili drużynę, mimo że w sparingach wypadli dobrze. Zaskoczeniem na pewno był fakt ogłoszony przez San José Clash głoszący, jakoby zespół ten nigdy nie był zainteresowany sprowadzeniem Bernda. Po powrocie do Niemiec Bernd miał ofertę z holenderskiego Vitesse Arnhem, jednak nic z tego nie wyszło. Jednakże jeszcze nie zakończył kariery. Czekał na niego jeszcze jeden klub.

Przez najbliższy rok Bernd myślał nad swoją przyszłością, aż w końcu postanowił pograć jeszcze trochę. W grudniu 1996 pojechał do Meksyku, gdzie miał grać w zespole UNAM Pumas. Mimo już 37 lat na karku, Bernd wierzył, że ciągle potrafi grać w piłkę, co więcej, robić to lepiej niż większość pomocników. Poza tym nie chciał jeszcze kończyć z czymś, co robił odkąd był dzieckiem. Jakie byłoby życie bez codziennego grania i trenowania? Bernd uważał, że bardzo trudno byłoby dać sobie spokój z grą, wiedząc, że ciągle może dać coś z siebie na boisku, a i znajdą się kluby zainteresowane ściągnięciem piłkarza jego pokroju. Nie był już tak szybki jak kiedyś, ale nadal umiał myśleć na boisku jak nikt inny. „Klasa wciąż pozostała” – mówił w pierwszym wywiadzie dla prasy meksykańskiej – „Nigdy nie myślę o swoim wieku. Jedyną ważną rzeczą jest to, że kocham futbol i nadal mogę zrobić wiele dobrego dla UNAM, dlatego tu jestem.” Gdy dziennikarz spytał go o płacę, Bernd odparł: „Pieniądze nie są najważniejsze, jestem tu aby grać, kocham grać.”

Blond Anioł opuścił swą rodzinę mieszkającą w Europie, by ostatni raz zagrać w piłkę. Bardzo tego chciał i uważał, że może zakończyć swą karierę z MLS, jeśli powiedzie mu się w Meksyku. Trener Lucho Flores, który był rok młodszy od Bernda, mówił, że cieszy się, iż taki klasowy piłkarz będzie grał w jego klubie, jednak stwierdził, że to w końcu tylko czlowiek i jak każdy będzie musiał dostosować się do meksykańskiego stylu gry. A drużyna Pumas była młodym zespołem – większość graczy nie ukończyła jeszcze 23 lat. Także i teraz klub ten uważa się za autentyczną „fabrykę piłkarzy.” Fani klubu nie byli zbytnio zadowoleni ze ściągnięcia aż 5 obcokrajowców w ciągu jednego roku, ale Schuster był w końcu gwiazdą klasy światowej. W sumie w Meksyku nie pograł długo. Już w roku 1997 zakończył piłkarską karierę i postanowił zająć się czym innym.

Jeszcze za czasów gry w Atletico Madryt Bernd Schuster postanowił w przyszłości zostać trenerem, gdyż uważał za niewykonalne przebywać z dala od stadionu, od zapachu murawy i codziennych treningów. Poza tym mógłby w końcu wygrać Puchary, które przegrał jako piłkarz. Kształcić na trenera zaczął się po powrocie do Niemiec, do Leverkusen. W czasie pobytu w Meksyku przerwał studia trenerskie, jednak w maju 1997 rozpoczął swój ostatni semestr w Wyższej Szkole Sportowej w Kolonii. Latem tego roku prezes Fortuny Koeln, Jean Loering, doszedł do wniosku, że Blond Anioł będzie idealnym trenerem dla jego zespołu z powodu charakteru zwycięzcy. Loering pragnął również umożliwić tej legendzie niemieckiego piłkarstwa dobry start w karierze trenerskiej. W listopadzie roku 1997 Schuster dostał licencję trenerską, lecz szkoleniowcem Fortuny już wtedy był.

Bernd radził sobie na ławce trenerskiej na tyle dobrze, że w tym mniej znanym klubie z Kolonii spędził zaledwie sezon, by wylądować w tym bardziej znanym – FC Koeln, który właśnie spadł z 1.Bundesligi. Jednak nawet tak utalentowany szkoleniowiec, jakim był Bernd Schuster nie zagwarantował powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Gdy Blond Anioł odchodził z FC Koeln, zespół terminował w środku tabeli. Powrót do 1.Bundesligi nie wchodził już w tym sezonie w grę. Mimo kilku ciekawych ofert, postanowił nie wiązać się z żadnym klubem na stałe, by liznąć trochę więcej światowej trenerki.

Zaczął od wizyt na treningach u światowej sławy szkoleniowców: w Arsenalu Arsene’a Wengera, Feyenoordzie Leo Beenhakkera, Atletico Claudio Ranieriego, FC Barcelonie Louisa Van Gaala czy nawet w przygotowującej się do EURO 2000 kadrze Hiszpanii José Antonio Camacho. „Dopiero się uczę.” – mówił – „Mam swój własny styl, jednak ciekawi mnie jak pracują trenerzy odnoszący sukcesy.”

W styczniu roku 200 zmarł jego ojciec, Dieter, jednak Bernd nie miał zamiaru skontaktować się z rodziną. Kilka tygodni później jego siostra, Claudia, napisała list otwarty do prasy krytykujący brata. Tymczasem Gabi nie chciała rozmawiać o byłej rodzinie męża.

Przed EURO 2000 w Belgii i Holandii Bernd został zaproszony na ceremonię losowania. Tam UEFA nagrodziła go jako najlepszego zawodnika EURO 1980. W tym samym czasie swoje nagrody odbierali inni wielcy futbolu: Beckenbauer, Suarez, Panenka, Platini…

Bernd znalazł pracę w telewizji niemieckiej na czas EURO 2000. W tym samym czasie łączono go z kilkoma klubami hiszpańskimi, takimi jak Mallorca, Racing Ferrol czy Zaragoza, jednakże on wolał Niemcy.

W wyborach na prezesa Barcelony Schuster wsparł Joana Gasparta. „On jest właściwym człowiekiem na to stanowisko. Jest w klubie od 20 lat i wie, jak to działa.” – mówił na różnego rodzaju spotkaniach z fanami. Dwa miesiące później został klubowym scoutem, wyspecjalizowanym w niemieckim rynku piłkarskim.

Pojawiał się również w hiszpańskich wiadomościach. Zwykł wspierać, bądź krytykować piłkarzy. Mówił na przykład: „Owermars może być wielkim piłkarzem, potrzebuje tylko więcej pewności siebie.” Po wypowiedzi Valdano krytykującej Barcelonę rzekł: „Valdano jest na właściwym miejscu, generalnego managera Realu Madryt. On uwielbia gadać, często od rzeczy – to zwykła papla.”

W listopadzie na Camp Nou miał powrócić noszący strój Realu Madryt były piłkarz Azulgrany, Portugalczyk Luis Figo. Nie mogło to się obejść bez stosownego komentarza Bernda Schustera: „W następny weekend będziemy świadkami dwóch spotkań, najpierw Barcelona – Real Madryt, potem Cules – Figo.” – mówił – „Pamiętam dzień, kiedy sam powróciłem na ten stadion w stroju Królewskich. Bardzo trudno było mi grać. Nie mogłem się odpowiednio skoncentrować na samej grze.”

Gdy Barcelonę dotknął kryzys, zwolniono trenera Serra Ferrera. Jego następcą został Charly Rexach. Dlaczego nie Bernd Schuster? Otóż dlatego, że zdaniem zarządu klubu, Niemiec był jeszcze zbyt młody na powierzenie mu tak zasłużonego klubu.

W końcowej fazie sezonu 2000/01 Bernd siedział w domu, czekając na odpowiednią ofertę z klubu, chętnego na zatrudnienie go. W międzyczasie dotknęła go poruszająca wiadomość, która wstrząsnęła zresztą całą Katalonią. Otóż po jednym z meczów Ligi Mistrzów w wypadku samochodowym zginął były piłkarz Azulgrany – Urruti.

W czerwcu 2001 roku Bernd Schuster został trenerem hiszpańskiego Xerez CD. Jednak nie zrobił tam furory. Dwa lata później zaczął trenować ukraiński klub Szachtar Donieck. Z zespołem tym zdobył Wicemiistrzostwo Ukrainy, zaledwie 3 punktami przegrywając z Dynamem Kijów. Następny sezon to znów Hiszpania. Tym razem Levante. Jednak 18 miejsce i spadek z Primera Division nikogo nie zadowolił. Bernd został zwolniony. W obecnym sezonie trenuje innego hiszpańskiego pierwszoligowca, Getafe. W pierwszej fazie sezonu klub ten był rewelacją rozgrywek. Po ostatniej kolejce rozgrywek Schuster i spółka zajmują 10 miejsce w tabeli – bezpieczne, lecz bez rewelacji.

Dzisiaj legenda Bernda Schustera żyje raczej już tylko w pamięci starszych i co bardziej zagorzałych fanów piłki nożnej. Jego mit nie przetrwał tak, jak na to zasługiwał. Przyczynił się do tego lekko niesforny charakter, ale również szybka rezygnacja z występów w kadrze narodowej, a co za tym idzie, brak występów w wielkich imprezach piłkarskich, stanowiących zdecydowanie największą reklamę w światowym futbolu.

W latach 1982-84, jak wszyscy wiemy, Blond Anioł występował w FC Barcelonie u boku samego Diego Maradony. Po latach pewien dziennikarz zapytał go: „Jakie to uczucie, grać u boku samego Maradony?” Schuster odparł: „To on grał u mojego boku, a nie odwrotnie.” Ten krótki cytat jest na pewno całkowitą i trafną kwintesencją błyskotliwej kariery Bernda. Kariery niesfornego geniusza.


Urruti, Javier Urruticoehea (1981 – 1988)

O tym, że bramkarz, to pozycja bardzo niewdzięczna, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Jeśli napastnik zmarnuje sytuację, nikt raczej nie będzie go za to winił. Podobnie, jeśli pomocnik straci piłkę w środku pola. Jeśli to obrońca popełni błąd, jest jeszcze nadzieja, że wszystko naprawi bramkarz. Jeśli z kolei to golkeaper się pomyli, może być pewnym, że spłynie na niego fala krytyki, bowiem za swoimi plecami ma tylko siatkę. W historii Barcelony tylko kilka razy jakiemuś bramkarzowi udało się zostać docenionym. Jednym z nich był Francisco Javier González Urruticoechea czyli Javier Urruti.

Gipuzkoa to jedna z północnych prowincji Baskonii. Jej stolicą jest San Sebastian. 17 listopada 1952r., w tym mieście, ze światem przywitał się jeden z najlepszych piłkarzy w historii Euskadii (kraju Basków). Jak to zwykle bywa w przypadku wielkich graczy, jego kariera potoczyła się szybko. Zaczął w młodzikach lokalnej drużyny Lengo Koak. Następnie przeszedł do Sanse, ale to był tylko przystanek przed większym klubem – Realem Sociedad San Sebastian. Przejście do drużyny, której pierwsza ekipa grała w Primera Division nie było błędem. Mierzący 1,82m zawodnik błyskawicznie rozwinął tam swoje wysokie umiejętności i w wieku 17 lat zadebiutował w la Liga. Swoje pierwsze 90 minut „zaliczył” podczas pierwszej kolejki sezonu 1973-74. Choć piłkarze Granady C.F pokonali go dwukrotnie (Echecopar 42′ i Duenas 83′) to zawodnik na dobre wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce baskijskiej drużyny. Zagrał we wszystkich 34meczach, puszczając 47bramek i 8-krotnie zachowując czyste konto. Dzięki jego postawie baskijska drużyna zajęła 4 miejsce na zakończenie sezonu. 

Nowy sezon. W bramce Urruti. Bronił przez trzy mecze, później między słupkami zmienił go Artola. Na razie to tylko epizod, bo w 5kolejce na placu gry wybiegł Urruti. W 9. kolejce siatki baskijskiej jedenastki strzeże Artola, który na miejscu między słupkami wytrwał do końca sezonu. Bilans Urruteigo – 8 straconych bramek w 7meczach nie był imponujący. Bramkarz tylko w dwóch spotkaniach – z Malagą (3. kolejka) i Valencią (7.kolejka) nie dał się pokonać żadnemu zawodnikowi rywala. Mimo to, Urruti miał jakiś wkład w to, że Baskowie obronili czwartą lokatę. 

Nadeszła pora by rozpocząć kolejny rok ligowych zmagań w Hiszpanii. Javier znów stał się podstawowym bramkarzem Realu Sociedad San Sebastian, bowiem Artola odszedł do Barcelony. Urruti bronił przez pierwsze 25 kolejek, od 26-tej jego miejsce zajął Arconada. Tym razem statystyki są następujące 33 stracone bramki i 5-razy czyste konto. Ten rok był o wiele gorszy w wykonaniu piłkarzy z San Sebastian. Erreala zajęli 8 miejsce. Wynik co najmniej średni, a w perspektywie ławka rezerwowych. I tak właśnie się stało. Urruti nawet raz nie był w stanie wygrać rywalizacji z Arconadą. Nadeszła pora by zmienić otoczenie, dlatego przeszedł do siódmej ekipy w kraju – Espanyolu.

W katalońskim klubie przybysza czekała ciężka walka o miejsce w podstawowej jedenastce. W razie urazu, bądź słabszej dyspozycji Echevarii alternatywą był Fernandez, Urruti był dopiero trzecią opcją. Ciężka praca na treningach jest jednak w stanie zdziałać cuda i od ósmej kolejki to Bask miał niepodważalne miejsce w drużynie biało-niebieskich. W swoim debiutanckim sezonie w Los Pericos Urruti wystąpił w 26 meczach tracąc 43 bramki i 2-krotnie zachowując czyste konto. Nie to, było jednak najważniejsze. Dzięki swoim cudownym interwencjom bramkarz wielokrotnie ratował drużynę przed stratą bramek. To za jego sprawą Los Pericos wywalczyli 15 pozycję. 

Dostrzegł to ówczesny selekcjoner reprezentacji Hiszpanii – Ladislao Kubala. 29 marca 1978r. podczas spotkania towarzyskiego z Norwegią, w 45minucie Urruti zmienił w bramce Miguela Angela. Mecz zakończył się zwycięstwem Hiszpanów 3-0. Piłkarz zdobył chyba zaufanie szkoleniowca, bowiem wraz z reprezentacją kraju pojechał na Mundial do Argentyny. Niestety nie zagrał nawet minuty, ponieważ z numerem jeden grał doskonale znany Urrutiemu, Luis Arconada.

Zaczął się sezon 1979-80. W drużynie Espanyolu nikt nie miał wątpliwości kto powinien bronić od pierwszej do ostatniej kolejki. Echevarria musiał na dobre pogodzić się z rolą drugiego bramkarza i zaliczył tylko 5 występów. W pozostałych 29 na plac gry wybiegł Urruti. Choć zaliczył katastrofalny występ z Zaragozą, w którym dał się pokonać aż 8-krotnie to i tak był kochany przez kibiców. Drugi sezon w Los Pericos upłynął bramkarzowi pod znakiem efektownych parad i aż 12-krotnym zachowaniem czystego konta. 33 stracone bramki w 29 meczach i 7 pozycji w górę względem poprzedniego sezonu – można było być w miarę zadowolonym. 

Kolejny rok zawodnik zapamiętał nie tylko dlatego, że stał między słupkami katalońskiej ekipy przez wszystkie 34 kolejki, od pierwszej, do 90 minuty. Nadszedł czas na debiut w drużynie Euskadi XI. Reprezentacja Baskonii, bo to ona kryje się pod tą nazwą powstała już w 1915r., a swój pierwszy mecz rozegrała przeciwko swojemu katalońskiemu odpowiednikowi. Gracze z północy Hiszpanii wygrali to spotkanie 6-1. Kilkanaście lat później wybuchła wojna domowa, nastał reżim Franco i reprezentacja dumnej nacji, bardzo świadomej swojej odrębności kulturowej, musiała zniknąć. Do życia powróciła w 1979r. Wtedy do Baskowie rozegrali swój pierwszy, od dawien dawna, mecz z Irlandią Północną. Wygrali go 4-1, a w bramce stał. Arconada. W spotkaniu z Bułgarią (23 grudnia 1979) zastąpił go Urruti. W swym debiucie, w Donostii, nie dał się pokonać rywalom ani razu, a jego drużyna odniosła zwycięstwo 4-0. Piłkarz jeszcze tylko raz dostąpił zaszczytu gry dla Euskadi XI. Miało to miejsce 03 sierpnia w Gasteiz. W towarzyskim spotkaniu Węgry uległy gospodarzom 5-1. Jedyną bramkę dla gości zdobył Amorrortu w 40’minucie wykorzystując rzut karny. To spotkanie było ostatnim, które Urruti rozegrał w reprezentacji kraju Basków. Może dlatego, że kolejny mecz rozegrano dopiero 10 maja 1988, a więc tuż przed tym, jak zawodnik zakończył karierę? Wróćmy na moment do ligowych statystyk. Bramkarzowi udało się wyrównać swój rekord – 12 spotkań bez wpuszczonej bramki. 37 straconych goli i 14 miejsce na zakończenie sezonu – jak dla drugiego bramkarza kraju na pewno nie było to imponujące osiągnięcie. 

Na mistrzostwach Europy we Włoszech Urruti znowu zasiadł na ławce rezerwowych. Po raz kolejny musiał ustąpić Arconadzie. Hiszpanie bardzo szybko wrócili do domu. Nie wyszli nawet z grupy – zajmując w niej czwarte miejsce, za: Belgami, Włochami i Anglikami.

Zmagania w La Liga w ad. 1980-81 czas zacząć. W Barcelonie Urruti mógł spać spokojnie – jego miejsce w ekipie Espanyolu było niepodważalne. Wszyscy wiedzieli, że to min. dzięki niemu drużyna nadal grała w Primera Division. Drugi bramkarz – Dominguez był bez szans – na plac gry wybiegł tylko trzykrotnie. Los Pericos skończli sezon na 10 pozycji, a ich podstawowy golkeaper w 31 spotkaniach stracił 39 bramek. 8-krotnie udało mu się zachować czyste konto.

Rok 1981. Josép Lluís Nuñez, ówczesny prezydent Barcelony zdał sobie sprawę, że drużynie przydałby się nowy bramkarz. Klubowa kasa stała się biedniejsza o 55milionów peset, ale za to w klubie był nowy zawodnik i to nie byle jaki – Javier Urruti. W drużynie Barcelony zadebiutował już 4 sierpnia, w towarzyskim spotkaniu z holenderskim FC Dordrecht. Bronił przez całą drugą połowę i ani razu nie dał się pokonać zawodnikom rywali. Na drodze ku regularnym występom w pierwszej drużynie stanął pierwszy bramkarz Azulgrany, zdobywca Pucharu Zamory sprzed czterech lat – Artola. Urruti w swym debiutanckim sezonie w Barçy nie pograł za wiele. W lidze rozegrał tylko trzy spotkania, w których drużyna starciła 7 bramek. Kataloński klub zdobył wicemistrzostwo i wygrał Puchar Zdobywców Pucharów. W pierwszych meczach tych rozgrywek – z Traklą Plovdiv, Duklą Praga, Lokomotive Lipsk bronił Artola. Od półfinałowych zmagań z Tottenhamem między słupkami stał Urruti. Po wygranym 2-1, finale z Standardem Liege zawodnik mógł zapisać na swojej liście trofeów pierwszy tytuł – Puchar Zdobywców Pucharów. 

Kolejny Mundial. Tym razem Urruti nie musiał wyjeżdżać nawet z kraju, bowiem najlepsze reprezentacje świata zmierzyły się na hiszpańskich boiskach. Powołanie nie ominęło Uruttiego, który jak zwykle był zmiennikiem dla Arconady. W grupie „A” Polska, Włochy i Kamerun oraz niezły zespół Peru. Nas interesuje bardziej grupa „E”, w której grały zespoły: Irlandii Północnej, Jugosławii, Hondurasu i gospodarzy. Piłkarzom z Półwyspu Iberyjskiego udało się wywalczyć awans do kolejnej fazy rozgrywek. Tu za rywali mieli Anglików i RFN i zakończyli zmagania zajmując 3 miejsce w grupie „B”.

Nadszedł nowy sezon (1982-83) i Urruti znowu musiał walczyć o miejsce w podstawowej jedenastce. Jego rywalami byli Artola i Amador. Najmniej ligowych spotkań, spośród trójki bramkarzy Barçy zaliczył Amador (1 występ). Artola był o wiele lepszy, bowiem na placu gry gości 16 razy. Palma pierwszeństwa przypadła jednak Uruttiemu, który między słupkami staje 18-krotnie i traci 17 bramek. Rywale w 6 meczach nie mogli znaleźć recepty na pokonanie baskijskiego golkeapera. Barcelona znowu nie została mistrzem kraju, ale drużyna ma na koncie kolejny tytuł – Copa del Rey. W pierwszym dwumeczu tych rozgrywek – z Celtą bronił Amador. Potem nadeszli trudniejsi rywale jak np. Athletic Bilbao i w bramce musiał stanąć lepszy portero – Urruti. Kolejną przeszkodą był Real Sociedad San Sebastian, ze starym znajomym, Arconadą w składzie. W dwumeczu górą był golkeaper Barcelony. Czas na finał w Zaragozie. Lepszego przeciwnika trudno sobie wyobrazić – Real Madryt. Azulgrana wygrała to spotkanie 2-1 i czwartego czerwca Urruti mógł wznieść w górę Puchar Króla. To nie był koniec walki o tytuły, w tym roku. Po zakończeniu zmagań w Primera Division i Copa del Rey rozegrano pierwszą edycję Pucharu Ligi. Piłkarze Barcelony z Urrutim w bramce odprawili z kwitkiem Storting Gijon, Atletico Madryt, a w finałowym dwumeczu głównie za sprawą Maradony pokonali Real Madryt (2:2 i 2:1).

Dwa lata w Barçy, trzy poważne trofea, a w perspektywie kolejne, bowiem Azulgrana jako zdobywca Copa del Rey miała stoczyć bój z mistrzem kraju – Athletic Bilbao (o Superpuchar Hiszpanii). Wcześniej jednak mecz o Puchar Gampera. To była najwyższa pora by znowu wygrać to trofeum, bowiem ostatnio do klubowej gablotki trafił 3 lata wcześniej – w 1980r. Po meczach z Nottingham Forest (2:0) i Borussią Dortmund (2:1) cules znowu mogli być zadowoleni, ponieważ Puchar Gampera wrócił do Katalonii. Jeszcze większa fala radości ogarnęła zwolenników Blaugrany po meczu o Superpuchar Hiszpanii. Po zwycięstwach 3-1(wyjazd) i 1-0 (w domu) tytuł trafił do Barcelony. Nadszedł czas, by zacząć ligowe zmagania. Pozycja Urruteigo, byłą niepodważalna. Występ Artoli w 20. kolejce to tylko epizod. 33 mecze, 27 straconych bramek – 16razy czyste konto – rezultat może być tylko jeden. W ręce bramkarza Barcelony powędrowało trofeum Zamory. To jednak koniec tytułów w tym sezonie. W Copa del Rey, Barça przegrała w finale z Athletic Bilbao (1-0). W Lidze Mistrzów lepszy okazał się Manchester United. Na krajowym boisku 3miejsce. Pechowe, bowiem do pierwszego w tabeli Athletic zabrakło tylko jednego oczka. I jeszcze jedno nieszczęście – zdobywca trofeum Zamory, a więc ktoś kto wpuścił najmniej bramek w ciągu całego ligowego sezonu nie pojechał na Mistrzostwa Europy do Francji! Wreszcie można było myśleć o rywalizacji z Arconadą, a tu taki klops. I to do tego, wszystko, znowu przez baskijskiego bramkarza. Tym razem winowajcą stał się gracz ekipy z Bilbao – Andoni Zubizarreta.

Sezon 1984-85, Barça zaczęła bardzo dobrze, bowiem od zwycięstwa w Pucharze Gampera. Ani argentyńskie Boca Junoniors Buenos Aires (9-1), ani niemiecki Bayern Monachium, nie były w stanie (3-1) powstrzymać Azulgrany z Urruttim w bramce. Kolejnym celem stał się Puchar Carraza. W półfinale bronił Urruti, ale w następnym meczu zmienił go Amador, a Barcelona przegrała z Cadiz 3-1.Może więc nie była to dobra decyzja szkoleniowca Blaugrany? Nastał czas, by zainaugurować rozgrywki w Primera Division. Zanim liga rozkręciła się na dobre należał rozegrać pożegnalny występ Artoli i Olmo. W tym spotkaniu, Urruti zmienił pierwszego z wymienionych piłkarzy, a Fradera, tego drugiego pana. W sezonie 1984-85 z placem gry pożegnał się jeszcze Quinni, ale w tym spotkaniu baskijski bramkarz nie wystąpił. Wróćmy jednak naszymi myślami do ligi. Barcelona przewodziła stawce od samego początku. Już 25 marca drużyna mogła wywalczyć mistrzostwo. Potrzebny był tylko jeden punkt. Wszystko układało się dobrze, ale do czasu. 

Ostatnie minuty spotkania z Realem Valladolid i… arbiter Sánchez Arminio wskazuje na 11metr. Do piłki podchodzi Mágico González. Bierze rozbieg, uderza i…parada de Urruti! Cały stadion podnosi krzyk, bramkarz zostaje bohaterem dnia. Rano jeden z żurnalistów „Sportu” napisze „Urruti, t’estimo” (Urrutti, kocham cie”), ale nikt nie oskarży go o homoseksualizm. Każdy zrozumie tą radość, bowiem na mistrzostwo czekano 11 lat. 

Bilans ligowy: 33 spotkania, 25 straconych bramek i 15 raz zachowane czyste konto. Niestety ani w Lidze Mistrzów, ani w Pucharze Króla Barcelonie nie wiedzie się tak dobrze.

Nadszedł sezon 1985-86. Puchar Gampera znowu pozostał w Katalonii. Tym razem goryczy porażki zaznały Rapid Wiedeń i HSV. Kolejne trofeum, które mogła zdobyć Azulgrana to Superpuchar Hiszpanii. Niestety, w dwumeczu, to Atletico Madryt okazało się lepsze. Barcelona doszła też do finału Pucharu Króla. Niestety przegrała w nim minimalnie, bo 1-0, z drużyną Realu Zaragozy. W La Liga Urruti zaliczał regularne występy w pierwszym składzie. Na plac gry wybiegł 31 razy i stracił dokładnie tyle samo bramek. 11-krotnie udało mu się zachować czyste konto. Azulgrana została wicemistrzem kraju, ustępując tylko Realowi Madryt. O tych niepowodzeniach pozwalały zapomnieć występy w Lidze Mistrzów. Najpierw z kwitkiem została odprawiona czeska Sparta, potem portugalskie Porto, włoski Juventus i szwedzki IFK Goteborg. 

7 maja, Sewilla, finał z Steauą Bukareszt. Niektórzy już cieszyli się z Pucharu Europy, bowiem Barça była murowanym faworytem do zwycięstwa w tym meczu. Andaluzja to przecież Hiszpania, stadion był pełen cules, a zawodnicy z Rumunii byli anonimowi niemal dla wszystkich. Barça dominowała, miała sytuacje sam na sam, ale ciągle górą był bramkarz rywali – Ducadam. Mecz wbrew oczekiwaniom wszystkich zgromadzonych trwał aż 120 minut, a o tym kto wywalczy Puchar Europy miały zdecydować rzuty karne. Wszyscy mieli w pamięci sposób w jaki rok wcześniej Barça wywalczyła tytuł mistrzowski. Tylko, że wtedy w razie czego, do rozegrania było jeszcze kilka spotkań. Teraz wszystko miało rozstrzygnąć się w ciągu chwili. Zaczynają Rumuni. Do piłki pierwszy podchodzi Majearu. Strzela i… nie ma gola. Teraz pora na Azulgranę. Na jedenastym metrze staje Alexanko. Bierze rozbieg, uderza i…znowu nie ma gola. Wszystko zaczyna się od nowa. Bölöni i… górą Urruti. Pedraza i nadal mamy wynik 0:0. Cztery karne, żadnej bramki. Kolejnym egzekutorem jest Lăcătuş. Tym razem Rumuni się nie mylą. 1:0. Niestety, Alonzo nie jest w stanie pokonać Helmuta Duckadama. Za to Balint umieszcza piłkę w siatce strzeżonej przez Urrutiego. Na tablicy wyników 2:0. Następny rzut karny będzie wykonywał Marcos. Jeśli trafi Barça będzie nadal w grze, jeśli spudłuje…Strzał i koniec. Nie ma potrzeby wykonywania kolejnej serii. 2:0. Śmiało można powiedzieć „patologiczny” konkurs rzutów karnych. Na pewno nie można winić bramkarza. Obronił dwa rzuty karne. To, w normalnych warunkach, z pewnością, starczyłoby do zwycięstwa. Cóż można było poradzić na rażącą nieskuteczność graczy katalońskiej ekipy? Tak jakby na pocieszenie kibiców, Azulgrana wygrała Puchar Ligi.

I znowu Mundial, tym razem w Meksyku. W składzie Hiszpanii nie było Arconady, ale szanse Urrutiego na występ były minimalne, ponieważ pełnił rolę trzeciego bramkarza. Numerem jeden był Andoni Zubizarreta, a jego zmiennikiem Juan Carlos Ablanedo. W ćwierćfinale Hiszpania przegrała po rzutach karnych z Belgami (1:1 k:5:4), a Urruti na dobre musiał się pogodzić z tym, że w reprezentacji kraju już nie wystąpi. Ogółem w kadrze rozegrał 5 spotkań tracąc 6goli. Tylko w przegranym 1-0 meczu, z Włochami (21 grudnia 1978) był na placu gry przez pełne 90 minut. Identycznym wynikiem zakończyło się spotkanie z Czechosłowacją (14 marca 1979), w którym Urruti bronił przez drugą połowę i stracił jedną bramkę. Dwóch meczów z Danią (14 listopada 1979 i 21 maj 1980) bramkarz RSSS, Espanyolu i Barçy także nie może zaliczyć do udanych. W obu spotkaniach broni tylko w drugiej połowie i w obu, dwukrotnie, dał się pokonać rywalom. Niestety nie dostał więcej szans gry i jeśli nie liczyć powołań, można uznać, że jego kariera w reprezentacji dobiegła końca 21 maja 1980.

Zanim wrócimy do Barcelony warto wiedzieć jedną rzecz. Jeszcze przed finałowym meczem Pucharu Europy, z Steauą, działacze Azulgrany podpisali kontrakt z Andonim Zubizarretą. Taka sytuacja nie podobała się kibicom, którzy kochali charyzmatycznego Urrutiego, prawdziwego lidera na boisku i poza nim. W większości spotkań pre-sezonu bronił nowy nabytek katalońskiego klubu. Także w wygranym Pucharze Gampera. Presja cules to za mało by przekonać Terry’ego Venablesa. Choć sezon 1986-87 był najdłuższym w historii Primera Division, Urruti nie zagrał w La Liga nawet przez minutę. Zresztą trudno się dziwić decyzji szkoleniowca. Nie po to sprowadzono pierwszego bramkarz reprezentacji Hiszpanii, by między słupkami stał trzeci golkeaper kadry. „Staremu” portero Azulgrany nie były dane nawet występy w Copa del Rey. Urruti musiał pogodzić się z rolą rezerwowego – na plac gry wybiegł tylko w spotkaniach towarzyskich. Andorra, Elche, Figueras (2 razy), Nastic, Koparit, Sabadell, Tarrega – te nazwy drużyn nie rzucają na kolana. Stawkę uzupełniają dwie znane i cenione w europie marki – Manchester United i Paris Saint German. W tych 10-ciu meczach Barça straciła 15 bramek i tylko raz bramkarz Dumy Katalonii zachował czyste konto (Koparit).

Wraz z sezonem 1987-88 do Barcelony trafił Johan Cruyff, tym razem jako szkoleniowiec. Czyżby więc nadzieja na częstsze występy? Nic z tych rzeczy. Urruti mógł bronić tylko w meczach towarzyskich. Andora, Mollerusa, Ajax Amsterdam, Figueres, Tortosa, Fraga. To tylko 6 spotkań, a przecież jeszcze nie tak dawno Urruti miał pewne miejsce w podstawowej jedenastce, był idolem… Pora podjąć męską decyzję i albo odejść, albo zakończyć karierę. Zawodnik zdecydował się na drugą opcję, ale nie odłożył na bok bramkarskich rękawic. Został w Barcelonie, aby szkolić nowych golkeaperów Azulgrany. 

Pora na podsumowanie. Urruti był doskonałym bramkarzem. Miał charyzmę, stawał się kluczową postacią zespołów w których grał. Kibice go uwielbiali, a on sam, swoimi interwencjami udowadniał, że należy do światowej czołówki. Miał przy tym ogromnego pecha i nie jest tu tylko mowa o finale Pucharu Europy. Przede wszystkim chodzi o bramkarzy z kraju Basków. W tym okresie było bardzo wielu świetnych portero z tego regionu. Artola, Arconada, Zubizarreta – im wszystkim Urruti musiał stawiać czoła. A, że te postacie nie są byle kim niech świadczy, że każdy z nich zdobywał Trofeum Zamory. Nigdy wcześniej, ani później, Euskadia nie wydała w tak krótkim okresie tylu znakomitych bramkarzy. Urruti umiał pogodzić się z całą sytuacją. Wśród swoich ulubionych piłkarzy wymieniał idola z dzieciństwa, gracza Athletic Bilabo – Iríbara, Lópeza Ufarte i … Arconadę. Nie każdy umiałby tak podejść do całej sytuacji. Ale taki był Urruti, który sam opisywał siebie jako szczerego i zbyt pewnego siebie. Umiał docenić pracę innych – uważał, że największy wpływ na jego karierę mieli trenerzy, piłkarze i kibice, gdyż to dla nich starał się jak tylko mógł. Był popularny i bardzo to lubił. Miał piękne marzenie – chciał być zapamiętany jako ktoś, na kogo zawsze można liczyć. W wolnym czasie, lubił robić niemal wszystko. Grał wówczas w piłkę ręczną, słuchał muzyki klasycznej i Alberta Hammonda (autor min. „It Never Rains in Southern California”). Czytał ksiązki Pío Baroja i oglądał filmy z Paulem Newmanem. Nigdy nie zapomniał skąd pochodzi. Uważał, że najpiękniejszym miejscem na ziemi jest kraj Basków. Ideały walki o wolność miał wpojone bardzo głęboko. Kiedy zapytano go, kogo chciałby spotkać, wymienił kontrowersyjną postać argentyńskiego rewolucjonisty, Che Guevary.

23 maja, czwartkowego ranka, Urruti zapisał ostatnią kartę w księdze swojego życia. Wraz z przyjacielem wracali do domu po finale Ligi Mistrzów. Nigdy nie dojechali do celu podróży – ich samochód uderzył w barierkę na jednym z barcelońskich rond. Na zawsze pozostanie w pamięci kibiców, którzy jego imieniem nazwali nawet turniej golfowy (Trofero Javier Urruti).

„Był jednym z najbardziej wyrazistych bramkarzy w historii klubu. Poza umiejętnościami posiadał odpowiedni temperament, by grać w wielkiej drużynie. Nidy nie zżerała go presja, zawsze był w dobrym nastroju i zawsze był w stanie zaprezentować pełnię swoich umiejętności, nawet w najbardziej treningowych warunkach”. Niech te słowa Carles Rexach, trenera Barcelony i kolegi Urrutiego z boiska zakończą tą historię.

O autorze